Starszych Panów czar
Widownia lubi kabaret. Zwłaszcza jeśli materiał jest najwyższej próby. A tego nie sposób odmówić piosenkom z Kabaretu Starszych Panów, które "są już klasyką gatunku i cieszą się od lat niesłabnącym zainteresowaniem publiczności".
Kłopot jedynie w tym, że niemal każda z mistrzowsko napisanych piosenek Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego ma swój równie mistrzowski czy wręcz idealny pierwowzór. Któż bowiem nie pamięta maestrii Gołasa, Czechowicza, Kwiatkowskiej lub Michnikowskiego?
Tym bardziej więc należy podziwiać odwagę olsztyńskiego teatru, który postanowił zmierzyć się z tym materiałem w spektaklu "Rodzina, Ach!... Rodzina!" Była to bowiem gratka nie tylko dla widowni (wyśmienicie się zresztą bawiącej), ale przede wszystkim dla aktorów.
Pomysł - można by pomyśleć - karkołomny, choć przecież nie beznadziejny. Dowiodła tego wcześniej Magda Umer, która siłami młodych, acz znakomitych aktorów zaprezentowała piosenki Przybory i Wasowskiego w warszawskim Teatrze "Rampa". Próba wypadła znakomicie. Można więc było mieć nadzieję, że podobnie będzie również na scenie olsztyńskiej.
Reżyserski pomysł Józefa Skwarka był rzeczywiście trafiony. Zgrabnie skomponowany spektakl trzymały wspominki kolejnych członków tytułowej rodziny, czyli pani Anastazji, Wuja, Siostrzeńca, Dziewczyny Zasypiającej i Zakochanego Typa. Sęk w tym, że dobrany materiał nie wytrzymał narzuconych mu ram.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że błąd był wynikiem wyraźnej fascynacji materiałem. Jest to poniekąd zrozumiałe. Szkoda tylko, że działo się kosztem całego przedstawienia, które w ten sposób traciło swoją jednorodność na rzecz dużej liczby wykonywanych piosenek. Najlepiej dowodzi tego włączony na siłę znakomity utwór "Dobranoc". Pewnie, że piękny, ale w tym spektaklu robiący za kwiatek przy kożuchu.
Udało się natomiast reżyserowi i niektórym aktorom przełamać konwencję pierwowzorów, ugruntowanych w tradycji przez pierwszych wykonawców piosenek Przybory i Wasowskiego. Wyrazy uznania należą się zwłaszcza barwnej i charakterystycznej postaci pani Anastazji, granej przez Danutę Markiewicz. Doprawdy, trzeba było wiele pomysłowości, by wylansowane niegdyś przez Kwiatkowską "Tango Kat" zaśpiewać inaczej.
Zawiodła natomiast Krystyna Jędrys (Dziewczyna Zasypiająca), której w udziale przypadły piosenki śpiewane przez niezapomnianą Kalinę Jędrusik. Pomijam fakt, że nie sposób było uniknąć porównań. Aktorka najwyraźniej jednak nie miała pomysłu na postać, a pokazane umiejętności daleko nie wystarczały, by poradzić sobie z takim materiałem.
W sumie jednak nową premierę olsztyńskiego teatru można uznać za udaną. Potknięcia i niekonsekwencje dramaturgiczne nie raziły, gdyż piosenki broniły się same, bawiąc przy okazji publiczność. A jak przypuszczam - ta długo jeszcze będzie chadzała na Przyborę i Wasowskiego, dwóch Starszych, ale ciągle jeszcze modnych Panów.