Artykuły

Problem phallusa

W numerze 19 "Tit" z dnia 11 ma­ja br. ukazał się list Bogdana Danowicza zaadresowany do ministra kultury i sztuki prof. Kazimierza Żygulskiego (a zatem list otwarty) w sprawie przedstawienia dwóch sztuk Arystofanesa ("Rycerze" i "Lizystrata" - pod wspólnym tytułem "Raj leniuchów") w Teatrze Polskim w Poznaniu. Jak informuje redakcja autor jest znanym "histo­rykiem sztuki cyrkowej" oraz "kry­tykiem teatralnym", nb. związanym swego czasu i Poznaniem. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, iż całość dorobku krytycznego Danowicza powstała właśnie z obserwacji wydarzeń teatralnych w grodzie Przemysława, czego świadectwem jest książka pt. "Ujarzmienie Melpomeny" (Kraków 1972). Danowicz umie więc (a przynajmniej umiał) posługiwać się formą recenzji tea­tralnej, mógł zatem i tym razem - po przypadkowej gościnie w tea­trze - napisać recenzję. Kto wie, może dałoby się w ten sposób na­wiązać krytykowi do onegdajszego ataku na "sprośnego i nudnego Ma-chiavellego" za jego "Mandragorę" bądź do ataku na Artura Marię Swinarskiego - "ginekologa", jak pi­sał Danowicz, za jego "ruję i poróbstwo" w "Achillesie i pannach"? Krytyk wybrał formę listu do mini­stra. Może teraz tak trzeba? A mo­że to znamię czasów? Jeśli się chce coś istotnie załatwić, to jedynie przez najwyższy szczebel?.

A co Bogdan Danowicz pragnie załatwić? Wygnać ze sceny polskiej grubiańskiego, sprośnego, wulgarne­go, barbarzyńskiego, posługującego się w swojej sztuce tak niewłaści­wym rekwizytem jak fallus - Arystofanesa. "Padają ze sceny zdania nie tylko sprośne, ale po prostu grubiańskie" - krzyczy Danowicz. - "Jest to antypropaganda kultury estetycznej". Przy okazji dowiaduje­my się, że jeśli Arystofanes byłby w ogóle do przyjęcia na scenie, powin­na to być "wysmakowana poezja kultu cielesności, jaka by przystała antycznym czasom z okresu m.in. twórczości Arystofanesa". Warto za­pamiętać to stwierdzenie o "wysma­kowanej poezji kultu cielesności" - odniesionej właśnie do Arystofanesa!

Druga uwaga Danowicza jest rów­nie szokująca: "Jest rzeczą wprost nieprawdopodobną - pisze krytyk korespondent gabinetu ministra - aby profesor posługiwał się w swoim przekładzie aż tak wulgarnym językiem!" Chodzi o wybitnego hel­lenistę, profesora Stefana Srebrnego, który przełożył "Rycerzy" i "Bojomirę". Z tego westchnienia można wnosić, iż tłumacz, jeśli jest profe­sorem i do tego wybitnym hellenis­tą, winien - zdaniem Danowicza - niepokornego Arystofanesa, bru­talnego i ordynarnego, barbarzyń­skiego i wulgarnego - odpowiednio uładzić, oswoić, upoetycznić, ulukrować - tak, aby nadawał się do spo­życia nawet przez niewinne panienki i kruchtowych kawalerów. A może wypadało jednak przedtem zajrzeć do tekstu przekładu? Bo nikt w Te­atrze Polskim w Poznaniu niczego do Arystofanesa nie dodał. Trudno zresztą cokolwiek dodać do Arysto­fanesa. Wciąż raczej trzeba od niego ujmować, zważywszy starożytne normy obyczajowe! A co do tłuma­cza, Stefana Srebrnego, był to świet­ny znawca antyku i znakomity tłumacz nie dlatego, że cechowała go pruderia, lecz znawstwo epoki i wierność epoce.

Osobnego omówienia wymagałby problem phallusa w związku z "Lizystratą" Arystofanesa. Fallusowi do­stało się bowiem najwięcej od Bog­dana Danowicza. Przede wszystkim z fallusem miał krytyk na pieńku. I on, jego obecność w spektaklu, sta­ła się głównym powodem oburzenia. Ale czy można w ogóle zagrać "Lizystratę" obywając się bez tego... re­kwizytu? Rzecz tylko w tym, jak go "uobecnić", "unaocznić", a nie w tym czy w ogóle się nim posłużyć. Inaczej lepiej nie brać się do tej sztuki Ary­stofanesa. W Teatrze Polskim w Po­znaniu ukryto ów rekwizyt pod tuniczkami wojowników, sygnalizując w razie potrzeby jego istnienie. W efekcie staje się to elementem gry, zabawy, stąd - zdaniem Danowicza - grubiański rechot młodych widzów. Śmiech jest wszakże złym świadkiem, gdy powołuje się go w procesie o obrazę moralności. Dowo­dzi przecież właściwej reakcji pub­liczności. Jej kultury. Zrozumienia konwencji. Przełamania początko­wych zahamowań. Śmieją się przy tym nie tylko młodzi, także starsze panie, zawsze gotowe przy takiej okazji raczej zgorszyć się i obrazić. Szkoda, że recenzent - korespondent nie poszedł po prostu w ich ślady. Na Arystofanesa oburzał się bowiem Hegel, ale tenże Hegel pisał, że "bez przeczytania Arystofanesa nie moż­na mieć nawet pojęcia, jak człowie­kowi może być po świńsku dobrze". Po co zresztą sięgać do Hegla. Wy­starczy zajrzeć do wstępu Jerzego Łanowskiego do "Trzech komedii" Arystofanesa (Wrocław 1981). Czyta­my tam: "Pamiętajmy jednak, że właśnie to, co sprośne, było w cza­sie świąt dionizyjskich uświęcone, przecież te święta płodności miały wyraźnie falliczny charakter, podkreślany choćby szczegółami aktor­skiego kostiumu, a niemówienie o tym, co się pokazywało, i to dobitnie, byłoby chyba tylko obłudą." Jeden z najwybitniejszych filozofów nowo­żytnych Ulrich v. Wilamowitz-Moellendorff zamknął sprawę w dobitnej fraszce: "Wer den Phallos nicht verehrt, Ist Aristphanes nich wert" (coś jakby: Kto nie uczci patafiana, Nie jest wart Arystofana").

Arystofanes jest zatem problemem i to od ponad dwóch tysięcy lat. Wątpię, czy Bogdanowi Danowiczowi uda się sprawę rozstrzygnąć teraz właśnie, AD 1983 - nawet przy po­mocy najostrzejszego listu do mini­stra kultury i sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji