Artykuły

Ja, Feuerbach

Stary aktor o wyglądzie przeciętnego człowieka z ulicy wkracza w pustkę roz­leglej jak otchłań budowli teatru (tego, który mieści się w Pałacu Kultury), aby stanąć na przesłuchanie przed reżyse­rem. Chce dostać rolę, chce jeszcze raz być Otellem bądź błaznem, Arturem Ui, Salierim czy Krappem. Po siedmiu la­tach izolacji w zakładzie psychiatrycz­nym Feuerbach zmaga się z lękiem, znerwicowaniem i co chwila eksploduje ekspresją fenomenalnego kunsztu swoich etiud. Ale reżysera-mistrza nie ma w tym teatrze, jest tylko tępy asys­tent - uosobienie brutalnej logiki prag­matyka. O tę logikę, o okrucieństwo młodego prymitywa rozbijają się na­dzieje starego aktora.

Tekst Tankruda Dorsta jest scenariu­szem na jednego, doskonałego aktora. Na jego kanwie Tadeusz Łomnicki dał prawdziwy koncert gry, wielki popis wir­tuozerii w operowaniu własnym ciałem traktowanym jak wszechstronny instru­ment, przez który potrafi wyrazić wszystko. Sam na scenie, bez dekora­cji, rekwizytów kostiumu, wiążąc działa­nie fizyczne z interpretacją słowa, prze­kształca szarego człowieka, w sytuacji pozornie codziennej, w postać tragicz­ną, a zbudowaną z kilku epizodów opo­wieść starego aktora w sugestywną metaforę ludzkiego losu.

Miarą doskonałego aktorstwa była i jest skala możliwości transformacji i Łomnicki osiąga w tej mierze klasę naj­większych europejskich mistrzów sce­ny. Za dowód wystarczą choćby tylko role z lat ostatnich - Król Lir w "Lirze" Edwarda Bonda, Salieri grany z Roma­nem Polańskim w "Amadeuszu" Petera Schaffera, tryptyk Beckettowski w Tea­trze Studio i jakby zwieńczenie tych ról, wlaśnie Feuerbach z dramatu Dorsta. Właściwie od początku swojej kariery Łomnicki, mimo panującej u nas od lat trzydziestu mody na aktora, który "gra siebie", inwestował niebywałą energię i pracę w przełamywanie - degradowa­nie i uwznioślanie - swojej prywatności. W młodości niewysoki chłopiec, o przeciętnie ładnej twarzy i blond włosach, najnieoczekiwaniej, bo jakby wbrew warunkom, okazał się bohate­rem romantycznym (Kordian, Orestes, a w kinie - Jan z "Pierwszego dnia wol­ności", potem prezydent Starzyński, Wołodyjowski). Wiek męski Łomnickie­go, aktora i reżysera, znaczyła ogromna intensywność, bez przesady tytaniczny wysiłek nad rozwijaniem traktowanej całościowo i autonomicznie ekspresji swego aktorstwa. Rola Feuerbacha dała mu okazję dla objawienia wysokiej formy i wspaniałej wyobraźni kreacyj­nej. Dziełem wyobraźni jest pełna poe­zji kompozycja słowno-gestyczna, czyli scena rozmowy Feuerbacha z ptakami, ale również głęboko ludzki ton samot­nej obecności starego aktora w teatrze bez widza. Nie rezonują tu żadnym echem jego nadzieje, satysfakcje, upo­korzenia, życie całe, które spędził w służbie sztuki. W tym przejmującym ob­razie klęski człowieka świadomego, że wstępuje w obszar unicestwienia przez starość, jest dramat nas wszystkich. I jest też coś z bardzo osobistego wy­znania Tadeusza Łomnickiego, który po kilku latach nieobecności powrócił z polskiego piekła, z targowiska środowi­skowych swarów, na wielką scenę tea­tru TV. W przedstawieniu "Ja Feuer­bach" towarzyszyli mu w znakomitym epizodzie Ryszarda Hanin i Mieczysław Morański jako Asystent, a całość "oca­lił od zapomnienia" Jerzy Gruza, utrwa­lając na taśmie jedno z najdoskonal­szych dzieł aktorskich Tadeusza Łom­nickiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji