Artykuły

Słabe ogniwo

"Tajemniczy ogród" w reż. Karola Suszki w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

Grudzień to w teatrach dramatycznych pora, by grać bajki. Przy okazji zbliżającej się gwiazdki Teatr Nowy poszerzył swój repertuar i dał w prezencie dzieciom adaptację "Tajemniczego ogrodu" Frances Hodgson Burnett w przekładzie Jadwigi Włodarkiewicz. To nie jest prezent, którym można się cieszyć.

Adaptacja skrojona jest siermiężnie, zawiera za to sporo błędów językowych i gramatycznych, i nie pełni funkcji edukacyjnej. W zamierzeniu spektakl najpewniej miał być inscenizacyjnie skromny - jest nędzny. Scena obrotowa z dzielącą ją ścianą (po jednej stronie ogród, po drugiej wnętrze domu) i wymalowany horyzont w tle to poetyka, w jakiej prezentowała bajki socjalistyczna scena robotnicza. Rozumiem, że teatr może nie mieć pieniędzy, ale to wcale nie musi tłumaczyć braku pomysłów. Scenografię á la późny Gomułka zaprojektowała Małgorzata Komorowska-Dobrucka.

Z reżyserią wcale nie jest lepiej: Karol Suszka garściami czerpie z rezerwuaru komend: z lewej na prawą, ze środka w bok, z prawej w lewo. To, gdy na scenie są dwie, góra trzy osoby. Gdy jest ich osiem - jak w finale - stoją niczym przybite gwoździami na linii półkola, zgrupowane parami. Tak więc o prawdziwej ekspresji "Tajemniczego ogrodu" młodzi widzowie niczego wiedzieć nie będą, podobnie zresztą jak o poezji. Szkoda, bo przy okazji nie będą też mieli pojęcia, że w teatrze może być pięknie, szlachetnie, estetycznie, a nade wszystko ciekawie i zajmująco.

Brak koncepcji innej niż na prościuteńkie i schematyczne widowisko, zachęcał osoby występujące na scenie do trywializowania gry. Było więc szeroko rękami i nogami wymachiwane, mówione głośno i manierycznie, z przesadą akcentowane. Do środków wyrazu dodano ponadto wytrzeszcz oczu, rozczapierzone palce, a Julia Krynke specjalnie wzbogaciła postać Mary Lennox niestaranną dykcją. Jedyna Małgorzata Skoczylas w roli Pani Madlock rzeczywiście była panią sceny.

Na marginesie - żal, że dwaj studenci Wydziału Aktorskiego łódzkiej "filmówki" - Michał Bieliński i Konrad Bugaj - zdobywają pierwsze aktorskie szlify w tak kiepskim anturażu. Czy szkoła nie ma wpływu na to, gdzie i w czym grają jej uczniowie?

Przedstawienie, które - w założeniu - w formie i treści powinno być atrakcyjne dla młodych widzów, okazało się w dniu swej premiery (w minioną niedzielę) nużące. Siedzący niedaleko mnie kilkulatek przedrzemał smacznie pół pierwszego aktu, dwoje mniejszych dzieci bawiło się, kucając między rzędami. Oczywiście były też dzieci żywo reagujące na sceniczne zdarzenia, ale - jak mówi stare porzekadło - łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji