"Klasa i rasa w jednym stały domu..."
Jeszcze przed wojną, w 1933 roku zachwyciła publiczność. Emil Breiter uznał nawet "Rodzinę" Antoniego Słonimskiego za "najświetniejszą komedię ostatnich lat". Po wojnie wystawiano ją już tylko w Londynie, nie miała więc możliwości zaistnieć w świadomości współczesnych. Obecnie grana w warszawskim teatrze "Kwadrat" stała się bestsellerem sezonu.
Rzecz dzieje się w starym dworzyszczu należącym do lekko pomylonego ziemianina Tomasza Lekcickiego (Edward Dziewoński). Mieszkają tu także: egzaltowana stara panna, niedowarzona poetka (Aleksandra Karzyńska) i córka Lekcickiego - panna Marysia (Ewa Borowik) - jedyna normalna osoba w tym towarzystwie. Dobijają sie do bram dworku domniemani synowie właściciela - młodociany faszysta Hans (Włodzimierz Nowak) i zagraniczny dygnitarz podpierający się Marksem - Lebenbaum (Włodzimierz Press), bawią tu również właściciele warszawskiej pralni Kaczulscy (Halina Kowalska i Andrzej Fedorowicz).
Słonimski ośmiesza wszystkich i wszystko. Przywary międzywojennego ziemiaństwa, drobnomieszczańskie ciągoty do ubicia interesu za parawanem "narodowej polityki", rasowe uprzedzenia i antysemityzm warszawskiej ulicy. Dostaje się również Żydom za interesowność (doskonała rola Janusza Bylczyńskiego kreującego młynarza) oraz zarozumialcom szczycącym się plebejskim rodowodem.
Pomimo to że publicystyczne walory sztuki Słonimskiego, traktujące o polskich i europejskich realiach lat trzydziestych mocno zwietrzały i rażą typowe dla autora dosłowności, "Rodzina" nadal bawi. Śmieszą kalambury Słonimskiego i jego dowcipy oswajające nawet najtrudniejsze sytuacje życiowe.
W "Kwadracie" mistrz trafił na mistrza. Bijemy brawo za doskonały tekst Antoniemu Słonimskiemu i za mistrzowskie aktorstwo Edwardowi Dziewońskiemu. A już szczególnie za wierszyk, który z akcentem starego szlagona recytuje: "Klasa i rasa w jednym stały domu..." Świetnych, choć często epizodycznych ról w "Rodzinie" jest wiele. Spotykamy tu jak zwykle uroczego Jana Kobuszewskiego (jako sanacyjnego wojewodę), szczwanego Andrzeja Fedorowicza i jego pełną ekspresji sceniczną małżonkę - Halinę Kowalska, wspaniałego w postaci chytrego i naiwnego zarazem chłopa "powstańca" - Sławomira Lindnera.
Jest więc z czego i kogo się śmiać. Jest też o czym pomyśleć. W końcu humanistyczne przesłanie komedii Słonimskiego: nie dajmy się zwariować! - nie straciło swojego sensu.