Artykuły

Księżniczka niepokoju.

Przed wojną bywał w kawiarniach Witold {#au#405}Gombrowicz{/#}, słynny z ostrego dowcipu. Opublikował powieść pt. "Ferdydurke". Wystarczyło ją przeczytać, by wiedzieć - że pod pozorem pewności kryła się psychika skomplikowana. Pełna urazów, niepokojów, krytycyzmów, sarkazmów. Zarówno wobec świata, jak i samego siebie. Te dwa niezadowolenia wiązały się ze sobą najściślej.

W tajemniczy wobec kolegów napisał Gombrowicz pierwszą swą sztukę "Iwonę, księżniczkę Burgunda". Właśnie to dzieło najlepiej - obok "Ferdydurke" - określa jego pisarstwo. Na pozór intelektualne i paradoksalne, w istocie głęboko emocjonalne. Drobnomieszczaneczka Iwona była nie tylko tworem wyobraźni, ale i tego, co się kryło w pokładach podświadomości. Dziewczyna dziwaczna i pechowa, niepozorna i apatyczna, przez to właśnie - prowokacyjna. Budzi u powierzchownych ludzi - śmiech. Ale wyrafinowany następca tronu doznaje wstrząsu. Ciekawość i antypatia wywołują w nim przekorne reakcje. Zaręczyny, jakie proponuje Iwonie, są próbą przeniknięcia jej osobowości. Lecz i inni (na pozór zrównoważeni) ludzie zaczynają popełniać szaleństwa. Człowiek pozbawiony powodzenia u kobiet, kocha Iwonę za jej towarzyskie klęski. Król wywołuje w niej przerażenie, które się monarsze kojarzy z własnymi przeżyciami, najbardziej wstydliwymi. Królowa identyfikuje niemrawość Iwony z poufną swa grafomanią. Wzajemne kształtowanie się ludzi wbrew ich woli, które się stanie tematem Gombrowiczowskiego "Ślubu" (i jego dalszych powieści), już tutaj się zaznacza. Iwonę można by zatytułować "księżniczką niepokoju".

Zygmunt Hübner, reżyserując tę sztukę w Teatrze Powszechnym dał tytułową rolę Darii Trafankowskiej. Debiutowała w niesłusznie zapomnianym filmie. Obecnie po swojemu podjęła Gombrowiczowską postać. Spod półprzymkniętych powiek wymyka się odcień pogardy czy lekceważącej obojętności. Nieruchomość tego spojrzenia sprawia wrażenie. Podobnie, jak i ruchy. Nagłe zainteresowanie księciem wyraża się intensywną obserwacją.

Niezwykłym zjawiskiem jest aktorska metamorfoza Zbigniewa Zapasiewicza. Ostatnie role, choć niepodobne do siebie, nasycał gorącą temperaturą poetyckości. W "Iwonie" daje pokaz gry komediowej. Wydaje z siebie niezwykłe pomruki samozadowolenia, w scenie z Iwoną zachowuje się jak dziecko czy dorosły igrający infantylnie. Gra pełna pomysłów!

Rozumieć to można na tle ogólnej koncepcji reżyserskiej Zygmunta Hübnera. Dążył do dwóch celów. Przeniesienia "Iwony" ze świata bajki w groteskowo ujrzany okres 20-lecia. Król wysiada na wstępie z czerwonego wehikułu. Jest elegancki, wytworny, w marynarce nieco podstarzałego księcia Walii. Damy noszą fryzury "a la garconne".

Drugie dążenie - to skontrastowanie niepokojąco cichej Iwony z hałaśliwym zachowaniem dworu. Jest to intencja zrozumiała. Z dwoma wyjątkami. Aleksander Machalica osłabił skalę psychicznych odruchów księcia maksymalizmem tonów i "gimnastycznością" ruchów. Maciej Szary tak emocjonalnie potraktował Innocentego, że osłabił dowcip najlepszych powiedzeń.

Natomiast kunsztownie wypunktowała Mirosława Dubrawska scenę "rozmamłanego" czytania poufnej poezji, a Zygmunt Sierakowski uzasadnił sytuacyjną obecność Walentego.

Przedstawienie wywołało oddźwięk ogromny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji