Wreszcie Teatr Powszechny
MAMY chyba bezsprzecznie pierwsze miejsce na świecie w konkurencji, którą można by nazwać delikatnym przystosowywaniem obowiązujących przepisów do wymogów życia. A już szczególne rekordy bijemy w dziedzinie budownictwa. Imponuje mi zwłaszcza ta nasza typowo polska dyscyplina sztuki - robienie tzw. remontów kapitalnych. Robi się taki remont starego obiektu i już nam nowy zupełnie wyrasta. A w nim ze starego pozostaje gdzieś w fundamentach jedynie stara butelka po wódce, wypita kiedyś, bardzo dawno, przez rozgrzewających się murarzy. Dlatego tak mnie zachwyca nowa, przepraszam - tylko wyremontowana kapitalnie, warszawska inwestycja kulturalna; praski Teatr Powszechny. Jest tu najlepszy przykład (wraz z nowym Teatrem Ziemi Opolskiej, Teatrem w Płocku), że w dziedzinie inwestycji kulturalnych coś wreszcie ruszyło się. Czekamy na jeszcze.
Nowa dyrekcja Teatru Powszechnego w postaciach; dyrektora Tadeusza Kaźmierskiego, kierownika artystycznego, Zygmunta Hübnera, kierownika literackiego, Romana Bratnego, zaczęła swoją działalność znakomicie, nawiązując tym samym do najlepszych tradycji tego teatru sprzed niby-remontu, które stworzył Adam Hanuszkiewacz. .
Rozpoczęto znakomitą sztuką, realizowaną przez, światowej sławy reżysera, graną przez świetnych aktorów, czyli "Sprawą Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej w reżyserii Andrzeja Wajdy, w roli tytułowej Bronisław Pawlik, a jako Robespierre - Wojciech Pszoniak. Jest to przedstawienie budzące zachwyt nie tylko swoją maestrią teatralną, lecz także głębią interpretacji.
Czymże się bowiem stała "Sprawa Dantona" w ujęciu Wajdy? Sztuką o nieprzystosowaniu, nieprzygotowaniu człowieka do rzeczywistości, którą sam stwarza; o obciążeniu psychiki układami zastanymi do tego stopnia, iż nawet zwalczając je, nie może się od nich wyzwolić całkowicie. I tworząc nowe, obciąża je grzechami pierworodnymi Starego. Dante i Robespiere zburzyli monarchię, aby utworzyć republikę, a jednak w Dantonie gdzieś bardzo głęboko siedzi król i Danton nie bardzo sobie wyobraża głowę państwa w innej postaci aniżeli króla. Dla niego rewolucja jest po to, aby zmienić dynastię. Prawdziwość tej tezy pokaże później przykhd Napoleona - Cesarza Francuzów. Jakże mocno jest wypunktowany ten wątek w tajnej rozmowie Dantona z Robespierre'em. Dante i Robespierre zburzyli absolutyzm, aby zaprowadzić demokrację. Ale u Robespierre'a demokracja jest tylko dla potakiwaczy. Jego władza jest równie absolutna, jak króla, tyle że nie nosi korony. Dlatego Robespierre u Wajdy jest tak przejmujący w ostatnich scenach, kiedy ogarnia go zwątpienie. Zdaje sobie bowiem sprawą, że zdobywszy upragnioną pełnię władzy, oddala się tym samym, od rewolucji, od jednego z jej głównych ideałów, demokracji dla wszystkich, równości.
Interesująco pokazał również Wajda inny układ, stosunek przywódca - grupa popierająca. Grupa podburza Robespierre'a do wystąpienia przeciw Dantonowi, ale gdy Robespierre się na to decyduje, jest przerażona. Ci ludzie pragnęliby umyć ręce. Podburzają, popierają Robespierre, lecz gdy sytuacja staje, się wątpliwa, najchętniej zwaliliby całą odpowiedzialność na szyję - bowiem wciąż czuje się cień gilotyny - swojego przywódcy, aby ocalić własne. Dlatego Robespierre jest ciągle samotny, kiedy wygrywa i kiedy przegrywa. Czuje bowiem, że dla przywódcy, który przegrał, nie ma litości.
Równie pasjonującą sprawą jest sposób, w jaki Wajda wpisał te rozważania, poczynione przy okazji u-mierania feudalizmu i narodzin kapitalizmu, w rzeczywistość teatralną, w jaki sposób je uwypuklił.
Andrzej Wajda "przyniósł" z sobą z filmu do teatru przestrzeń. Niemal przez połowę widowiska wydaje się, że tym razem reżyser zrezygnował z oddziaływania na widza przestrzenią. Dzięki bardzo funkcjonalnej architekturze wnętrza sali widzowie patrzą na akcję z czterech stron - teatr prawie au rond. Wydaje się, że Wajda skupił się wyłącznie na aktorze. Scenografia Wajdy i Krystyny Zachwatowicz po raz pierwszy jest tak bardzo oszczędna, jedynie sygnalizuje zmianę miejsca akcji. Dopiero kiedy zaczynają się obrady Konwencji, proces Dantona, w pełni widać wykorzystanie przez reżysera możliwości, jakie stwarza odrzucenie sceny pudełkowej. Aktorzy są w środku i na zewnątrz widowni.
Widzowi stwarza się wrażenie uczestnictwa. Widownia staje się miejscem akcji - ławami dla publiczności, a widz aktorem - publicznością. W ten sposób Wajda żeni teatr z happeningiem. Z teatru bierze problematykę, słowo celne. Z happeningu - poczucie bliskości, uczestnictwa, unikając jednocześnie naiwnych, tandetnych chwytów często stosowanych przy happeningach.
W tym wszystkim aktorzy. Potwierdza się mniemanie, iż konflikt reżyser - aktor staje się sylogizmem tylko wtedy, gdy stykają się ze sobą: znakomity, wrażliwy reżyser i świetni aktorzy, indywidualności twórcze nie znoszą się wtedy, lecz uwypuklają. Tak jest i w przypadku wajdowskiej "Sprawy Dantona". Bronisław Pawlik przełamujący swój komediowy styl, budujący wspaniałą, dramatyczną rolę człowieka przegrywającego. Akcenty humorystyczne uwypuklają życie złudzeniami tuż obok przenikliwości politycznej. Co za trafne pokazanie żywiołowości bohatera ludowego, który idzie na szafot, ponieważ za bardzo podszyty był królem i monarchią, w czasach której wyrósł.
Wojciech Pszoniak - Robespierre. Pierwsza wielka rola w Warszawie byłego krakowskiego aktora z Teatru Starego. Znakomicie skontrastowany z bujnością, żywiołowością Pawlika. Chłód kamienny, zakrywający emocje, żelazna logika, przenikliwość, konsekwencja. Brak złudzeń. To wszystko - tak trudne do pokazania - potrafił Pszoniak zagrać. Wręcz przykuć uwagę widza. Niezwykła sugestywność oszczędnego, skupionego aktorstwa.
Oby tak dalej Wprędce wówczas Teatr Powszechny odzyska swoją rangę, jaką miał w życiu kulturalnym stolicy i kraju przed przerwą w działalności.