Artykuły

Coś nowego na scenie

Na Scenie Kameralnej dość często prezentowane są komedie, a nawet farsy, dawno nie zdarzyło się jednak, by przygotowano tam spektakl...kabaretowy. Do współpracy zaproszono modnych i sprawdzonych autorów związanych z Mumio.

Autorami spektaklu pod tajemniczo brzmiącym tytułem "Kitta Kergulena" są Dariusz Rzontkowski i Tomasz Skorupa. Pierwszy z nich jest współautorem słynnego i wielokrotnie nagradzanego programu "Kabaret Mumio", drugi współpracował z katowicką grupą jako twórca tekstów. W programie pojawia się jeszcze jedno nazwisko związane do dzisiaj z Mumio - Dariusz Basiński, to on jest autorem trzech piosenek wykorzystanych na scenie.

Akcja tego nietypowego przedstawienia rozgrywa się na miejskim basenie, w którym zresztą nie ma wody. Właściciel opowiada młodym mężczyznom historię o pięknej Irmie, która odwiedza basen codziennie. I chociaż ojej urodzie krążą legendy, nikt tak naprawdę jej nigdy nie widział. Na basenie kręcą się różne typy - oprócz rozmarzonych młodzieńców, także ponętna ratowniczka, właściciel i jego żona z kompleksem dinozaura. Romans przeplata się z kryminałem, zdrada z żądzą, a logika z abstrakcją.

Wbrew pozorom jednak zrobić kabaret wcale nie jest tak łatwo - nawet jeśli ma się do dyspozycji dobre teksty. Bo nie tylko w nich leży siła kabaretu, ale przede wszystkim w scenicznych osobowościach. To "coś", co sprawia, że pękamy ze śmiechu, chociaż dowcipy tak naprawdę wcale nie są takie śmieszne, ma się albo nie. Spontaniczność, charyzma i umiejętność wywołania śmiechu samym pojawieniem się na scenie to rzeczy, bez których nie ma prawdziwego kabaretu. Poza tym artyści kabaretowi są przeważnie twórcami swoich programów. Przygotowując je, mają na uwadze własne możliwości oraz ograniczenia i potrafią to wykorzystać. Aktorom, którzy jedynie odgrywają spektakl, dużo trudniej jest osiągnąć taki efekt. I tak, niestety, było i tym razem. Cóż z tego, że wykonawcy starali się, jak mogli, skoro skecze (o tak wielkiej dawce absurdu) pozbawione tego "czegoś", stawały się niezrozumiałe albo wręcz mało zabawne. Reżyser zmusił wprawdzie aktorów do wygłupów, ale tu przecież nie o strojenie min chodzi.

Całe szczęście były w spektaklu i perełki - wtedy, gdy np. tekst zderzono z graniem serio, bez uśmiechu. Taka była piosenka o zmywaniu i pigułkach zaśpiewana na modłę Ewy Demarczyk, taki był utwór "Rio de Janeiro" i niektóre dialogi. Przedstawienie przez to straciło jednak na jednolitości. Rozbite na pojedyncze sceny dawało poczucie niedosytu. Chciałoby się prawdziwego kabaretu, a nie tylko jego próbki.

Mimo to dobrze się stało, że katowicka scena postanowiła zmienić nieco stare przyzwyczajenia. Zaproszenie do współpracy młodych autorów, eksperymenty formalne i repertuarowe to być może początek zmian, które zaowocują w przyszłości wspaniałymi realizacjami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji