Artykuły

Dużo słów, mało muzyki

"Kieszonkowa orkiestra" w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Jolanta Gajda-Zadworna w Życiu Warszawy.

Twórcy spektaklu "Kieszonkowa orkiestra" w teatrze Komedia mieli ambitny zamiar zainteresowania dzieci muzyką klasyczną. Mało kto tym się zajmuje, bo to trudne zadanie. Mały widz nie lubi poważnych wykładów, woli zabawę. A dorośli chcą przede wszystkim opowiadać.

Kiedy pobierałem nauki, do mojej podstawówki przyjeżdżali co miesiąc artyści z pewną panią. Ona mówiła, oni grali lub śpiewali. Ten model edukacji artystycznej wciąż obowiązuje. Filharmonia Narodowa urządza w szkołach rocznie 2 tysiące takich koncertów. Zaprasza też na spotkania z legendarną Ciocią Jadzią i na poranki dla małych melomanów.

Dziś dziecko jednak chce nie tylko słuchać. Lepsze efekty edukacyjne można osiągnąć poprzez zabawę, ale dorośli nie bardzo to rozumieją. Jeśli dzieci niewiele wiedzą dziś o Chopinie, to dlatego, że brak pomysłów, jak im go przedstawić. Uczeni chopinolodzy protestują, jeśli narodowego kompozytora ktoś chce zdjąć z pomnikowego piedestału.

W "Kieszonkowej orkiestrze" Chopin wciąż kaszle i kłóci się z George Sand. Żona Schumanna romansuje z Brahmsem, Bach nosi w kieszeniach ubranka i zabawki swoich 20 dzieci, a Wagner podrywa córkę Liszta.

Graeme Garden, autor "Kieszonkowej orkiestry", jest jednak brytyjskim showmanem telewizyjnym, a programy satyryczne w tym kraju słyną z tego, że nie uznają świętości. Wobec słynnych kompozytorów Garden nie czuje więc respektu. Nie znaczy jednak, że lepiej dogaduje się z dziećmi.

"Kieszonkowa orkiestra", choć reklamowana przez Komedię jako widowisko interaktywne, obarczona jest tym grzechem, co większość przedsięwzięć edukacyjnych. Widz zostaje zasypany nazwiskami i terminami, a ponieważ reżyser Norbert Rakowski chciał nadać spektaklowi wideoklipowe tempo i ciągle zmieniał sytuacje sceniczne, powódź słów zamieniła się w szum informacyjny.

Zdecydowanie za mało tu zabawy takiej, jaką dał pomysł, by "Cwałowanie Walkirii" Wagnera dzieci wzbogaciły wystrzałami z nadmuchanych przez siebie papierowych torebek. Twórcom i aktorom zabrakło też odwagi, by wyjść poza tekst sztuki. A przecież mogliby to zrobić na przykład w zbyt szybko uciętej rozmowie z widzami, czym według nich jest muzyka.

Dzieci chcą nie tylko słuchać, ale i dotknąć instrumentów. Zrozumieli to organizatorzy niedzielnych poranków muzycznych w Polskim Radiu, jednej z ciekawszych ostatnio inicjatyw edukacyjnych w stolicy.

Muzyka ma magię, którą można wzmocnić środkami teatralnymi. "Kieszonkowa orkiestra" jest pod tym względem skromna i prosta. Wyraźnie ustępuje widowisku "W krainie czarodziejskiego fletu", granemu na niewiele większej niż w Komedii kameralnej scenie Opery Narodowej. Choć i tam wykład o muzyce jest przegadany, to muzyki jest zdecydowanie więcej, a teatralna akcja jest bardziej atrakcyjna dla małego widza. To niemal wzór spektaklu edukacyjnego, ale też konkurentów ma niewielu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji