Artykuły

Stendhal i S-ka

W toku różnych dyskusji teatralnych od lat już rozlega się niezmiennie wołanie o zaangażowaną współczesną sztukę polską. Istnieje też zapotrzebowanie społeczne na sztuki tego typu. Cieszą się one wśród publiczności wielkim powodzeniem: z tym naturalnie zastrzeżeniem, że napisano je interesująco, z talentem i bez natrętnej łopatologii...

Do ich rzędu zaliczyć można graną u nas w swoim czasie w Teatrze Ziemi Łódzkiej sztukę bardzo zdolnego młodego naszego dramaturga Krzysztofa Choińskiego pt. "Nocna opowieść". Obecnie zespół Teatru im. Jaracza wystąpił na scenie Teatru 7.15 z prapremierą jego komedii "Stendhal i S-ka".

Zarówno "Nocna opowieść" jak "Stendhal i S-ka" osadzone są mocno w realiach i aktualności dnia dzisiejszego. Jednakże obie one zasadniczo różnią się od siebie swoim nastrojem, natężeniem dramaturgicznym i emocjonalnym, a i (niestety!) rangą artystyczną.

W "Nocnej opowieści" Choiński porusza z pasją publicysty m. in. problem zdegenerowania pewnego (na szczęście niewielkiego!) odłamu naszej młodzieży. Natomiast w komedii "Stendhal i S-ka" spogląda on na różne bolączki naszego dnia powszedniego przez okulary uśmiechniętego satyryka - jak gdyby z żartobliwym przymrużeniem oka.

Akcja tej sztuki rozgrywa się w domu "przypominającym trochę karczmę, a trochę panoptikum", w którym autor zgromadził galerię zróżnicowanych typów i zmasował wiele problemów, a także wątków treściowych.

Trzon ich zasadniczy to zabawne machinacje niejakiego pana Ksztyka, rozpuszczającego wiadomości, jakoby w jego kamienicy mieszkał kiedyś Stendhal i proponującego, ażeby w domu tym zorganizowano muzeum poświęcone pamięci wielkiego pisarza francuskiego. Cel tej mistyfikacji? Oto, gdyby pomysł jego zrealizowano, lokatorzy domu doczekaliby się wreszcie... naprawy wodociągu...

Obok tej dowcipnej satyry wykpiwającej fabrykowanie mitów - nieco naiwna opowieść o zagubionym scenariuszu filmowym i zdemaskowaniu nieuczciwego administratora-łapownika. Jest i nastolatka pragnąca zdobyć laury gwiazdy filmowej, jest zakochany w niej kandydat na poetę, jest garść dobrych żartów i nieco tanich efektów, a wszystko to rozsypuje się jakoś, nie scementowane jednolitą poetyką.

Tak zestawione elementy dramaturgiczne i treściowe nie zawsze umieli "podwatować" swoją grą i inwencją artyści: Kazimierz Iwiński (Kowalski, kandydat na scenarzystę), Żelisława Malska (jego żona), Grażyna Marzec (Agnieszka), Sławomir Misiurewicz (administrator Kwasiłupski), Józef Zbiróg (Zbigniew, prawie poeta), Zbigniew Jabłoński (Ksztyk, odkrywca Stendhala), Maciej Małek (Papczyk, człowiek z inicjatywą), i inni pod reżyserską batutą Feliksa Żukowskiego. W spektaklu było zbyt wiele niezdecydowanego balansowania między konwencjami komedii i farsy, za wiele chaotycznej gonitwy, a przede wszystkim nieustannego, wręcz denerwującego krzyku, natomiast zbyt mało spontanicznego humoru i wesołości.

W efekcie opuszczaliśmy teatr (znając możliwości dramaturgiczne utalentowanego autora "Krucjaty") - zawiedzeni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji