Artykuły

Nieśmiały "Kopciuszek"

Kiedy Michał Fokin, jeden z największych reformatorów sztuki baletowej, wystawił dokładnie przed półwiekiem, bo w 1938 r. w Covent Garden swoją inscenizację "Kopciuszka", nie była to bynajmniej pierwsza wśród głośnych wersji baletowych tej powszechnie znanej i lubianej baśni Charlesa Perraulta. Począwszy od londyńskiej prapremiery Ferdynanda Alberta w 1822 r. i o rok późniejszej petersburskiej Charlesa Didelota, brało się za ten balet wielu choreografów, m.in. w 1893 r. Petipa, Iwanow i Cecchetti w Petersburgu, z głośnym występem gościnnym słynnej Pieriny Legnani, która wtedy właśnie popisała się bezbłędnym wykonaniem aż 32 fouette.

Dopiero jednak moskiewska premiera z 1945 r. z muzyką Sergiusza Prokofiewam choreografią Rościsława Sacharowa, do libretta Mikołaja Wołkowa wypierając poprzednie opracowania muzyczne, zapewniła "Kopciuszkowi" największe triumfy.

Nie bez powodu przywołałem zwłaszcza nazwisko Fokina, ponieważ obecnie, w pół wieku później oglądamy "Kopciuszka" na scenie łódzkiego Teatru Wielkiego, w choreografii bratanicy wielkiego twórcy Iriny Fokiny, przebywającej na Zachodzie (podobnie, jak i on, który jeszcze przed rewolucją opuścił Rosję).

Ten pełen uroku balet mieliśmy zresztą szczęście widzieć w Łodzi przed dwoma laty, jako niezapomniane widowisko sceniczne baletu opery z Lyonu, w pomysłowej i mądrej, niezwykle dowcipnej choreografii Maguy Marin. A tak już zazwyczaj bywa, że zachowana w pamięci wybitna realizacja sceniczna stanowi dla odbiorcy jakby układ odniesienia, dopóki następne nie zdołają się z nią przynajmniej zrównać pod względem artystycznego wyrazu i poziomu wykonania.

Przyznam się więc, że i tu nie mogłem uwolnić się od natręctwa pamięci, zwłaszcza iż jak zapewnie wielu widzów, oczekiwałem od dziedziczki sławnego nazwiska czegoś oryginalnego, a przynajmniej perfekcyjnego. I nie mogę ukrywać, że doznałem sporego zawodu. Kompozycja choreograficzna całości, jak również rozwiązania poszczególnych tanecznych układów czy to solowych, czy grupowych nie potrafiły pobudzić mojej wyobraźni.

Wręcz przeciwnie, uważam, że zbytnia dosłowność interpretacyjna poszczególnych scen nie odbiegała od stylu naiwnej pantomimy, co by może wskazywało iż rzecz jest adresowana do dziecięcej i mało wyrobionej widowni. Lepiej wprawdzie było, kiedy akcja, po uporaniu się z wprowadzającą anegdotą, sprowadzała się do popisu tanecznego, mieliśmy więc wdzięczny walc w I akcie.

Ale jednak strona techniczna tanecznych układów, wykonywanych przez większe grupy tancerzy czy corps de ballet, i to nie zawsze dość składnie, budzić mogła podejrzenia, że pani choreograf musiała mieć na względzie nie najwyższą w obecnym momencie kondycję baletowego zespołu.

Na tle tej przeciętności tym korzystniej przedstawiały się niektóre solowe prezentacje, np. LUIZY ŻYMEŁKI, zwinnej i pełnej wdzięku (mimo początkowego zahamowania) w tytułowej roli. Partnerował jej z powodzeniem jako Książę SŁAWOMIR. WOŹNIAK, który, jak mi się wydaje nie całkiem jeszcze okrzepł tanecznie, niemniej jednak, obdarzony z natury piękną postawą i szlachetnym gestem, rokuje jak najlepiej. Tak zwykle podziwiany przeze mnie znakomity mim CZESŁAW BILSKI, zbyt jednostronnie, moim zdaniem, akcentował antypatyczne cechy Macochy i przez ten brak wyrozumiałego dystansu okazał się nie dość komiczny.

Z brawurą eksponowali komizm ról Sióstr - Chudej tudzież Grubej ZBIGNIEW SOBIS i zwłaszcza BOGDAN JANKOWSKI, chociaż jak na mój gust, nieco zbyt grubą kreską. Nie chciałbym odmówić umiejętności tanecznych czy to KRZYSZTOFOWI STARCZEWSKIEMU (Błazen), czy EDYCIE WASŁOWSKIEJ (Wróżka), czy paniom kreującym pory roku. w tym DOBROSŁAWIE GUTEK jako Zimie i może jeszcze któremuś z wykonawców, nie korzystne wrażenie z ich występu powstawało, jak sobie uświadomiłem, na zasadzie wystawania ponad dość szarą przeciętność.

Wykonanie orkiestralne nie przez cały czas jaśniało precyzją i finezją, za to prawdziwą ozdobą przedstawienia, ratująca jego ogólny artystyczny wyraz, były dekoracje i kostiumy państwa Chwedczuków, gustowne i bez operowego blichtru.

Baśń o Kopciuszku przetrwała niejedną przeciwność losu, miejmy więc nadzieję, że utrzyma się dłużej w repertuarze przynajmniej dla młodzieży, a może również jako pokupny towar eksportowy na rynkach niezbyt wymagających.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji