Artykuły

Koncert na siedem kobiet i cztery wózki

Fotografie są dla Andermana zastygłymi wspomnieniami układającymi się w różnorodną, ale spójną biografię artysty, który miał szczęście być blisko wydarzeń istotnych. Dla Kamzy to przede wszystkim obserwacje, w szczególe uchwycone społeczne obrazki - o "Fotografiach" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy pisze Katarzyna Knychalska z Nowej Siły Krytycznej.

"Fotografie" Janusza Andermana to tekst zdecydowanie niesceniczny - tak pod względem formy, jak i treści. Kilkadziesiąt migawkowych obrazów naszpikowanych wielkimi nazwiskami i zdarzeniami, podejmujących wątki autobiograficzne, historyczne i społeczne, tak samo śmiesznych jak i tragicznych, wyjątkowych i codziennych - takiego materiału nie udźwignie żaden spektakl. Zdawał się wiedzieć o tym Paweł Kamza, który swoją sceniczną opowieść przygotowaną dla Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy w wersji roboczej zapobiegawczo zatytułował "Kielce. Koniec świata" (ostatecznie jednak powrócono do tytułu oryginalnego). Mało w niej z Andermana zostało - garść cytatów wykorzystanych do budowania zupełnie nowych sytuacji, wybiórczo podchwycone tematy, parę obserwacji. Przede wszystkim jednak pomysł na ukazanie rzeczywistości przez jej "sfotografowanie".

Fotografie są dla Andermana zastygłymi wspomnieniami układającymi się w różnorodną, ale spójną biografię artysty, który miał szczęście być blisko wydarzeń istotnych. Dla Kamzy to przede wszystkim obserwacje, w szczególe uchwycone społeczne obrazki, nie tak może spektakularne jak te z życia pisarza, ale przez to bliższe zwykłemu śmiertelnikowi. Reżyser tworzy z nich swoją własną opowieść i umieszcza jej akcję w warunkach dla społecznej obserwacji wymarzonych - podczas podróży Polskimi Kolejami Państwowymi. W jednym przedziale spotyka się kilka zupełnie różnych, ale równie wyrazistych kobiet, m.in. nadekspresyjna jasnowidzka o pogodnym usposobieniu (Małgorzata Urbańska), egzaltowana i wyraźnie niezrównoważona emocjonalnie malarka (Gabriela Fabian), prosta w obyciu bokserka (Katarzyna Dworak) czy konduktorka, która w mgnieniu oka z naiwnej dziewczyny z miłosnymi problemami potrafi przemienić się w wzorcowego pracownika PKP (Magdalena Biegańska). To one są fotografiami - jak u Andermana każda niesie ze sobą inną historię: raz zabawną, raz przygnębiającą, często zmuszającą do namysłu. Nie mamy więc w przedstawieniu wyraźnie zarysowanej fabuły. Jest za to kilka przedziałowych opowieści, o jakie nietrudno podczas wspólnej podróży, szczególnie w warunkach dalekich od europejskich standardów, kiedy to pasażerowie solidaryzują się przeciwko wspólnemu wrogowi (spektakl jest niezwykle trafną satyrą na PKP).

Fragmentaryczność fabuły nie służy budowaniu dramaturgicznego napięcia. Poszczególne epizody i rozmowy rozlewają się, czasami dłużą lub wydają zbędne - ale tak właśnie wyglądałyby, obserwowane z perspektywy przedziałowej kanapy, można więc uznać je za realistycznie zarysowane. To ograniczenie "dziania się" reżyser rekompensuje koncertowo skomponowaną formą. W rozległej, pustej, bardziej magazynowej niż teatralnej przestrzeni legnickiej Sceny na Piekarach umieszcza aktorów wyposażonych jedynie w niewielkie metalowe wózki na kółkach. Pomysły na wykorzystanie tych rekwizytów wydają się nieograniczone. Cztery wózki wystarczają Kamzie do pokazania niemalże wszystkiego - są podróżnymi walizkami, ławkami w poczekalni, elementami przedziału, deskorolkami, sankami, a nawet grobem ojca jednej z bohaterek. Cały spektakl składa się z perfekcyjnie połączonych, zrytmizowanych etiud z wykorzystaniem tych właśnie przedmiotów. Jak w dobrze zsynchronizowanym układzie choreograficznym nie ma tu miejsca na chaos czy przypadek. Ten sprawnie wykonany sceniczny pomysł nie jest nachalny i nie dominuje nad płaszczyzną sensów przedstawienia - mimo, że aktorzy momentami sprawiają wrażenie, jakby więcej energii wkładali w "taniec z wózkami" niż budowanie swoich postaci. Reżyser jednak zdaje się mieć wątpliwości, czy wymyślona przez niego forma wystarczy jako rekompensata za brak dramaturgicznego napięcia i dołącza kolejne (raz bardziej, raz mniej udane) elementy, które mają uatrakcyjnić i zróżnicować doznania widzów. Mamy więc pojawiające się co chwilę znienacka postacie męskie (Łukasz Węgrzynowski i Dariusz Majchrzak) wprowadzane głównie dla efektu komicznego, mamy dość naiwny happy end, w którym za przyczyną tajemnych sił spełniają się marzenia bohaterek, mamy w końcu trochę na siłę dodaną debatę o antysemityzmie.

Można zarzucić Kamzie nierówność, czy wprowadzenie kilku zbędnych scen i wątków. Można mieć pretensję, że gdzieś zagubił mu się Andermanowski, ironiczny humor. Nie da się jednak nie zauważyć ciekawej scenicznej wyobraźni oraz niezwykle prostej, ale pomysłowej formy. Nie da się nie przyznać racji jego spojrzeniu na społeczne problemy, kobiecość czy nawet wątpliwy profesjonalizm PKP. Nie da się w końcu nie docenić faktu, że reżyser uaktywnił i pierwszy raz tak widocznie zintegrował na scenie żeńską część legnickiego zespołu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji