Artykuły

W dymach i oparach

O czym może być "Me­dea" wystawiona w roku pańskim 1988?

Jest sztuką o zazdrości, miłości i zemście - jak zawsze. Ale w interpretacji Zygmunta Hübnera (reżyser) i Krystyny Jandy (tytułowa rola) jest także opowieścią o samotnej i ze­stresowanej cudzoziemce, która mu­si walczyć o swoje prawa na obczyźnie.

Historia Medei, taka, jaką pamię­tamy z mitów greckich, jest chyba najokrutniejszą z przekazanych nam legend. Matka zabijąca własne dzieci, aby zemścić sie na niewiernym mężu - rzecz straszliwa. Co prawda, przed Eurypidesem, podobno mit o zdobywcy Złotego Runa Jazonie i jego barbarzyńskiej żonie wyglądał inaczej. Niewykluczone, że dzieci Jazona i Medei ukamienowa­ne zostały przez Koryntian w za­mian za zabójstwo króla Kreona i jego córki. Ale do naszych czasów dotarła wersja Medei-dzieciobójczy. Psychiatria zna syndrom opusz­czonej kobiety, która myśli o zabój­stwie dzieci i często jeszcze siebie. Janda jednak nie gra w żadnej sce­nie casusu psychiatrycznego. Gra kobietę zdradzoną, oszukaną, porzu­coną, która dla ukochanego męż­czyzny poświęciła własną ojczyznę i rodzinę, a teraz ten już jej nie chce. Medea nie umie pogodzić się z takim tokiem wydarzeń.Rządzi się własnymi prawami. Cała "Medea" Eurypidesa w interpretacji Hübnera jest właściwie jednym wielkim monologiem Krystyny Jan­dy. będącym właściwie wadzeniem się ze sobą. Wszystkie rozmowy, które ta Medea toczy w trakcie trwa­nia przedstawienia, z niewiernym mężem, piastunką, chórem korynckich kobiet, mają na celu uzasad­nienie i usprawiedliwienie jej decyzji i postępowania przede wszystkim we własnych oczach. Medea rozma­wia z innymi, ale dyskutuje z samą sobą. Dokonując zemsty ugodzi tak­że w siebie. Janda bardzo czysto i spokojnie pokazuje tok myślenia inteligentnej, bardzo ambitnej, z poczuciem własnej godności kobiety, z której nieszczęście wyzwala uta­joną, zimną agresję. Uprawdopodob­nią prawie to, co w micie Medei wy­daje się nam, dwudziestowiecznym nieprawdopodobne nawet w warstwie psychologicznej. Nie jest szalona. Nie jest usposobieniem zła. Broni się tak, jak umie. W obronie okazuje się być bardziej okrutna aniżeli jej przeciwnicy, którzy wyganiają ją z kraju - drugiej ojczyzny, w któ­rej jej mąż porzucając ją - jak barbarzynkę - ma zamiar poślubić inną.

Janda jako Medea nie tylko w warstwie charakterologicznej, w for­macji umysłowej, jest inna aniżeli tłum kobiet korynckich, do których się zwraca szukając usprawiedliwienia swoich morderczych uczynków. Strój, makijaż, fryzura - wszystko czyni z niej osobę odmienną od reszty pojawiających się na scenie. Widać, że jest inna. Jest cudzoziemką postawioną w sytuacji ekstremalnej na obcej, nieprzyjaznej ziemi. Jej uczynki mogą wypływać ze stre­su zawiedzionej, zdradzonej kobiety, ale także z sytuacji "obcej" na cu­dzej ziemi. Medea spaliła za sobą mosty w swojej ojczyźnie. Na gwałt musi szukać sojuszników wśród ob­cych. Czyni to błyskotliwie i inteligentnie. Dziś powiedzielibyśmy, że jej umysł pracuje jak komputer. Co prawda, przeciwnicy nie dorównują jej ani inteligencją, ani siłą woli czy charakteru: Kreon jest słaby, Jazon (tu Jerzy Zelnik) tylko przy­stojny, a reszta, uległa.

Krystyna Janda stworzyła w roli Medei wizerunek nowoczesnej, ory­ginalnej, ambitnej kobiety, która ży­cie ma za nic, ale wysoko ceni sobie godność, pojmowaną we właściwy sobie sposób. Interpretacja Hübnera dała jej wspaniałą oprawę od pustej sceny ze szklistą posadzką po dymy, w których oparach pojawia się w scenie zabójstwa dzieci i muzykę Józefa Skrzeka przejmującą w oko­licach tegoż samego momentu. Scena w dymach, gdy Janda w niebieskiej obcisłej sukni zostaje wyniesiona za pomocą maszynerii teatralnej na scenę, jest chwilą, którą się zapamiętuje. Jest to scena bardzo wi­dowiskowa, w której jednocześnie pod pokrywą upozowanego obrazu dzieje się bardzo wiele.

"Medea" roku 1988 jest pytaniem jak w ogóle wystawiać dramaty sta­rożytnych, aby się dały oglądać. "Medea" Hübnera daje się oglądać. Jest przedstawieniem efektownym w układzie scenicznym, kolorystycznym i muzycznym. Nowoczesnym w interpretacji, choć może to nie każdemu odpowiadać. Z efektowną, interesującą rolą gwiazdy, inną od poprzednich ról teatralnych Krysty­ny Jandy, inną, bo aktorka musiała sięgnąć po odmienne środki wyrazu. Damom przedstawienie i barbarzyń­ska Medea w interpretacji Jandy się podoba (mimo udziwnionych ko­stiumów itp.), panom - niespecjal­nie. Ale recz to już do rozstrzyg­nięcia, dla psychologa albo w "Roz­mowach intymnych". Być może gentelmeni uważają, że o pewnych sprawach się nie mówi. A kobiety wręcz odwrotnie - z drobnej, osobistej sprawy lubią robić widły. Ale przecież "Medea" jest nie tylko o tym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji