Artykuły

Klasyczny drobiazg

Ostatecznym sprawdzianem każdego okresu w życiu teatru są wznowienia powstałych wówczas sztuk, wracających na scenę po kilku czy kilkunastu latach. Jeżeli dawne nowości potrafią odżyć w nowym repertuarze to znaczy, że albo posiadały trwałe wartości artystyczne, wznoszące się ponad aktualność polityczną i obyczajową, albo też, że stały się wyjątkowo trafnym dokumentem chwili bieżącej, co później pozwala na nostalgiczne odtworzenie przeszłości na scenie, na przeżycie raz jeszcze, poprzez perspektywę teatru, tego co się już raz przeżyło, słowem - na powrót w przeszłość, do tych jakichś wyjątkowych momentów czy nastrojów, które utkwiły w pamięci.

W ten sposób rodzą się klasyczne pozycje teatralne. Jeżeli, biorąc pod uwagę cały okres 1945-1981, tak mało można znaleźć sztuk powracających do repertuaru, to świadczy to, jak bardzo cenzura oficjalna i autocenzura potrafiły stłumić autentyczną twórczość, nie mówiąc już od odwiecznym oddziaływaniu w polskim środowisku nacisku konwenansu i kultu banału. Co pozostało z tego okresu? Moja pobieżna lista obejmowałaby następujące sztuki: "Dwa teatry" Szaniawskiego, "Niemców" Kruczkowskiego, "Milczenie" Brandstaettera, "Kartotekę" Różewicza, sztuki Mrożka, i - właśnie wznowioną obecnie sztukę A. Osieckiej.

Londyn zwrócił uwagę na pióro Osieckiej już dawno bo "Apetyt na czereśnie" grano po raz pierwszy już za czasów Kielanowskiego w doskonałej obsadzie: Krystyny Dygat i Witolda Schejbala, z muzyką A. Marka, bardziej przekonywającą, bardziej związaną z nastrojem tego zbioru epizodów z codzienności polskiego życia, niż obecna muzyka M. Małeckiego.

Dzisiejsze wznowienie jest wznowieniem pośrednim, bo utwór Osieckiej wystawiono w warszawskim "Ateneum", gdzie, o dziwo! - ta rzecz, tak dobrze znana warszawskiej publiczności, cieszy się znowu ogromnym powodzeniem. Ten ponowny sukces jest właściwie smutnym zjawiskiem, bo dowodzi, że prawdziwy temat sztuki: nuda i szarość życia, depresja niszcząca żywsze reakcje uczuciowe, ucieczka do lekkomyślnych przeżyć erotycznych jako jedynej sfery życia wymykającej się spod kontroli politycznej (pisze o tym prez. Havel, analizując nastrój codziennego życia w Czechosłowacji pod rządami Husaka) - że ten prawdziwy, podskórny temat jest nadal aktualny.

Nasza publiczność żyje w zupełnie innych warunkach. Kiedy "wystawiano "Apetyt na czereśnie" w sezonie 69/70 interesowano się spojrzeniem na warunki życia w kraju, tak silnie odbijające się w tych miłosnych i obyczajowych epizodach, przemieszanych z komediowym wątkiem miłosnym i znamiennymi tekstami piosenek. Dziś ten sam tekst odbiega już od aktualności, od nasilonej walki politycznej, od nastrojów nieśmiałych lub przesadnych nadziei, i tylko pokazuje jak trudno na tutejszy grunt przenieść reakcje krajowe.

Komedię muzyczną Osieckiej - bo chyba tak będzie najwłaściwiej nazwać "Apetyt na czereśnie" - można by pociągnąć pod zbiorowy tytuł, jaki Balzac dał jednej z serii powieściowych swej "Komedii ludzkiej", mianowicie: "Sceny z życia prowincjonalnego". Dwoje ludzi, on i ona, spotyka się przypadkowo w pociągu (a może nie całkiem przypadkowo?) i wchodzi wspólnie na niebezpieczny tor zwierzeń. Sami w przedziale kolejowym są w sytuacji wyjątkowej, prywatnej - mogą ze sobą szczerze rozmawiać, tym bardziej, że oczekują, przynajmniej na początku, że już się nigdy więcej ze sobą nie spotkają. Oryginalnością i odważną nowością Osieckiej, co też zresztą głównie zaleca jej sztukę publiczności, jest przechodzenie od narracji do dialogu, natychmiastowego zagrania scen z przeszłości, wspomnianych w tych gorzkich zwierzeniach. Przeszłość, powrót do tego co "było i już nigdy nie będzie drugi raz", zaczyna przeplatać się z fantazjami, z wyobrażeniem tego co mogłoby być i piosenkami, które albo komentują dopiero co odegraną scenkę, albo też dają wyraz reakcji uczuciowej. Forma teatralna ambitna, bardzo trudna, spleciona z trzech elementów, stojąca na pograniczu kabaretu literackiego, z którego zresztą Osiecka, jako autorka wyrosła, będąc jedną z założycielek słynnego swego czasu teatrzyku studenckiego "STS" i pisząc wiele popularnych tekstów piosenkarskich. Tytuł jednej z dawnych piosenek wskazuje na zbliżanie się do tematu "Apetytu na czereśnie", gdyż brzmi "To wszystko z nudów". I, jak w dobrej piosence, sztuka Osieckiej ma nieoczekiwaną pointę i nieoczekiwany morał.

Tylko publiczność może osądzić w jakim stopniu autorka pokonała trudności tej wymyślnej formy teatralnej, wymagającej zresztą koncertowego wykonania ze strony aktorów, aby wydać się słuchaczom łatwą i naturalną mimo swego wyszukanego kontrapunktu teatru, kabaretu, piosenki i monologu. W obecnej inscenizacji, w pomysłowej reżyserii M. Grzesińskiego, niewiele ustępującej dawnej, znakomitej interpretacji L. Kielanowskiego, wszystkie te różnorodne elementy ładnie współgrają. Z pewnością ambitna forma widowiska wymagałaby bogatszego tekstu, ale jest równie pewne, że utalentowana para aktorska: Anna Romantowska i Krzysztof Kolberger, którego widzieliśmy już w doskonale zagranych epizodach z inscenizacji "Pana Tadeusza", wydobyła i z dialogów i z piosenek, ile tylko mogła! Oczywiście, gdyby Mężczyzną był Yves Montand, a Kobietą - Juliette Greco. na pewno byłoby lepiej, i ta słodko-gorzka dywagacja na temat szarości codziennego życia i trudności małżeństwa, wypadłaby bardziej efektownie. Ale nie wymagajmy rzeczy niemożliwych, pogódźmy się chętnie z tym przyjemnym i kulturalnym przedstawieniem, tak jak trzeba się pogodzić z małżeństwem, o którym Bernard Shaw powiedział kiedyś, że w zakresie życia miłosnego przedstawia wyjątkowe połączenie "maksimum sposobności i minimum pokusy". . .

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji