Artykuły

O tym jak wytrzymać

"Kontrabasista" w reż. Jacka Bunscha w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Agata Kirol w Gazecie Wyborczej-Trójmiasto.

"Kontrabasista" Petera Süskinda w reżyserii Jacka Bunscha to najnowszy tytuł na afiszu w Teatrze Miejskim w Gdyni. W osławionym przez Jerzego Stuhra monodramie tym razem można zobaczyć próbę roli według Dariusza Siastacza [na zdjęciu].

Czy bez entuzjazmu można skupiać się na jednym zajęciu i tkwić w swojej małej, szarej codzienności, mimo że ma się już dawno tego dosyć? I tylko z rozpaczy grać wciąż na tym samym, nadzwyczajnie drugorzędnym instrumencie? O tym, że to bardzo prawdopodobna sytuacja w życiu każdego człowieka, opowiada tytułowy bohater "Kontrabasisty" Patricka Süskinda.

Ten słynny ze znakomitej kreacji Jerzego Stuhra monodram dzięki odwadze reżysera i od niedawna dyrektora teatru Jacka Bunscha oraz odtwórcy roli kontrabasisty Dariusza Siastacza znalazł się na afiszu Teatru Miejskiego w Gdyni. Można być wdzięcznym autorom inscenizacji, bo to ważny tekst i bardzo dzisiaj potrzebny. Lubimy widzieć siebie w obserwowanej na scenie postaci, a "Kontrabasista" daje takie możliwości. W każdym z nas jest trochę więcej ambicji niżby należało, niżby pozwalała na to nasza sytuacja życiowa, ekonomiczna i inne warunki, na które zupełnie nie mamy wpływu.

Niestety, gdyński spektakl w ogromnej większości jest powtórzeniem czyjegoś sukcesu, a poza tym pokazuje niewiele nowego. Zamierzenia twórców monodramu, aby uwspółcześnić sztukę Süskinda, moim zdaniem się nie powiodły. Słuchamy opowieści zdziwaczałego muzyka o tym, że nie sposób zachwycać się instrumentem, który nie gra pierwszych skrzypiec i służy tylko za tło dla głównych linii melodycznych oper i symfonii. Z przeglądem tych najbardziej znanych zapoznaje nas zawartość płytoteki właściciela, odtwarzającego je na swojej wieży w dźwiękoszczelnym mieszkaniu. To tutaj przed hałaśliwym światem ukrywa się ten zawiedziony swoim losem rzemieślnik gry na kontrabasie, jak sam siebie nazywa. Ciężki, niezgrabny instrument ma dla bohatera rangę "być albo nie być". To kontrabas ogranicza możliwości rozwoju muzyka, a jego podrzędność w orkiestrze uniemożliwia mu kontakt z ukochaną sopranistką.

Beznadziejne przywiązanie bohatera do ciężkiej i niedocenianej przez nikogo pracy staje się nie do zniesienia. Podobną niesprawiedliwość odczuwa większość z nas, kiedy życie nie pozwala nam robić tego, na co tak naprawdę zasługujemy. I szkoda, że w opowieści o niespełnieniu Siastacz nie przekazuje niczego nowego. Jego rola nie odnosi się do współczesnych nam problemów i stanowi jedynie odtwórczą relację aktora.

Artysta potrafi natomiast znakomicie zaimprowizować sytuację rozmowy z publicznością. Podczas premierowego spektaklu Siastacz miał do dyspozycji wyjątkowo aktywnych widzów, którzy żywo reagowali, śmiali się, dopowiadali własne opinie, choćby te o pustej po jasnym trunku szklance. Również jako improwizator aktor odkrywał na scenie swoje nowe talenty muzyczne i ... niestety, również niedociągnięcia w opanowaniu tekstu. Siastacz na scenie stanął jako aktor, który umiejętnie improwizuje i dobrze opowiada, ale tylko aktorem pozostaje. Najwidoczniej odtwórca głównej roli nie odnalazł w sobie na tyle charyzmy, żeby zaimprowizować również trochę prawdy. Jego kreacja nie jest na tyle przekonująca, żeby postać sfrustrowanego kontrabasisty mogła w nas znaleźć współczucie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji