Artykuły

"Dwa teatry" czy jeden?

Gdy w 1946 r. "Dwa teatry" Jerzego Szaniawskiego wchodziły na afisz, trafiały w sedno dyskusji literackich wyjątkowej żarliwości. Dyskusji o zakresie realizmu. Dwadzieścia lat wystarczyło, żeby sztuka nabrała wymowy biegunowo innej i kanonu nieomal klasycznego. "Dwa teatry", przypominane obecnie przez Teatr Współczesny, są pozycją jakby z żelaznego repertuaru. Co starszy widz dosłyszy w sztuce głosy dawnych sporów, ale polemicznego ognia nie odczuje. Do młodszych dotrze przede wszystkim to, co jest w niej fundamentalne i nieprzemijające, co określa istotę teatru, jego funkcje i cel.

W inscenizacji Teatru Współczesnego wyraźnie nie o dwa, lecz o jeden teatr chodzi. Końcowa scena ulega nawet malej zmianie. Dyrektor "Małego Zwierciadła" nie umiera, a jego wejście w "Teatr Snów" rozegrane jest na zasadzie autentycznego snu, snu z gatunku proroczych. Można powiedzieć, że przedstawienie jest o mechanice, albo o poetyce teatru. Rozbicie konwencji na realistyczną i wizyjną niczemu innemu nie służy, jak tylko, względom analizy. Spoistość obu nurtów odczuwa się jak coś - bez dysput - organicznego i nieodzownego, żeby mógł się spełnić w całości teatralny cud.

Sztuka pozostaje nadal dyskusyjna, jednak układ innego przekroju zostaje w niej zaakcentowany. Teatr się rozgrywa na scenie, ale sprawdza w każdym z nas. Tyle się tu mówi i tak sugestywnie o tym, co nienazwane, a wypowiedziane, co zostaje, żyje echem, nurtuje, niepokoi, choć minęło, choć się skończyło, że widz jakby podejmuje pytanie, zasugerowane ze sceny; a co ty wynosisz z przedstawienia?

To jest ujęcie nowe i bardzo pasujące "do twórczości Szaniawskiego, mistrza w operowaniu nastrojem, symbolem, pograniczem realności. I sztuka jest dla tego celu, jakby specjalnie napisana. Przedstawienie pokazuje, co to jest teatr, w jakiej fakturze się rozgrywa i jaką magię wytwarza.

Przestawienie idzie bodaj bez skrótów, aby tym jaśniej wyrazić ideę sztuki. Klarowności tej podporządkowana jest gra aktorów, pokazowo wyrównana i zespolona mimo różnych stylów, jakie są tu w użyciu.

Na scenie - dużo wielkich nazwisk, z Janem Kreczmarem, który gra dyrektora "Małego Zwierciadła", Stanisławą Perzanowską - matką z jednoaktówki pod tym tytułem, Haliną Mikołajską - panią, która się zjawia w leśniczówce, Tadeuszem Fijewskim - ojcem i Ignacym Gogolewskim - synem z "Powodzi". Marta Lipińska przedstawiała Lizelotte. Barbara Drapińska dała odczuć przywiązanie i wierną miłość, jaką Laura żywi dla dyrektora. Henryk Borowski stworzył charakterystyczny typ teatralnego woźnego.

Erwin Axer powierzył także, i to na ogół z powodzeniem, ważne role młodym aktorom. Wśród nich Wojciech Alaborski, jako chłopiec z deszczu przedstawił się z najlepszej strony skupieniem, wyciszeniem, a jednak mocą artystycznego wyrazu. Scenografia - realistycznie stonowana Ewy Starowieyskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji