Artykuły

Publiczność zbojkotowana

- Tekst jest zapisany - jak każda dobra improwizacja choćby w jazzie, musi bazować na solidnych podstawach. Wychodząc od tej podstawy, możemy pozwolić sobie na działania wokół. Jak będą wyglądać, tego dziś do końca nie wiadomo. Wszystko zależy od kontaktu z widownią i jej reakcji. Tego nie da się przewidzieć - mówi MIRANDA PIANO przed premierą spektaklu "Lubię być zabijana" w warszawskim Teatrze Studio.

"Lubię być zabijana" w warszawskim Teatrze Studio nie będzie zwykłym monodramem. Oprócz aktorki IWONY GŁOWIŃSKIEJ uczestniczy w nim też MIRANDA PIANO. To jej historię usłyszymy ze sceny.

Zanim przyjdzie Miranda... Kim jest Miranda Piano?

Iwona Głowińska: Aktorką, (śmiech) Specjalizuje się w stand-up comedy. W Polsce gatunek ten jest właściwie nieznany, kiedyś telewizja HBO próbowała wprowadzić go do obiegu programem "HBO na stojaka", ale jakoś się nie przyjął. Tymczasem w Wielkiej Brytanii jest to dziś podstawowy nurt teatru. Ale Miranda jest też bohaterką spektaklu. Miranda bohaterka czuje, że młodość powoli się kończy, a jej życie stanęło w martwym punkcie. Zaczyna wątpić w sens swej pracy, która nic jej nie daje, a kosztuje piekielnie dużo - jest to zawód krańcowo ekshibicjonistyczny. W końcu na scenie sprzedaje się własne życie. Spotykamy ją w przełomowej chwili. Od teraz zacznie się niszczyć, żeby się odrodzić. Ona odrzuca wreszcie maski, przestaje udawać. Postanawia rozliczyć się z sobą, zabić w sobie kłamstwo.

[Wchodzi Miranda Piano]

Stand-up comedy bardziej niż inne gatunki opiera się na improwizacji...

Miranda Piano: I w tym tkwi wyzwanie. Mam większą szansę na własną wypowiedź, powiedzenie czegoś od siebie nie przez słowa zapisane przez autora czy narzucone przez reżysera. W tym także jest ryzyko. Mogę się podzielić swymi emocjami, wyrzucić z siebie własne myśli, obserwacje życia. Nie znaczy to, że improwizuję od początku do końca. Tekst jest zapisany - jak każda dobra improwizacja choćby w jazzie, musi bazować na solidnych podstawach. Wychodząc od tej podstawy, możemy pozwolić sobie na działania wokół. Jak będą wyglądać, tego dziś do końca nie wiadomo. Wszystko zależy od kontaktu z widownią i jej reakcji. Tego nie da się przewidzieć. Trzeba tak uruchomić wyobraźnię, żeby dopuścić do siebie jak najwięcej wariantów rozwoju sytuacji.

Właśnie to jest w tej pracy najtrudniejsze?

M.P.: Najtrudniej jest odrzucić chęć podobania się sobie i innym. Bycia fajnym, bystrym, błyskotliwym w reakcjach. Zamknięcia się w wymaganiach, jakie formułują wobec mnie inni i ja sama. Lepiej pozwolić sobie na śmieszność - sytuacje, które można uznać za żenujące. To szansa na odblokowanie się, kontakt z widzami. Nie trzeba bać się słabości, błędu. To bardzo ludzkie, nie ma się czego wstydzić. W takim obnażeniu, tkwi chyba klucz do naszego spektaklu.

A granie z widzem, pilnowanie, aby nie rozsadził przedstawienia?

M.P.: Tego ryzyka nie wolno wyeliminować. To część frajdy, jaką daje ta formuła.

I.G.: Miranda doskonale zna materię stand-upu. Ja, przygotowując się do pracy nad tym spektaklem, dużo czasu musiałam poświęcić na rozpoznanie gruntu. Najciekawsze było doświadczenie festiwalu w Edynburgu. Wybierałam komików ostrych, czasem bezczelnych, naginających granice dobrego smaku. I okazywało się, że kiedy robi to aktor, można nazwać go chamem, publiczność jest bardzo zadowolona, bo w tym nie uczestniczy, patrzy z boku, a więc zostaje rozgrzeszona. To było nieprzyjemne, ale ciekawe doświadczenie. Próbowałam po spektaklach rozmawiać z tymi komikami. Okazywało się często, że łatwo przeskakują z roli na rolę. Raz tylko widziałam sytuację, kiedy artysta został odrzucony przez widownię, bo był po prostu słaby. Próbował ratować się, stając się agresywny. Wreszcie zapytał, czy ma zejść ze sceny i usłyszał, że tak. To było wstrząsające przeżycie. Ważniejsze niż oglądanie wielu udanych spektakli. Dotknęło mnie, miałam ochotę pójść do domu i przemyśleć to wszystko. Wcześniej mi się to nie zdarzyło.

Czy spektakl taki jak "Lubię być zabijana" pozwala na ustawienie sobie samemu granic nie do przekroczenia?

M.P.: Tym razem postanowiłam nie stawiać sobie granic. Zaryzykować i zbadać, gdzie jest ta moja granica I jeszcze jej nie widzę, cały czas się przesuwa.

I.G.: Po "Baalu" Marka Fiedora z opolskiego Teatru Kochanowskiego mówiono, że rozebranie się w tym spektaklu było wielką odwagą. A to nie było nic niezwykłego. Nagość służyła sztuce. Nie mam bariery ciała, jeśli wiem, czemu to służy. W innym przypadku jednak bym się ostro sprzeciwiła, bo byłby to czysty chwyt, nie do zaakceptowania

W "Baalu" była to nagość nie aktorki, a bohaterki?

I.G.: Tak, ja jej tylko użyczyłam swego ciała i glosa Trudniej podzielić się z postacią własną wrażliwością. A co do nagości... Są aktorki, które nie przekroczą tej granicy nigdy. Ja w sytuacjach uzasadnionych uważam to za konieczność. Choć buntuję się przeciw takim zabawkom formalnym. Wtedy dopiero człowiek na scenie czuje się zażenowany.

Trudniej obnażyć psychikę niż ciało?

M.P.: Często aktor próbuje zrobić z siebie produkt idealny, produkt świata, który promuje wszystko, co płytkie i błyszczące Tworzy więc sobie wizerunek i staje się jego niewolnikiem. Znamy wiele takich osób. Musi być silny, bezkompromisowy, poświęcić wszystko dla kariery. Wmawia sobie, że jest niezniszczalny.

Czy to właśnie casus Mirandy-bohaterki?

M.P.: To casus, który pokazuje w przejaskrawieniu, że niewinność i delikatność przestały dziś być wartościami, a stały się wadami, są odrzucane. Wyparła je sprawność w kłamstwie, umiejętność manipulowania ludźmi. Spektakl to proces: zabić siebie taką, jaką byłam. I poczuć potrzebę dobra.

Miranda jest zupełnie inna niż pani.

I.G: I dlatego też robimy to przedstawienie Łączy nas sposób widzenia świata, odwaga i chęć ryzyka. Czasem potrzebna jest odrobina autodestrukcji, warto podłożyć sobie małą bombę.

Na czym to polega?

I.G.: To tkwi w podświadomości.

M.P: Życie odbiera nam marzenia Zaczyna się walka o to, by się nie sprzedać, zostać sobą. A za tym idzie podświadome testowanie siebie, sprawdzanie, jak się zachowam w określonej sytuacji.

Porażki bywają potrzebne?

M.P: Nie da się ich przewidzieć. Ale można je sprowokować.

I.G: Tak, wywołać odrzucenie tak jak Miranda W tym też jest bunt wobec publiczności, bojkot wobec jej gustu i oczekiwań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji