Artykuły

Wyznania dinozaura

Jestem dinozaurem i to nie tylko dlatego, że pamiętam młodych Beatlesów i Trubadurów, Marylę Rodowicz z jej czasów i Agnieszkę Osiecką z czasów STS-u...

Jestem dinozaurem przede wszystkim dlatego, że nadal potrafię wzruszyć się do łez przy beatlesowskiej Michelle, uwielbiam stare piosenki Seweryna Krajewskiego, a najpiękniejszego polskiego standardu minionego półwiecza "Niech żyje bal", mogłabym słuchać na okrągło. Zawiera się w nim przecież moje widzenie życia. A więc jestem dinozaurem i nie mówię tego w tajemnicy, jak czyni to na katowickiej Scenie Kameralnej Violetta Smolińska (absolutnie perfekcyjnie!), ale powtarzam głośno i wyraźnie. Nie mam bowiem zamiaru skrywać satysfakcji, że można mnie zaliczyć, podobnie jak panią Violettę (sporo zresztą ode mnie młodszą), do dinozaurów na wrotkach.

Krągłości Buby

Nie wiecie, o czym mówię? Jeśli nie to wybierzcie się koniecznie na najnowsze (znakomite!) przedstawienie Teatru Śląskiego - "Kitta kergulena" Dariusza Rzontkowskiego. Zachęcam do tego nie tylko moich rówieśników dinozaurów, ale także młode pokolenie teatromanów. Zapewniam - będziecie bawić się równie dobrze jak my.

Mój mąż (też dinozaur, choć wcale na to nie wygląda) śmiał się z wysublimowanych dowcipów Rzontkowskiego (swoją drogą, co za talent - maluje, komponuje, pisze teksty kabaretowe i jeszcze znajduje czas na pisanie sztuk; powinniśmy być dumni, że to chłopak z Katowic) w sposób mało wysublimowany, bo na cały teatr. Bił brawo także najgłośniej, ale nie mam wątpliwości, że najbardziej frapowały go kształty (talent też, ale w drugiej kolejności) Buby z Bielska, czyli Magdy Kriger. Oczka biegały mu (zresztą nie tylko jemu) od góry (och, ten biust!) do dołu. Bo adekwatna do urody biustu była uroda dolno-tylnych wypukłości panny Buby, tudzież jej nóg. Takich długich nóg dotąd w naszym teatrze nie było. Panowie, bezwzględnie powinniście to zobaczyć!*)

Naoglądacie się do woli i łatwiej wam przyjdzie znieść naszą, dinozaurowską nadwagę (malejącą, bo także sięgamy po wrotki). Nie mówię tego oczywiście dosłownie, bo moje wrotki to joga, którą zaczęłam uprawiać przed kilkoma miesiącami (a skutki już widać gołym okiem). Fruwam po redakcyjnych schodach śpiewająco i tak właśnie się czuję. Joga pod okiem takich mistrzów jak prof. Janusz Szopa i Joasia Górna z Częstochowy to nie tylko prawdziwy raj dla ciała i ducha, ale także najskuteczniejsza kuracja odmładzająca.

Ada czuje bluesa

Po obejrzeniu "Kitty kerguleny" (i pani Violetty na wrotkach) postanowiłam wprowadzić do swojego repertuaru ćwiczeń także rytuały tybetańskie, bo zamierzam być dinozaurem jeszcze co najmniej przez 40 lat, czego i wam życzę.

Postanowiłam też częściej jeździć do Krakowa - miasta mojej studenckiej młodości. I zachęcam do tego nie tylko licznych na Śląsku absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale wszystkich spragnionych szerszego oddechu. Chcecie wiedzieć, jak nam będzie, gdy wreszcie powrócimy do Europy? Zacznijcie edukację od Krakowa, który nigdy nie dał się z Europy wypchnąć.

Jeśli mi nie wierzycie, wybierzcie się do grodu Kraka 14 lub 15 maja, bo w tych dniach właśnie Salon Muzyki i Poezji Polsko-Kanadyjskiego Towarzystwa Muzycznego w Toronto prezentuje na Scenie Moliere (Szewska 4) dwa ostatnie przedstawienia "Nic nie zastąpi mi piosenki", oparte na tekstach Agnieszki Osieckiej. Stworzyły tę "śpiewogrę" trzy spektaklu, Maria Nowotarska (krakowska aktorka, od 11 lat mieszkająca w Toronto), która z iście krakowskim wdziękiem oprowadza nie zorientowanych widzów po czasach "Okularników" i "Sztucznego miodu", oraz Ada Gostkowska, młoda polska i trochę kanadyjska aktorka i piosenkarka - dziewczyna, która czuje bluesa!

Śpiewanie Osieckiej po Maryli Rodowicz to akt dużej odwagi. Mamy wszak zakodowane w genach jej standardy interpretacyjne. W niektórych piosenkach chcemy widzieć Marylę i tylko Marylę. I nagle przekonujemy się, że można widzieć Małgośkę także w Adzie. Inną niż Małgośka Rodowicz, a jakże bliską Osieckiej i jej czasom.

Inna Osiecka

Mój (i wasz, jak mniemam) śląski patriotyzm mile łechce fakt, że muzyczną stronę tego pięknego i wzruszającego spektaklu opracował nasz (poniekąd) człowiek - Tomasz Filipczak, pianista, aranżer, kompozytor, absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej katowickiej Akademii Muzycznej.

Spektakl miał dwie premiery - krakowską i warszawską, i dotąd jedynie pięć przedstawień, bo tyle tylko zaplanowano jednak ze względu na wspaniałe przyjęcie, zainteresowani będą mogli obejrzeć go jeszcze 14 i 15 maja w Krakowie. Potem Maria Nowotarska wraca do Kanady, gdzie prowadzi własny teatr promujący polską kulturę. Teatr, który zdaje się mieć patent na powodzenie, nagrody, wspaniałe recenzje i niezwykłą popularność. To wspaniale, że mogliśmy pooddychać jego atmosferą".

Po spektaklu rozmawiałam z Marią Nowotarską i Adą Gostkowską, namawiając je gorąco do pokazania tego przedstawienia na Śląsku. Obiecały, że przyjadą na pewno, ale dopiero w przyszłym roku, ze względu na kanadyjskie obowiązki pani Marii. Niecierpliwi mogą wybrać się w połowie maja do Krakowa. Cierpliwym pozostaje liczyć na to, że któryś z naszych teatrów zaprosi na swoje deski tę "inną Osiecką". Może uczyni to nieoceniony w popularyzowaniu najlepszych cudzych dokonań Teatr Rozrywki w Chorzowie? Współpracował z nim przecież współtwórca spektaklu - Tomasz Filipczak.

Serdecznie o to proszę, bo bardzo chciałabym usłyszeć raz jeszcze "Niech żyje bal" i "Miasteczko Bełz" w wykonaniu Ady Gostkowskiej.

*) Pierwszą recenzję przedstawienia "Kitta kergulena", autorstwa Henryki Wach-Malickiej, zamieściliśmy w "Dzienniku Zachodnim" w miniony poniedziałek, 29 kwietnia. Autorka tego tekstu oceniła spektakl krytycznie i z dystansem, pisząc m.in.: "(...) całość rozpada się na mniejsze lub większe kawałki, nie zawsze do siebie przystające, tworząc dziwną składankę skeczy, zabaw słownych i sytuacyjnych, powiązanych tylko wspólnym miejscem (...). Pomysł na taką sztukę surrealistyczną uważam za świetny, rezultat - za mocno dyskusyjny".

Najwyraźniej więc przedstawienie budzi kontrowersje. O tym, czy jest wartościowym, czy chybionym przedsięwzięciem artystycznym, mogą się Państwo przekonać sami - odwiedzając Scenę Kameralną Teatru Śląskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji