Artykuły

Bo aktor jest czarodziejem

- Ja po prostu nie mam czasu się starzeć. Dużo gram, piszę, założyliśmy z żoną szkołę aktorską, więc skupiam się na jej rozwoju - mówi JAN MACHULSKI.

Roma Linke: - W ubiegłym roku świętował pan 50-lecie pracy artystycznej, więc ma pan lat...

Jan Machulski: - 55 plus VAT!

- Żarty z zacnego wieku? Niewielu na nie stać.

- Nie czuję tych lat na sobie, więc sobie z nich żartuję. Ja po prostu nie mam czasu się starzeć. Dużo gram, piszę, założyliśmy z żoną szkołę aktorską, więc skupiam się na jej rozwoju, pracuję z młodzieżą. Mogę ze swymi studentami tańczyć na fuksówce do szóstej rano.

- Pamięta pan pierwsze filmowe fascynacje?

- Miałem chyba sześć lat, gdy zacząłem chodzić co niedziela do kina Wars na Bałuckim Rynku w Łodzi. Przez cały tydzień nie jeździłem tramwajem, ale zasuwałem piechotą i tak oszczędzałem na filmowy seans. Podziwiałem na ekranie Douglasa Fairbanksa i Johna Weissmullera w roli Tarzana. Chciałem być taki jak oni, przeżyć fascynujące przygody, być kimś innym. Ziarenko gdzieś zakiełkowało i stało się -postanowiłem zostać aktorem. Miałem szczęście, bo w teatrze i filmie zagrałem wiele ciekawych ról. Gram już 50 lat i jakoś istnieję na tej scenie. Bo najgorzej jest, gdy gra się rok, dwa, a potem o tobie zapominają.

- Po łódzkiej szkole filmowej grał pan w Olsztynie, Opolu i Lublinie. Prowincję wybrał pan świadomie?

- Tak, ponieważ tam grałem po pięć, sześć dużych ról rocznie, a tylko w ten sposób można się czegoś nauczyć. Oczywiście mogłem zostać w Łodzi. Miałem propozycję, aby zagrać ciekawą rolę, ale tylko jedną w roku. To było dla mnie stanowczo za mało, wiedziałem, że w ten sposób niczego się nie nauczę. Piłkarz, który cały czas siedzi na ławce rezerwowych, nie będzie dobrym piłkarzem. I dlatego z grupą przyjaciół ze szkoły aktorskiej pojechaliśmy na prowincję. Tam mogliśmy wpływać na teatr, na repertuar. Po kilku latach pojawiłem się w Warszawie, grałem w filmie i teatrze, później studiowałem jeszcze reżyserię.

- Czego pan szukał po drugiej stronie?

- Chciałem aktorstwo ogarnąć w całości. To bardzo niebezpieczne w tym zawodzie grać wielkie role, być gwiazdorem, chodzić do kawiarni, składać autografy. Po chwili można stać się kabotynem. Studiowanie reżyserii i spojrzenie na aktorstwo z drugiej strony nie pozwoliło mi zgłupieć i stać się wielkim gwiazdorem. Poznałem największych reżyserów i twórców teatru w Polsce, którzy prywatnie nigdy by się ze mną nie spotykali. Przez kilka godzin dziennie miałem zajęcia z Erwinem Axerem, którego wprost uwielbiałem, z Bohdanem Korzeniowskim i Adamem Kreczmarem. Te znajomości poszerzyły mi horyzonty, stałem się kimś.

- Od wielu lat sam jest pan wykładowcą. Czego uczy pan młodych ludzi?

- Przede wszystkim uświadamiam im, że aktorstwo to złudny zawód. Czasami rzucają cię do góry i nagle niespodziewanie się rozchodzą, a ty lecisz twarzą w dół. Uczę ich, by nie byli zakochani w sobie, by służyli ludziom. Jest bowiem szansa, żeby teatr podpowiadał trochę ludziom jak żyć. Chodzi o to, by wiedzieć dokąd płynąć, a nie wiosłować bez sensu. W sytuacji gdy szkoła i rodzice nie mają czasu na wychowanie, może właśnie teatr, gdy zjawi się w nim mądry aktor, stanie się takim drogowskazem. Tego ich trochę uczę. Oczywiście spraw czysto zawodowych również.

- Pieniądze nigdy nie były dla mnie ważne - zapewniał pan w jednym z wywiadów. Co więc jest dla pana ważne w życiu?

- Ważne jest, abym oglądając się za siebie mógł powiedzieć - tak, jestem zadowolony, szedłem właściwą drogą. Ważne jest, aby nie zgubić siebie, swojej osobowości, swojej twarzy, aby nie iść za modą, być kimś. Być aktorem, który czaruje ludzi. Bo aktor to ten, który pokazuje to, czego bez niego nikt by nie zobaczył. Jest szamanem. Sprawia, że ludzie chcą go słuchać, oglądać i podziwiać

- Zagrał pan wiele wspaniałych ról, jednak dla wielu jest pan przede wszystkim kasiarzem Henrykiem Kwinto. Ciąży już panu ta postać?

- Ależ skąd! Bardzo ją lubię i cieszę się, że się w moim życiu zdarzyła.

- Od lat mnie to dręczy. Czy to pan grał na trąbce czy Tomasz Stańko?

- Och, wtedy nie mieliśmy do niego kontaktu. Nie byłem w stanie nauczyć się w sześć tygodni grać na trąbce, więc zastąpił mnie muzyk z Katowic. Ja tylko udawałem. Kiedyś jednak Tomek Stańko powiedział mi -fajnie grasz. To był dla mnie największy komplement, naprawdę musiałem to nieźle robić.

- Nie zagrał pan w każdym filmie syna Juliusza Machulsklego.

- Grałem tylko wówczas, gdy była dla mnie rola. Nic na siłę, tylko ze względu na to, że jestem jego ojcem. Szanujemy się nawzajem, a nasza współpraca nie opiera się na zasadzie kumoterstwa.

- Czy jest szansa by Kwinto, Duńczyk i Kramer powrócili na ekrany w "Vabank III"?

- Oj, chyba nie. Były dwa filmy i chyba nie ma powodu, by robić trzeci. Myślę, że "Vinci", najnowszy film Julka, jest takim echem i zamyśleniem się pod kątem "Vabank". Przyszli młodzi ludzie, robią co innego. Napisałem co prawda scenariusz "Vabank III" ale dla siebie, żeby zobaczyć, jakby ten film dalej się rozwijał. Gadałem nawet z Julkiem na ten temat. Może gdyby ktoś przyszedł i powiedział - daję wam pięć milionów, zróbcie mi ten film. Wtedy może tak. A może jednak nie ma potrzeby kręcić dalej? Może wtedy ludzie by powiedzieli - nie był lepszy niż pierwszy. I pewnie nie mógłby być. Może więc szkoda niszczyć ten kultowy już dzisiaj film.

- Po pół wieku bycia na scenie często ogląda się pan za siebie?

- Nie, nie oglądam się. Ciągle się zastanawiam, co jeszcze mógłbym zrobić. Może zagrać jeszcze jakąś rolę, której nie grałem? Może bardzo charakterystyczną, bo lubię takie role. Może jeszcze coś napisać? Słowem, ciągle szukam tego słoneczka przed sobą.

Jan Machulski [na zdjęciu] jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej w Łodzi oraz Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Występował na scenach wielu teatrów, gdzie zagrał około 70 ról. Zagrał także wiele ról filmowych. Największą popularność zdobył w filmach swego syna - Juliusza: "Vabank" I "Vabank II", gdzie stworzył niezapomnianą postać kaslarza Kwinty. Grał także m.in. w "Psach", "Kilerze" "Rzeczpospolitej babskiej" oraz serialu "Matki, żony i kochanki". Ostatnio wystąpił w filmie "Vinci". Jan Machulski jest również autorem sztuk: "Krzywa płaska" i "Lęk". W weekend będzie go można zobaczyć w spektaklu "Niebezpieczne zabawy" w Nowym Teatrze w Słupsku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji