Artykuły

Jestem piosenkarzem, a nie aktorem

- Debiut w musicalu wymagał nauki występowania na scenie, do czego dochodziłem w biegu podczas kolejnych spektakli - mówi solista ŁUKASZ ZAGROBELNY.

"Oskar Fashion" czy "Najpiękniejsi 2008" dowodzą, że zostałem zauważony i doceniono to, co robię. Wiele magazynów ma swoje wyróżnienia i nagrody, i jeśli jestem do nich nominowany, to naprawdę jestem bardzo szczęśliwy. Oprócz tych wyróżnień są jeszcze nagrody muzyczne, czysto branżowe, również bardzo dla mnie istotne. To wszystko jest niebywałe, bo na rynku jestem od jesieni 2007 roku. Przez ostatnie półtora roku wydarzyło się w moim życiu naprawdę dużo i cieszę się bardzo z tego, co osiągnąłem - mówi Łukasz Zagrobelny.

10 lat temu wystąpił Pan w opolskich debiutach. Czy udany udział w tym koncercie rzeczywiście otwiera drzwi do kariery?

- Prawda jest taka, że znaczący sukces spośród uczestników debiutów odniosła chyba jedynie Justyna Steczkowska. Poza wygranym konkursem trzeba też trafić później na odpowiednich ludzi, którzy umiejętnie pokierują karierą artysty. Bez tego trudno jest zaistnieć.

Zarówno festiwal opolski, jak i koncert debiutów są bardzo prestiżowe, ale chyba nie mają już takiej siły sprawczej, jak w latach 70., 80. czy nawet 90. W moim przypadku debiuty faktycznie otworzyły drzwi do kariery - przede wszystkim zauważyła mnie branża muzyczna. Koncert prowadziła Natalia Kukulska, która zapamiętała mnie i zaprosiła do współpracy. Później przez chwilę towarzyszyłem w chórkach Maryli Rodowicz, a następnie Ryszardowi Rynkowskiemu.

Wówczas był Pan artystą drugiego planu.

- Między frontmanem a chórzystami tak naprawdę jest pięć kroków, ale... Zęby je przejść trzeba mieć przede wszystkim osobowość, predyspozycje do stania na przodzie, kupą szczęścia i wewnętrzną potrzebę bycia frontmanem - lokomotywą, która ciągnie cały koncert. Znam wiele osób, które śpiewając w chórkach czują się bezpiecznie, nie mają potrzeby pchania się na pierwszą linię. Wspomagając piosenkarkę czy piosenkarza, czują się spełnieni.

W Opolu zauważył Pana Maciej Pawłowski, kierownik muzyczny Teatru Muzycznego "Roma" i w 2000 roku zagrał Pan Thuya w "Miss Sajgon". Jakby Pan scharakteryzował stojące przed nim wyzwania wokalno-aktorskie w kolejnych rolach granych w "Romie" - w "Grease", "Kotach", "Akademii Pana Kleksa" i "Upiorze w Operze"?

- Te musicale są bardzo różne, ale najtrudniejsza była pierwsza rola. Debiut w musicalu wymagał nauki występowania na scenie, do czego dochodziłem w biegu podczas kolejnych spektakli. Dlatego, choć kolejne role były trudniejsze do zagrania, także trudniejsze były partie wokalne, to dla mnie jednak najtrudniejsza była rola Thuya.

W "Akademii Pana Kleksa" zagrałem rolę Alojzego Bąbla, dla której, specjalnie dla mnie - pod kątem moich możliwości wokalnych, skali i siły głosu, Andrzej Korzyński napisał piosenki. Ponieważ była to prapremiera "Akademii...", więc wszyscy byliśmy pod olbrzymią presją, chcąc jak najlepiej spełnić oczekiwania publiczności. W "Akademii..." występował Pan w dwóch rolach. Nie myliły się one Panu?

- Proporcje w obsadzie były tak ustawione, że na rolę Alojzego Bąbla przypadło 70 proc. moich występów w tym musicalu. Oczywiście, przed każdym przedstawieniem musiałem się przestawić, bo bywało, że o godzinie 15:00 grałem Golarza Filipa, a o 19:00 Alojzego. Zdarzały się śmieszne sytuacje, gdy grając Filipa w dialogu z Alojzym automatycznie "wchodziłem na jego tekst - tak chłonąłem ten dialog, że chciałem za niego mówić.

Granie dwóch ról w tym samym spektaklu jest trudne. To nie tylko inny kostium, lecz także inny sposób śpiewania i chodzenia po scenie. Wcześniej dwie role grałem w "Miss Sajgon" i "Grease". Takie obsadzanie ról jest praktykowane na całym świecie, na Broadway'u i West Endzie. W teatrze artysta jest cały czas potrzebny i dlatego jeśli nie gra głównej roli, to jest w zespole. I odwrotnie.

Nie żal Panu, że nie nagrał Pan piosenki "Noc muzykę gra" na wydanej niedawno płycie z polską wersją "Upiora w Operze"?

- Nie żałuję, bo już ją nagrałem na płycie promującej musical. Poza tym, wbrew temu co się mówi, w "Upiorze w Operze" jeszcze nie zagrałem. A ponieważ musical jest już na deskach od połowy marca, więc jest naturalne, że w nagraniu tej płyty wziął udział grający Upiora Damian Aleksander.

Dlaczego piosenkę "Nie kłam, że kochasz mnie" nagrał Pan w duecie akurat z Eweliną Flintą?

- Potrzebna była piosenka do filmu Piotra Wereśniaka "Nie kłam kochanie" i jego producenci zwrócili się do managementów Eweliny i mojego z pytaniem, czy nie nagralibyśmy duetu. Nikt się nie spodziewał, że ta piosenka stanie się takim przebojem.

A skąd następny duet - piosenka "Ty i ja" z Hanną Stach?

- Zachwycony duetem z Eweliną polski dystrybutor trzeciej części "High School Musical" zaprosił mnie do zaśpiewania z Hanią Stach, która znów dubbinguje Gabriellę Montez - w poprzednich częściach śpiewała z Andrzejem Lampertem, a ja po raz pierwszy Troya Boltona.

Wróćmy do początków Pana drogi artystycznej. Ukończył Pan szkoły muzyczne I i II stopnia. Dlaczego w klasie akordeonu?

- Przede wszystkim z powodu warunków lokalowych. Nasze mieszkanie było za małe, by wstawić do pokoju fortepian czy nawet pianino. Poza tym nie mieliśmy pieniędzy, a instrumenty te dużo kosztowały. Akordeon był idealny.

A akademia?

- Nie chciałem edukacji muzycznej zakończyć na szkole muzycznej II stopnia. Skoro już 13 lat poświęciłem kształceniu, graniu na instrumencie, poznawaniu historii i teorii muzyki, form i harmonii, to chciałem mieć namacalny dokument w postaci magistra sztuki. Dlatego, by dalej się rozwijać, poszedłem na Akademię Muzyczną im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu.

Pamięta Pan temat pracy magisterskiej?

- "Specyfika emisji głosu w rozrywkowym wykonawstwie wokalnym". Aby ją napisać, musiałem przeprowadzić dużo wywiadów z wokalistami rozrywkowymi. Porównywałem klasyczną emisję głosu z rozrywkową, robiłem badania, wykresy i do tego dodałem swoje spostrzeżenia. Była to praca typowo badawcza.

Jakie były fascynacje muzyczne Zagrobelnego nastolatka?

- Ha początku byłem zachwycony głosem Zbigniewa Wodeckiego... ... "Pszczółką Mają"?

- Nie. To było "Zacznij od Bacha". Ojciec kolekcjonował płyty, wówczas winylowe, których w domu były dziesiątki. Zdarłem "Bad" Michaela Jacksona. Słuchałem nagrań Tiny Turner, Roda Stewarta, Stevie'go Wondera, Arethy Franklin, The Rolling Stones. Wczesne lata szkoły podstawowej to "Akademia Pana Kleksa". Nigdy nie myślałem, że będzie mi dane zaśpiewać te piosenki jako dorosły facet.

Chodzenie do szkoły muzycznej nie odrzuciło od rocka czy popu?

- Nauczyciele szkoły muzycznej pogardzali muzyką rozrywkową, uważając, że muzyka klasyczna to wyższa półka.

Mozart też komponował dla ludu.

- To był popowy muzyk i kompozytor. Podobnie jak Chopin czy Liszt. Powiem szczerze, że nigdy nie byłem fanem muzyki klasycznej. Musiałem jej słuchać, bo trzeba było zdawać egzaminy z rozpoznawania utworów, uczyć się historii muzyki itp. Było to interesujące, ale nie fascynujące. Przedmioty te zdawałem na 4-5.

A ToP5 dziś?

- Strasznie mi się podoba nowa płyta Pink - "Funhouse", cały czas - Seal i jazzujący rhytm-and-bluesowiec Eric Benet. Zawsze swoją półkę ma u mnie Bryan Adams. Natomiast przeszło mi już chwilowe zainteresowanie Justinem Timberlakiem.

Dlaczego obaj możemy wymienić wiele polskich i zagranicznych piosenkarek, a piosenkarzy będziemy liczyć na palcach?

- W Polsce jest naprawdę wielu świetnie śpiewających facetów. Tyle samo, co śpiewających dziewczyn. Ale wokalistów, o których jest głośno, którym udało się przebić do mediów i rozgłośni radiowych, jest rzeczywiście mało. To się jednak zmienia i myślę, że za parę lat te dysproporcje znikną.

Śpiewał Pan piosenki Mietka Szcześniaka i Anny Jantar. Jakie jest Pana zdanie o coverach?

- Uważam, że ich śpiewanie jest bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza na samym początku drogi artystycznej. Przykładem są takie programy jak "Idol" czy "Fabryka gwiazd", których uczestnicy świetnie interpretują cudze piosenki. Ale później zmierzenie się ze swoją twórczością, piosenkami specjalnie dla nich pisanymi, stwarza pewne problemy.

Owszem, jeżeli ktoś nie ma pomysłu, nie wie, jak śpiewać 5woje piosenki, a czuje potrzebę śpiewania, to niech śpiewa covery. Jestem jednak przeciwny powielaniu tego, co już było W dodatku w formie niemalże doskonałej, bo jak możne zaśpiewać lepiej niż oryginał? A nawet jeśli to się uda, to i tak każdy będzie tę interpretację odnosił do oryginału, który zna. Po co więc żyć na porównaniach, gdy można robić swoje.

Występy w musicalach, solowa płyta i przebój. Po co jeszcze udział w "Tańcu i gwiazdami'?

- Tak naprawdę to, że piosenka "Nie kłam, ze kochasz mnie" odniosła taki sukces, jest poniekąd zasługą tego niezwykle popularnego programu. Dzięki niemu stałem się osobą bardziej rozpoznawalną. Nie można sobie wyobrazić lepszej promocji od cotygodniowego pojawiania się w programie, który ogląda 5-6 milionów osób. A tak się złożyło, że wraz z Eweliną zaśpiewaliśmy tę piosenkę na początku jednego z odcinków VII edycji tego programu.

Nie ukrywam, że udział w "Tańcu z gwiazdami" sprawił mi niesamowitą satysfakcję. Jeśli chodzi o ruch, taniec, zawsze byłem kompletną nogą. Wydawało mi się, że nie potrafię tego zmienić i zawsze pozostanę tanecznym niezdarą

To w "Romie" nie nauczono Pana tańczyć?

- Taniec towarzyski, a tańczenie w musicalu to nie to samo. Poza tym w "Romie w układach choreograficznych zawsze byłem stawiany w ostatnim rzędzie, gdzie mogłem trochę oszukiwać. Dlatego mam satysfakcję, że w stopniu dostatecznym udało mi się nauczyć tańców, których w życiu bym się nie nauczył. To walc angielski, cza-cza, fokstrot, tańce zaliczane do american smooth, salsa.

Największym problemem Anny Głogowskiej, mojej nauczycielki, było uspokojenie mnie na treningach, bo zawsze chciało mi się śmiać i zbierało na żarty. Na początku miałem olbrzymie kłopoty z tzw, ramą, czyli z właściwym prowadzeniem partnerki i zapamiętaniem kroków.

Życie prywatne i rodzina.

- Moje życie prywatne to są moje cztery ściany, mój świat i tę część zostawiam wyłącznie dla siebie Mama od 3 lat mieszka w USA, brat we Wrocławiu.

Tegoroczne plany.

- Priorytetem jest promocja płyty, która ukaże się w marcu. Stylistycznie będzie nieco odbiegała od zawartości pierwszego albumu, znajdzie się na niej sporo bardziej nowoczesnych brzmień połączonych z muzycznie zagranymi gitarami. Uważam, że będzie trudniejszą i bardziej płytą.

Cały czas pracuję w studiu nad piosenkami - osiem mam już w wersji demo, ale jeszcze jestem na etapie eksperymentowania, próbowania. Mam pomysł na jeden duet, ale jeszcze za wcześnie, by o nim mówić. Sporo myślę, czy w końcu nie zagnać tego upiora w operze Naciskają na to fani i dyrektor Wojciech Kępczyński. Dlatego, jeśli znajdę na to czas,' to z miłą chęcią, wrócę, do teatru "Roma" i wcielę się w tę postać. A od maja do października, podobnie jak w zeszłym roku, trasa koncertowa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji