Zabawny temat
"BOŻYSZCZE kobiet" Neila Simona, grane w Teatrze "Kwadrat" w tłumaczeniu Miry Michałow skiej, reżyserii Edwarda Dziewońskiego i scenografii Mariana Stańczaka jest już trzecią sztuką tego autora w tym teatrze w opracowaniu tego reżysera.
Simon jest popularnym amerykańskim dramatopisarzem, cieszącym się wzięciem na Broadwayu w Nowym Jorku. Tak opanował umiejętność zabawienia widowni, a jednocześnie psychologię szarego człowieka, że mimo chwytów farsowych przyznaje się pono jego sztukom rangę tragikomedii. Na nasze środkowoeuropejskie gusty są to jednak po prostu komedyjki.
W "Bożyszczu kobiet" pięćdziesięcioletni facet o pospolitej drodze życia postanawia zrekompensować sobie do tychczasowe ograniczenia jakąś przygodą erotyczną. Można to tłumaczyć tzw klimakterium u mężczyzn, rzeczywiście bardzo pospolitym u pięćdziesięciolatków. Ale bohater sztuki, właściciel sklepu rybnego, nie ma zaprawy uwodzicielskiej. Mimo łatwości pierwszych kroków, drugi krok nie udaje się. W pierwszym akcie młodą dziewczynę zanudza zwierzeniami. W drugim akcie wpada w szpony istotki, która z kolei chce o sobie opwiedzieć wszystko co trzeba i nie trzeba, i także nie dochodzi do czynu. W trzecim natrafia na kobietę dojrzałą, z prawdziwym, bo kobiecym klimaksem, która chce na siłę odbić sobie zaniedbywanie przez męża jakąś przygodą. Ale także z tej przygody, z obu stron obmyślanej z premedytacją, nic nie wychodzi. "Bożyszcze kobiet" wróci do swego sklepu i do swojej żony, do której właśnie nie może się dodzwonić. Czyżby ta porządna osoba robiła w tym czasie to samo co on, z powodzeniem czy bez powodzenia? Na to nie daje odpowiedzi spadająca kurtyna.
Jak potraktować tak prosty temat? Ano, zagrać jak najsprawniej, wykorzystując kontrasty. Więc wcielający się w uwodziciela na siłę Dziewoński gra w kolejnych aktach tę samą wprawdzie osobę, ale postawioną w trzech zasadniczo sprzecznych sytuacjach. Jest dostatecznie popularny, by jego zagrywki budziły odzew widowni. Joanna Jędryka, w dziewczynie niecierpliwiącej się oczekiwaniem na fakt, postarała się o prawdopodobieństwo postaci. Halina Kowalska w roli rozgadanej osóbki, dla której erotyka jest tylko szczeblem do, nierealnej zresztą, kariery, znakomicie naśladuje kobietkę o ptasim móżdżku.
Rolę partnerki w trzeciej niedoprzygodzie czyli owej pani starającej się także na siłę o romans. Barbara Rylska napełniła wystudiowaniem każdego odruchu i odezwania się. Choćby dla tej jednej kreacji warto pójść na przedstawienie i pozostać na nim do końca. Rzecz będąca zabawnym tematem dla artystów, dzięki niej osiąga crescendo efektów.