Artykuły

Twarzą ku poezji

Po "Samuelu Zborowskim" i "Śnie Srebrnym Salomei" - "Ksiądz Marek". Prawdziwie możemy nazwać tegoroczny se­zon teatralny sezonem Słowa­ckiego. Bardzo to dobrze, gdyż przez długie lata Słowacki wydzielany nam był w skąpych nader dozach. "Ksiądz Marek poema dramatycz­na" jak brzmi podtytuł tego utwo­ru, napisany w okresie mistycznym twórczości Słowackiego, pod arty­stycznym wpływem Calderona, osnuty na pierwszym zrywie walk o niepodległość, jakim była Konfe­deracja Barska, to utwór niełatwy (zwłaszcza w świetle dzisiejszych wymagań) do wystawienia. Ten wielki krzyk rozpaczy nad niewolą Polski, poemat pełen krwawych obrazów, trupów, duchów i płomie­ni, morowej zarazy, okrucieństw i okropności wymaga jakiegoś spoj­rzenia od wewnątrz, które by re­kompensowało te wstrząsy.

Reżyser Hanuszkiewicz to zrozu­miał, ale niesłychanie trafnie posta­nowił nie stawiać Słowackiego "na głowie", nie przeinaczać go na ład jakiejś modnej, abstrakcji, pokazać, tak jak niegdyś w liście do matki określił Słowacki swych bohaterów, że występują "prosto i z krzykiem". Nie zatracić owej kaskady liryki, jaka w tym utworze płynie. Wido­wisko, jakie ujrzeliśmy jest prócz nieznacznych skrótów tekstu, zadzi­wiająco wierne Słowackiemu i oto zobaczyliśmy, jak Słowacki właśnie w tym spektaklu zwycięża. Wielko­ścią swej natchnionej, nabrzmiałej bólem, rozedrganej wielkim patosem poezji.

CAŁA reżyseria i gra wszystkich aktorów była właśnie odwróco­na twarzą ku poezji i to stano­wiło o pięknie przedstawienia.

Na czoło wysunęły się w ten spo­sób postacie Judyty, księdza Mar­ka, Kossakowskiego i Pułaskiego. Nawet nie dlatego, że są to czołowe postacie dramatu, ale przede wszyst­kim dlatego, że im w udziale przy­padły najpiękniejsze strofy Słowa­ckiego i że nie naruszyli ich wzru­szającej, lirycznej poezji.

Judytę grała Zofia Rysiówna. Ma pełne prawo zaliczyć tę rolę do swoich najlepszych osiągnięć. Umiała wzruszyć, więcej - wstrząsnąć. Szkoda tylko, że wmieszała w pięk­ne strofy akcent żydowski, To było chyba zbędne, zwłaszcza wobec słów samego poety, który przez usta Kos­sakowskiego mówi o niej: "mało ma akcentu". Poza tym wydaje mi się, że Judyta powinna mieć obfite splo­ty włosów, a nie ostrzeżoną głowę jak Joanna d'Arc z filmu Dreyera. Ale to drobiazg wobec naprawdę pięknej kreacji, która nie zawodziła nawet w najtrudniejszych, długich, poetyckich tyradach.

Księdza Marka grał Józef Duriasz. Był chyba najmłodszym księdzem Markiem ze wszystkich dotychcza­sowych odtwórców tej roli, ale był zgodnie ze Słowackim płomienny i natchniony. Może tylko brakło mu chwilami owego mistycyzmu, któ­rym prześwietlone są słowa nieziem­skiego karmelity. Znakomicie wy­padła scena klątwy, jaką rzuca na Kossakowskiego.

Kossakowski znalazł świetnego od­twórcę w Janie Świderskim, który z rozmachem, temperamentem i prze­rażającą wprost swadą odtworzył postać warchoła nad warchoły, "krzykuna, jak wojna kokosza, zło­dzieja publicznego grosza".

Niewielką, ale bardzo ważną rolę Pułaskiego odtwarzał Adam Ha­nuszkiewicz ze smutkiem, powagą i jak gdyby wewnętrznym zamyśle­niem. Ostatnie słowa dramatu za­brzmiały w jego ustach przejmują­co.

Brak miejsca nie pozwala na omówienie wszystkich ról, bardzo trafnie obsadzonych przez takich aktorów jak: Józef Kondrat (Regimentarz), Jarosław Skulski (Rabin), Palusz­kiewicz, Kalinowski, Lutkiewicz i inni.

Bardzo piękna i wymowna sceno­grafia jest dziełem Jana Kosińskie­go. Muzyka Kazimierza Serockiego, która służyła jako tło do strof poetyckich, podnosiła nastrój. Ten nastrój, którym reżyser potrafił oto­czyć dramat Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji