Artykuły

"Cienia" cienie i blaski

Teatr Rozmaitości w Warszawie: CIEŃ - bajka muzyczna dla dorosłych. Muzyka: Maciej Małecki, libretto: Wojciech Młynarski. Reżyseria: Jerzy Dobrowolski, scenografia: Małgorzata Treutler, choreografia: Tadeusz Wiśniewski, przygotowanie wokalne: Barbara Rutkowska, dyrygent: Wojciech Głuch.

Z bardzo dobrym przyjęciem spotkała się ta premiera utworu Młynarskiego i Małeckiego na scenie Rozmaitości. Tak dobrym, że zapragnąłem trochę zbuntować się przeciwko jej entuzjastom i napisać o "Cieniu" przekornie, krytycznie. Nie jestem tego widowiska przeciwnikiem, ale coś musiało sprawić, że wyszedłem z teatru rozczarowany, pełen jakiegoś niedosytu i co tu ukrywać - znużony. Nasycić i w pełni usatysfakcjonować mogła tego wieczoru muzyka Małeckiego. Myślę, że wyrósł nam w jego osobie świetny kompozytor teatralny. Jest tej muzyki w spektaklu bardzo dużo. To właściwie cała opera buffo pełna pysznych melodii, wybornych arietek, aluzji do starej muzyki operowej i nowoczesnego musicalu. Muzyka to wcale nie łatwa, z którą aktorzy radzą sobie z widocznym nieraz trudem. Starania, aby to wszystko wyśpiewać, były chyba dla wykonawców problemem aktorskim numer jeden. Fakt, że na ogół wyszło, że strona muzyczna - jak na teatr dramatyczny - prezentuje się dobrze, policzyć trzeba na konto blasków owego "Cienia".

"Bajka muzyczna dla dorosłych" - tak nazwano prezentowane w Teatrze Rozmaitości dzieło sceniczne. Młynarski oparł się w swoim tekście na wątkach zaczerpniętych z "Cienia" Andersena i "Człowieka i cienia" Szwarca. Przede wszystkim jednak napisał wiele własnych piosenek i te należą do blasków jego pracy. Bo libretto jako całość udało mu się znacznie gorzej. Tu chyba leży źródło rozczarowania, jakie przedstawienie może przynieść. W słabości dramaturgii tego libretta. Składa się ono bowiem głównie z piosenek (w większości bardzo dobrych), wyraźnie zaniedbuje akcję, nie dorysowuje postaci każąc im głównie śpiewać. I strasznie mało w nim myśli. Bo kilka satyrycznych dialogów (głównie pomiędzy Premierem i Ministrem Finansów) i kilkanaście dowcipów (otwartych i aluzyjnych) nie zastąpi jeszcze głębszego wyrazu myślowego całości.

Ów brak myśli kształtującej wiąże się zresztą ściśle z brakiem dramaturgii. Przedstawienie toczy się od "numeru" do "numeru", od piosenki do piosenki, i w końcu zbliża się bardziej do rewii, niż do spektaklu muzyczno-dramatycznego. A jako taki było chyba pomyślane. Jest to zresztą dość symptomatyczne dla autorów, którzy wyszli z teatru studenckiego będąc twórcami najlepszych jego osiągnięć. Umieją pisać piosenki, umieją konstruować "składanki" - mają poważne kłopoty z dramaturgią, z budowaniem jednolitych, przemyślanych, pełnospektaklowych całości dramatycznych.

Te zasadnicze mankamenty utworu Młynarskiego mogą tym bardziej dziwić, że miał on przed sobą przykład Szwarca - wzór tego, co może zrobić dobry dramaturg z wątkiem zaczerpniętym od Andersena. Młynarski nie wyszedł właściwie ani poza Andersena, ani poza Szwarca. Myślę o ujęciu wątku bajkowego, o jego pogłębieniu i własnym przetworzeniu. Akcja bajki o cieniu, który buntował się przeciwko człowiekowi - do którego należał, zajął jego miejsce i pragnął go zgubić - u Młynarskiego toczy się sobie (bez specjalnej zresztą dbałości o precyzję czy większą wyrazistość), a treści satyryczne zawarte w komentarzach i piosenkach wyrażone są sobie. Oderwane to jedno od drugiego, jak ów cień od postaci Uczonego w bajce Andersena i Szwarca.

A przecież w jednej z piosenek zawarł Młynarski własną interpretację sprawy człowieka i cienia, która mogłaby stać się interesującym elementem kształtującym nową, oryginalną wersję bajki. Posłuchajmy tylko:

"Lecz choć człek

mądrzeje z wiekiem

odpowiedzieć mu

niełatwo

czy to chodzi

za człowiekiem

tylko przesłonięte światło

czy też to, co

w człeku mętne

ciemne, niskie,

półświadome

lecz obecne i natrętne

chociaż niby odrzucone".

Ale taką myśl mamy tylko w piosence. Bo w dramaturgii utworu nie ma właściwie żadnych myśli.

Niedostatków dramaturgicznych nie mógł nadrobić reżyser Jerzy Dobrowolski. Ale zbudował przedstawienie bardzo sprawne, pełne dowcipnych pomysłów, ze starannie opracowaną stroną muzyczną. Jest to właściwie duże widowisko muzyczne, z niemałym zespołom wykonawców. W największym kłopocie znaleźli się w nim aktorzy, którym przypadło grać właściwą akcję bajki, potraktowaną przez autora w sposób pretekstowy: Marek Lewandowski (Uczony), Andrzej Mrowiec (Cień), Hanna Okuniewicz (Królewna), Elżbieta Starostecka (Anuncjata - najlepiej śpiewająca spośród pań), Ludwik Pak (Doktor). Wdzięczniejsze zadanie mieli ci, którym przypadły dobre teksty samego Młynarskiego. Świetny jest więc Bogdan Łazuka w dwóch piosenkach Cezarego Borgii. Ale już samo wejście Łazuki dowodzi, że jest on jeszcze także bardzo dobrym aktorem i widać, że szuka sposobu, jakby tu stworzyć z tej roli postać, nie znajdując ku naszemu żalowi dostatecznego materiału w libretcie. Wyróżniają się Andrzej Żarnecki (Premier) i Jan Matyjaszkiewicz (Minister Finansów), a także Andrzej Stockinger (Pietro), bo też ich postacie zostały stosunkowo najlepiej dorysowane, czego nie można powiedzieć o wielu innych, zwłaszcza o tych z bajki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji