Jarosław Kilian o "Balladynie"
W Teatrze Powszechnym trwają ostatnie przygotowania do kolejnej premiery. Tym razem będzie to "Balladyna" Juliusza {#au#126}Słowackiego{/#} w reżyserii Jarosława Kiliana.
- Ta sztuka od dawna mnie fascynowała - mówi reżyser. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego pojawia się tak rzadko na naszych scenach.
- W Warszawie od słynnego spektaklu Hanuszkiewicza w "Narodowym", a potem Marii Marczewskiego w "Rozmaitościach" minęło już rzeczywiście sporo czasu...
- Ten tekst stanowi zawsze wyzwanie dla reżysera, aktorów i, mam nadzieję, widzów, swoją teatralnością niezwykle inspiruje wyobraźnię. Bardzo by mi jednak zależało, by w tej inscenizacji, w której nie obyło się, rzecz jasna, bez pewnych skrótów, nie uronić niczego z poezji, piękna języka. Realizując "Balladynę" w Powszechnym wiedziałem, że mogę liczyć na obsadę, jaką tylko mógłbym sobie wymarzyć. Rolę tytułową zagra Dorota Landowska. Postanowiłem przełamać pewną tradycję tej sztuki i rolę matki głównej bohaterki zaproponowałem Ewie Dałkowskiej, która będzie z pewnością najmłodszą matką w dotychczasowych inscenizacjach tego dramatu. Pustelnika zagra Franciszek Pieczka, Kanclerza i antreprenera Henryk Machalica. W roli Aliny wystąpi Beata Ścibak.
- Scenografię do "Balladyny", jak i wielu wcześniejszych pańskich przedstawień projektuje znakomity twórca Adam Kilian. Jak więc układa się współpraca ojca z synem?
- To pokrewieństwo pierwszego stopnia pomaga w porozumieniu, a jednocześnie bardzo mobilizuje. Stawiamy sobie wzajemnie wysokie wymagania i trudniej nam iść na kompromis. Zawsze podziwiałem w tacie dozę szaleństwa, choć pilnowałem się, by jego wizja plastyczna nie zdominowała całego spektaklu.
- Czy to atmosfera domu przesądziła, że po ukończeniu historii sztuki skierował pan swe kroki na wydział reżyserii?
- Myślę, że tak. Moja babcia była krytykiem sztuki i reżyserem. Mama jest aktorką. Teatr wyłaził więc zawsze ze wszystkich kątów...
- A skąd zainteresowanie operą? Realizował pan przecież utwory sceniczne Humperdincka i Czyża.
- Opera jest teatrem totalnym, syntezą wszystkich sztuk. Łączy w sobie dramat, malarstwo, poezję, taniec... Muzyka trzyma to wszystko w ryzach, narzuca wyobraźni harmonię, wprowadza ład.
- Czy myśląc o kolejnej premierze konsultuje pan tę decyzje z ojcem?
- Nie. Mimo różnicy wieku i doświadczenia przestrzegamy zasady, że scenografa zawsze zaprasza do współpracy reżyser, bo to on w końcu ponosi odpowiedzialność za spektakl. Obowiązują tu więc reguły jak na statku. Jest tylko jeden dowódca, nawet gdyby miał być nim "Piętnastoletni kapitan".