Artykuły

Ludzie i litery

"Pożądanie w cieniu wiązów" w reż. Grzegorza Brala w Teatrze Pieśń Kozła we Wrocławiu. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.

Kiedy usłyszałem, że Grzegorz Bral z Teatru Pieśń Kozła bierze na warsztat "Pożądanie w cieniu wiązów" O'Neilla myślałem, że już wszystko wiem. Będzie taniec, rytualny gest, drgające ciała na podłodze.

Aktorzy zaśpiewają pieśni indiańskie starsze od skał, zabrzmią psalmy anabaptystów albo zmienione nie do poznania country z amerykańskiego Środkowego Zachodu. Z O'Neilla ocaleją tylko strzępy wersów, absolutna esencja tekstu. Nic z tych rzeczy. Z dawnych znaków rozpoznawczych teatru Brala została tylko pusta przestrzeń. Reżyser wypełnia ją słowem, psychologicznym aktorstwem, kilkoma symbolicznymi gestami. Ten spektakl to test starej konwencji teatralnej. Bral dobiera sobie trójkę nowych aktorów. Startuje jakby z punktu zero. Jakby nie było innego teatru niż ten zapisany u O'Neilla. A potem wchodzi bardzo głęboko w jego świat, wgryza się w każdą kwestię bohaterów. Wygląda to na rodzaj "lektury naiwnej" dramatu, schowanie się reżysera za autorem, postaciami, historią. Z pozoru. Bo rodzinna tragedia opisana przez O'Neilla jest głęboko zakorzeniona w rzeczywistości mitycznej. To ją właśnie chce Bral zbadać. Odkryć, nie jak dotąd prawdziwego człowieka w starym micie, ale ślad mitu w człowieku. 75-letni farmer Cabott, którego dwaj synowie uciekli do Kalifornii, bierze sobie 30-etnią żonę Abbie. Najmłodszy syn Eben i jego młoda macocha zakochują się w sobie. Z ich związku rodzi się chłopiec. Cabott myśli, że to jego syn. Eben boi się, że to dziecko odziedziczy teraz dom i ziemię. Przerażona perspektywą odejścia kochanka Abbie zabija dziecko.

Bral nie opatruje tej historii żadnym komentarzem, nawet muzyka Arvo Parta brzmi, jakby była wewnątrz opowieści. Bral oddaje ją ludziom. Jego aktorzy zostają porzuceni w pustce. Bez rekwizytów, realistycznej marszruty działań psychologiczny klucz do postaci otwiera nawet więcej drzwi, niż trzeba. Cabott to czerstwy, zawzięty chłop. Bogdan Koca obdarza go nie tyle nadludzką siłą, co tępym uporem. Jego trwanie wbrew wszystkiemu, opieranie się upływowi czasu, walka ze wszystkimi jest zarówno łaską, jak i grzechem. Ziemia i zwierzęta są dla niego ważniejsze i czystsze niż nowa żona, synowie, zmarli. Cabott przypomina chrześcijańskiego Boga gospodarza, ale raz po raz odkrywamy w nim cechy jeszcze starszego bóstwa. Jego stosunek do synów przypomina strach greckiego Kronosa pożerającego swoje dzieci, by żadne z nich nie odebrało mu władzy.

Abbie Anny Kerth łączy zmysłowość z interesownością. Widzimy, jak delikatnie rodzi się w niej uczucie do Ebena, jak jej słowa kłamią i wyznają prawdę w tej samej chwili. Kerth szuka w swojej bohaterce jakiejś niedzisiejszej kobiecości. Bo tylko wtedy zrozumiemy wagę jej wyznań, świadomość przekraczania tabu. Dawid Żakowski (Eben) ma w sobie ranę niespełnionego uzurpatora. Jest wyrośniętym chłopakiem daremnie tęskniącym za czułością ojca. Jego siła to tylko odprysk siły ojca. Rozgoryczony, żarliwy, naiwny. Młody bóg potrzebujący wyznawców. Bral ocala z O'Neilla nawet didaskalia. Na wielkim ekranie za plecami aktorów wyświetla drobiazgowe opisy scen i sytuacji. Słowa na ekranie budują atmosferę spektaklu, w planie symbolicznym są matrycą świata, losów bohaterów. Ludzie pośród liter. Ludzie budujący siebie ze słów. Krążący wokół siebie jak głodne istoty uczące się mówić, wyrażać uczucia, nazywać świat. Niecodzienny spektakl Teatru Pieśń Kozła jest gęsty, ale równocześnie niespieszny. Świat wypełniony nienawiścią, kazirodztwem i dzieciobójstwem nabiera charakteru sakralnego. Wszystko - nawet zło i śmierć - staje się na krótką lub dłuższą chwilę święte, monumentalne. W sekwencji zabicia dziecka przez matkę, choć dzieckiem jest tylko cebrzyk z wodą i biała szmatka, okrucieństwo staje się wręcz niewyobrażalne. Bo choć nic nie widzimy, widzimy wszystko. Bral reżyseruje w naszych głowach. Zachwycony dziwnym spektaklem Pieśni Kozła z niecierpliwością i lekkim niepokojem czekam na drugie przedstawienie w tej stylistyce. To będzie prawdziwa próba, bo drugi raz tej naiwności czytania O'Neilla powtórzyć się nie da. Druga lektura zawsze rozbija złudzenia prawdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji