Garderobiany
Wojciech Pszoniak znowu w Teatrze Powszechnym! Cała Warszawa biega na Pszoniaka, wszyscy chcą zobaczyć, jaki jest teraz, po kilku latach nieobecności w kraju. Kiedyś, na tej scenie, wspaniały Robespierre w "Sprawie Dantona", niezapomniany Mc Murphy w "Locie nad kukułczym gniazdem", przezabawny Papkin w "Zemście" - a dziś?
W "Garderobianym" otrzymał tytułową rolę, dającą duże możliwości stworzenia ciekawej postaci. Norman, garderobiany, zawsze ukryty w cieniu człowiek, którego istnienia nie domyślają się widzowie, ukazany został przez autora jako dusza teatru, jako ten, dzięki któremu spektakl może się odbyć.
"Garderobiany" jest sztuką o kulisach i o magii teatru. O fascynacji sceną. Zresztą nie tylko - teatr może być metaforą świata.
Akcja rozgrywa się w prowincjonalnym mieście angielskim w 1942 roku. Trwa wojna, miasta są bombardowane. Dyrektor wędrownej trupy teatralnej, mimo beznadziejnych warunków, mimo że zespół ma zdziesiątkowany, nie przerywa występów. Nie istnieje coś takiego jak odwołanie spektaklu.
Dyrektor i zarazem najlepszy aktor w zespole, Sir - to kolejna wielka rola Zbigniewa Zapasiewicza.
- Kim jest Sir? Brutalną prawdę wygarnęła mu Lady (Elżbieta Kępińska). Jest nikim, zaledwie trzeciorzędnym aktorem w podrzędnym teatrzyku. A zachowuje się tak, jakby cały świat dźwigał na swych barkach.
Postać, którą tworzy Zbigniew Zapasiewicz, nie ma w sobie nic z kabotynizmu. Sir bywa wprawdzie kapryśny, nieznośny, ma różne słabości, ale to nie jest ważne. To człowiek udręczony, cierpiący. Znajduje się u kresu wytrzymałości. Coraz mu trudniej wcielać się wieczorem w role szekspirowskich bohaterów, a w ciągu dnia być świadkiem rzeczywistego dramatu, który przeżywa Europa. Z drugiej strony, jedyną formą protestu, na jaką może się zdobyć, jest wykonywanie tego, co potrafi robić najlepiej. Grać Szekspira, ignorując realia, nie zważając na bomby, nie bacząc na własne zdrowie. To jego osobista walka z panem Hitlerem. Walka przeciw absurdowi istnienia i znikomości jednostki.
Spotkanie na scenie obu znakomitych aktorów, Zbigniewa Zapasiewicza i Wojciecha Pszoniaka, jest dla miłośników teatru nie byle jaką gratką. W kuluarach trwa licytacja: który lepszy? ("Kto kogo pobił?" - zapytał kolega. Dziś w takich kategoriach ocenia się sztukę).
Spektakl ogląda się z przyjemnością, a jest w tym niemała zasługa również innych aktorów. Spośród pań wybija się Madge - Ewa Dałkowska - z pozoru zimna i oschła (a naprawdę po pensjonarsku zakochana) inspicjentka. Bronisław Pawlik jako Geoffrey Thornton tworzy mistrzowski portret beznadziejnie kiepskiego aktora, do którego nareszcie los się uśmiechnął: otrzymał większą rolę i już ambicja zaczyna rozsadzać skromnego człowieczka. Świetny jest też Mariusz Benoit - sfrustrowany i złośliwy Oxenby.
Z tekstu, nie zawierającego w gruncie rzeczy przepastnych filozoficznych głębi, reżyser wydobył sporo prawdy o pełnych wad i słabości ludziach, którzy mimo wzajemnych animozji są na siebie skazani i potrzebują siebie nawzajem.