Artykuły

Nowi z ulicy Gazowej

Teatr Piotra Sekulskiego i Dominika Nowaka, stawiając na debiuty i promocję najmłodszych tekstów, artystów, projektów, działa wedle wyrazistej, choć samobójczej zasady: "Nie mamy nic do stracenia". I jak dotąd wydaje się dzieckiem szczęścia. Najnowszy projekt "Rekreacje: Ibsen" to także połączenie najstarszego z najnowszym - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie wyborczej.

Kraków zna dwa wymiary czasu - wszystko jest albo stare, albo dialogujące z tradycją. Działający pod gejowskim klubem Teatr Nowy próbuje dodać do tego trzeci wymiar: współczesność.

Wchodząc w opustoszałe podwórko na krakowskiej ul. Gazowej, trudno z góry przewidzieć, jaki scenariusz się tu rozegra. Kłótnie i eksmisja czy sukces nowego modelu organizacyjnego? Piwnica Coconu (nightclubu: gay, les & friends) służyła już dawnemu kinu Wisła i teatrowi Ewy Demarczyk. Teraz osiadł w niej Teatr Nowy założony przez grupę absolwentów PWST. Przez większość swojej sześcioletniej historii działali jako "teatr latający", migrując między Fundacją Starego Teatru, piwnicą klubu Alchemia, salkami kinowymi, organizując w wakacje przegląd Młoda Scena Letnia. Dopiero dwa lata temu właściciele Coconu aktor Janusz Marchwiński i Grzegorz Surówka oddali im lokal w dziesięcioletnią dzierżawę. Darmową.

Gdy jakiejś z grup teatralnych przydarza się taka historia, lepiej zachować czujność. Opowieści o cudownych zrządzeniach losu, braterstwie i poświęceniu, które stały za sukcesem małych scen niezależnych, mają najczęściej ponure epilogi (jak w przypadku warszawskiego Teatru Wytwórnia). Ci, co jeszcze niedawno z wypiekami opisywali, jak razem nosili gruz, zrywali stropy, pielgrzymowali do urzędów i sponsorów, dziś często nie odzywają się do siebie. Odwagę artystyczną i wyrazisty program zastępowały często produkcje przypadkowe, czasami rozczarowujące (np. warszawski Teatr Polonia), a odremontowane przestrzenie okazywały się w końcu zbyt drogie w utrzymaniu.

Teatr Piotra Sekulskiego i Dominika Nowaka, stawiając na debiuty i promocję najmłodszych tekstów, artystów, projektów, działa wedle wyrazistej, choć samobójczej zasady: "Nie mamy nic do stracenia". I jak dotąd wydaje się dzieckiem szczęścia. Zrealizowany przez Radosława Rychcika spektakl "Versus. W gęstwinie miast" został podczas festiwalu Boska Komedia na pniu przechwycony przez dyrektora festiwalu Dunder The Radar w Nowym Jorku. Na maleńkiej scence pod gejowskim klubem odbywa się kilka premier rocznie, organizowane są warsztaty edukacji teatralnej, czytania, wystawy, wykłady, koncerty, projekcje filmów, pokazy VJ (montażu wideo). Spektakle "Griga", "Pan Jasiek", "Historie Petra Zelenki" czy "Kuszenie cichej Weroniki" otrzymywały nagrody na ogólnopolskich festiwalach. Za dużo? Za dobrze? Za szybko?

Aby pomóc szczęściu, artyści wypracowali sobie sieć kontaktów i partnerów. Obciążeniami organizacyjnymi i finansowymi dzielą się więc przy kolejnych projektach m.in. z Instytutem Goethego, Domem Norymberskim, wydawnictwem Panga Pang, Katedrą Dramatu UJ. Piszą projekty, zyskują wsparcie "starszego Krakowa", m.in. Jana Peszka, Iwony Bielskiej, Edwarda Linde-Lubaszenko.

Najnowszy projekt "Rekreacje: Ibsen" to także połączenie najstarszego z najnowszym. Projekt ryzykowny w czasach, gdy Ibsen przestaje budzić zainteresowanie twórców (poza fantastycznym, niemal nie-Ibsenowskim "Peer Gyntem"), a jedyny pomysł na przybliżanie go współczesności to zamiana rękopisów na laptopy, koronek na lateks, a draperii na pleksi. Autorzy zaplanowali na kwiecień premiery tekstów odwołujących się do tradycji Ibsenowskiej "Światłopalenie" Dei Loher (reż. Iga Gańczarczyk i Magda Stojowska, dramaturżki "Factory 2" Krystiana Lupy, autorki adaptacji "Aktorów prowincjonalnych" Agnieszki Holland), "Dziewczynę na kanapie" Jona Fosse'a (Maciej Podstawny).

Już 18 stycznia rozpoczęli swój minifestiwal "Małym Eyolfem", dramatem Ibsena niewystawianym w Polsce od 1906 roku. Nowe tłumaczenie (Aleksandra Sawicka), młoda reżyserka (Maria Spiss), nowoczesna, oszczędna scenografia. Z długiego metalowego stołu skapuje mokra murawa, po ścianach przesuwa się sine światło latarni morskiej. Nie trzeba więcej, by pokazać kuszące, zimne piękno fiordów, w którym zginie główny bohater - mały kaleki Eyolf. Pozostawiony w dzieciństwie bez opieki uległ wypadkowi. Stał się żywą barierą i powodem seksualnej oziębłości między rodzicami Alfredem i Ritą wzajemnie obwiniającymi się o zaniedbanie dziecka. Oszczędny, powolny, prosty spektakl Spiss jest pełen melancholii, przypominającej bardziej współczesne wypalenie niż XIX-wieczny skandynawski spleen. I choć przedstawienie nie zostanie raczej zapisane do największych sukcesów Nowego, zmierzenie się z tym dziwnym, przykurzonym, "kalekim" tekstem może być inspirujące dla kolejnych inscenizatorów. Dobra passa grupy z ulicy Gazowej trwa.

**

Teatr Nowy w Krakowie, "Mały Eyolf", reż. Maria Spiss, scen. Joanna Braun, występują: Aldona Grochal, Ewa Kolasińska, Marta Konarska, Tomasz Międzik, Andrzej Plata, Dariusz Starczewski, premiera 18 stycznia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji