Artykuły

Nowy Miętus i Walek Nowy

"Moralność pani Dulskiej, czyli w poszukiwaniu zagubionego czakramu" w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

"Jest oddechem" - wyznaje Bartosz Szydłowski, szef Teatru Łaźnia Nowa w Nowej Hucie. O kim łka? "Jest powrotem do prostych relacji, (...) odzywa się językiem miłości, zaufania, a nawet naiwności". No pięknie, lecz kto? Kto albo co jest cudem świeżości?... Zachwyt nad oddechem, prostotą ludową, miłością przaśną, naiwnością dziecięcą... Nie przypomina to czegoś?

Studiuję wyznanie Szydłowskiego, kontempluję wyreżyserowaną przezeń "Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej - i słyszę stare kroki. Józio i Miętus, co w "Ferdydurke" za miasto ruszyli w poszukiwaniu parobka - dalej idą? A szmer na scenie? Jest szmerem wargi Miętusa, która się do załkania uniosła, bo Miętus wreszcie parobka zobaczył - Walka o gębie naturalnej, ludowej, grubo ciosanej i zwykłej? Gombrowicz mówi: "była to gęba jak noga!". Zatem? Dalej dziergajmy analogie. Czy dzieło Szydłowskiego to kolejna odsłona jego teatralnego romansu z dzielnicą "jak noga"? Sceniczne mordobicie (w przenośni mówię) - nową figurą starego rytuału jest? Pozwalając Walkowi prać się po gębie - Miętus znów brata się z Walkiem? W Łaźni Nowej kolejne katharsis mordobitne odprawia?

Coś jest na rzeczy. Pod koniec dzieła na scenę naturszczyk wkracza. Pan Ryszard Słabczyński - mieszkaniec Nowej Huty, jeden z jej budowniczych i były bokser. Gra ojca chrzestnego Hanki, służącej w domu Dulskich, Hanki, co ją Dulska synowi swemu, Zbyszkowi, podsuwa... Chyba nie muszę streszczać lektury szkolnej? Pan Rysio wkracza dzielnie, w fotelu zasiada i opowiada dawne życie. Jak budował nowe miasto pod Krakowem, jak się kochał, jak boksował i jak razu jednego po walce aż dwa schabowe zjadł... Ile trwa opowieść?

Z grubsza tyle, co trzy rundy na ringu. 9 minut. I są to minuty godne sceny u Gombrowicza, kiedy Miętus pozwala Walkowi prać się po gębie nocą w kredensie. W Łaźni Nowej pan Rysio daje w dziób (wciąż w przenośni gadam) wszystkim i wszystkiemu. Zwyczajnie mówiąc, dziwacznych min nie czyniąc, naturalnie się zachowując - bezpretensjonalnym byciem swym okrutnie masakruje sztuczne facjaty tego, co na scenie było przed nim i co po nim się wydarzyło.

Grupa w baranich maskach. Dwie małoletnie "kozy", co z szaf wyskakują głupawo. Tam i sam snujący się ponury łysy. Trzy kamery, telewizory i projekcje na ścianach. Mała bosa, przez łysego trocinami przysypywana. W wiszącej nad sceną szopce krakowskiej różowym światłem migający "kogut" straży pożarnej. Jegomość o "miękkich" nadgarstkach z drewnianym ptaszkiem na patyku w garści (cóż za urocza dwuznaczność!). Starszawa dama na fortepianie mierząca sobie ciśnienie fachowym instrumentem. Odgłosy puszczania "bąków". Rozwijanie szarego papieru. Stalowa balia bez dna. Maska przeciwgazowa na twarzy łysego... Krótko: gdyby foka na scenę wlazła i arię Królowej Nocy zapiała - nie zdziwiłbym się. I wszystko to - monstrualny kopiec dziwaczności teatralnej - od pana Rysia, co gada językiem "miłości, zaufania, a nawet naiwności", w pysk zalicza!

Zawoła ktoś, że tak miało być: tu sceniczny portret starego kołtuństwa krakowskiego, które się w nowoczesne, zblazowane kołtuństwo krakowskiego artystostwa przepoczwarzyło - a tu, jako opozycja, przaśna godność pana Rysia i Hanki w roli emblematów Nowej Huty!... Zgadzam się - tak miało być i tak było. Szydłowski - Nowy Miętus, kolejny raz zbratał się z dzielnicą swą, Nową Hutą - Walkiem Nowym. Przypinając Nowej Hucie order "świeżego powietrza" - Szydłowski hołubi ją. Tak. I nic się nie zmieni w tej taktyce.

Ongiś wcisnął w przedstawienie nowohuckich cyganów, a także nowohuckich przechodniów jako chór. Teraz - Zapolską uraczył wizytą boksera, co ku chwale dzielnicy wsunął dwa schabowe. I tak co kilka premier Szydłowski Nową Hutę łechtał będzie lisią swą czułością. Bratanie skończy się w chwili, w której Nowa Huta pojmie, iż jest drugim Ikononowiczem w palcach wirtuoza teatralnego marketingu. Co wtedy? Po prostu jakiś tubylec zmieni finał "Ferdydurke", ryknie: "Na koniec mamy bombę! Dyrektor chwyci w trąbę!", prawego sierpa wyprowadzi - i trzeba będzie Nowego Miętusa z desek zeskrobywać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji