Artykuły

Boska Komedia. Przegląd wszystkiego

Zdajemy sobie sprawę, że organizatorzy Festiwalu wyznaczyli sobie bardzo ambitne zadanie i, jak na pierwszą edycję, zdołali je sprawnie wykonać. Jednak koncentracja uwagi na goszczeniu międzynarodowego jury tak bardzo wszystkich zaabsorbowała, że poza konkursem nie obejrzeliśmy niczego ciekawego - I Festiwal Boska Komedia w Krakowie podsumowują Marta Bryś, Monika Kwaśniewska, Hubert Michalak i Mateusz Tłok z Nowej Siły Krytycznej.

Pisanie podsumowania festiwalu Boska Komedia przez kilka osób odzwierciedla jedną z jego cech. Bogaty repertuar Festiwalu, prezentacja kilku spektakli w ciągu dnia skutecznie uniemożliwiły obejrzenie większości przedstawień festiwalowych przez jedną osobę. Nie jest to zarzut wobec Festiwalu, tym bardziej, że w nurcie polskiego konkursu znalazły się najważniejsze spektaklu zeszłego sezonu, wielokrotnie prezentowane na innych festiwalach w całej Polsce. Niemniej jednak, główną ideą organizatorów Boskiej Komedii było zapewne zmuszenie widza do dokonania selekcji tego, co potencjalnie może być dla niego ciekawe i wartościowe. A z tym bywało różnie.

Wprowadzeniem merytorycznym festiwalu miał być wykład i seminarium otwarte Jeana Luca-Mariona. Znany filozof zaprezentował wykład, dotyczący kartezjańskiego "cogito, ergo sum", a następnie głos zabrali rozmówcy - prof. Agata Bielik-Robson, prof. Michał P. Markowski i prof. Tadeusz Gadacz. Wykład sam w sobie był interesujący, niestety na tyle hermetyczny, że bez biegłej znajomości niuansów filozofii Kartezjusza, trudny do zrozumienia przez widzów. Całkowite oderwanie jego treści od teatru i ogólniej sztuki, próbował naprawić prof. Markowski przekładając teorie Mariona na konsekwencje w dialogu, istnienia na scenie i perfomatywności. Pomysł wykładu teoretycznego na otwarcie teatralnego przeglądu był trafiony, choć mamy nadzieję, że w kolejnych edycjach nie stanie się ideą samą w sobie.

Nurt konkursowy budził od początku bardzo wiele emocji. Przede wszystkim przez eksperymentalną formułę. Spektakle wyłoniono bowiem w wyniku głosowania aż dwudziestu ośmiu polskich krytyków, dziennikarzy i recenzentów teatralnych. Ostatecznie zaprezentowano jedenaście spektakli, choć dwa przedstawienia, które zdobyły wśród selekcjonerów największą liczbę głosów, czyli "Anioły w Ameryce" Krzysztofa Warlikowskiego i "Opowiadania dla dzieci" Piotra Cieplaka, z przyczyn niezależnych od organizatorów festiwalu, nie zostały zaprezentowane. Wielka szkoda, bo te bardzo odmienne przedstawienia to zjawiska niezwykle oryginalne, a przez to ważne. Bez nich przegląd rodzimego teatru wydaje się niepełny. Swoją drogą, kusi, by pofantazjować, jak (i czy) zmieniłby się werdykt jury, gdyby weszły one w program konkursowy. Podsumowując sam sposób doboru spektakli trzeba zaznaczyć, że wymyślona przez Bartosza Szydłowskiego formuła spotkała się z ogromną aprobatą za jej otwarcie na różne środowiska i opinie krytyki teatralnej oraz próbę "demokratyzacji" i obiektywizacji programu. Poza tym program konkursu daje pewien obraz "trendów" polskiej krytyki teatralnej. Z drugiej jednak strony pojawiły się pewne wątpliwości, dotyczące różnorodnych doświadczeń teatralnych osób wybierających. Jednak każda zmiana dążąca do demonopolizacji opinii o polskim teatrze wydaje się niezwykle cenna. Zwłaszcza, że idea konkursu zakładała przede wszystkim prezentacje polskiego teatru międzynarodowemu jury - ważne było więc, by przedstawić obraz jak najbardziej zróżnicowany. Obok mistrza Krystiana Lupy, wystąpili również reżyserzy, których uznać można za przedstawicieli średniego pokolenia jak Anna Augustynowicz czy Tomasz Obara oraz tych młodych i najmłodszych jak Jan Klata, Michał Zadara, Monika Strzępka, Paweł Passini, Agata Duda-Gracz, Maciej Sobociński oraz Michał Borczuch. Obok spektakli powstałych w teatrach instytucjonalnych (tu warto zaznaczyć, że aż trzy spektakle konkursowe powstały w Starym Teatrze w Krakowie) z dużych miast (Kraków, Szczecin, Wrocław, wyjątek w tym składzie stanowi Wałbrzych) zaprezentowany został spektakl Teatru Wierszalin z Supraśla. Wartość przedstawienia była zatem jedynym kryterium.

Spektakle oceniane były przez międzynarodowe jury, w skład którego wchodzili dyrektorzy festiwali i teatrów, producenci, krytycy z USA, Austrii, Korei, Irlandii, Chile, Rosji i Grecji; Polskę reprezentowała Krystyna Meissner. Pewne kontrowersje wzbudzała problematyczna sytuacja spektakli typowo "polskich" (takich jak "Wesele" Anny Augustynowicz, "Był sobie POLAK POLAK POLAK i diabeł" Moniki Strzępki czy "Odpoczywanie" Pawła Passiniego) - na ile mogą zostać one zrozumiane, zaakceptowane i ocenione przez międzynarodowe jury. Obawy, choć słuszne, nie sprawdziły się, bo na przykład "Wesele" otrzymało nagrodę specjalną. Okazało się więc, że w zderzeniu z międzynarodowym jury - polski teatr, nawet ten bazujący na typowo polskiej tradycji, radzi sobie świetnie.

Werdykt jury wydaje się potwierdzeniem pewnej uniwersalności opinii rodzimej krytyki teatralnej. Dwa zdecydowanie najważniejsze spektakle (nie licząc spektakli, które nie weszły do konkursu, a z pewnością byłyby ogromną konkurencją dla zwycięzców) ostatniego sezonu - "Factory 2" i "Sprawa Dantona" - zyskały również uznanie jurorów. Największym sukcesem bloku konkursowego jest jednak wykonanie bardzo zdecydowanego kroku ku popularyzacji polskiego teatru za granicą. Według słów Szydłowskiego, wypowiedzianych podczas wystąpienia na wieńczącej festiwal konferencji prasowej, osiem przedstawień konkursowych (m.in. "Wierszalin. Reportaż o końcu świata", "Był sobie POLAK POLAK POLAK i diabeł", "Wesele", "Sprawa Dantona", "Odprawa posłów greckich" i oczywiście "Factory 2") członkowie jury chcą zaprosić na organizowane przez siebie festiwale. Poza tym pokazany poza konkursem "Versus" w reżyserii Radosława Rychcika z Teatru Nowego z Krakowa zostanie najprawdopodobniej zaproszony na festiwal do Nowego Jorku. W tym miejscu organizatorom należy się ogromny ukłon - "Versus", którego premiera odbyła się zaledwie kilka dni temu, nie był przewidziany w programie festiwalu. Na wiadomość o ciekawej premierze - organizatorzy Boskiej Komedii postanowili urządzić dla jury i gości festiwalowych dodatkowy pokaz tego spektaklu. Taka elastyczność i zaangażowanie w działalność promocyjno-kuratorską jest zdecydowanie godna podziwu.

Zagraniczna odsłona "Boskiej komedii" pozostawia wiele do życzenia. Może to efekt mało wyrafinowanej próby podkreślenia jakości polskiego teatru, może niedobór finansów. Tłumaczenie z pewnością jednak nie usprawiedliwia tak słabych wyborów. "Uwiedzenie" Roystena obok "Stolika" Karbido to propozycja teatru, który jest bardziej koncertem. Kunszt muzyczny, pozytywna energia są z pewnością atrakcyjne. O czym ten empiryczny cukierek? Reżyser łączy muzyczną, duchową kulturę Indii ze scenograficznym konceptem kabin, nawiązującym do estetyki amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni. Zestawienie ciekawe, gdyby nie kryła się za tym pycha, epatująca ze słów autora, który daje do zrozumienia, że to krok w tył, zniżenie się do "naszego" poziomu w celu zainteresowania i "podbicia" europejskich scen.

"Interracial" Sekhabi i Grootbooma z RPA poruszająca ważny temat rasizmu. Spektakl czarnoskórych aktorów grających białych, opowiadających swoje historie, jest długi i nudny. Uboga scenografia (szachownica, beczki i ławki) stwarza wachlarz możliwości i ciężar dla aktorstwa, które ogranicza się do przebieranek, śmiesznego biegania po scenie i etnicznego tańcowania. Przejmujące historie wypowiadane niewyraźną angielszczyzną o tragicznym akcencie, wytracają moc i męczą ckliwością. To stracona szansa na rozmowę o rasizmie białych i czarnych (na koniec spektaklu aktorzy skandują "fuck white people!").

Irański "Kwartet" to programowa porażka. Widowisko oparte na słowie (cztery osoby, za biurkami, plecami do siebie) gubi całe napięcie przez niezrozumiały język i tłumaczenie wyświetlane na telewizorach, wiszących nad głowami postaci uwikłanych w cztery zabójstwa. Policyjny reportaż zmienia się w beznamiętne, gadające głowy. Widownia powinna składać się z łóżek, bo tematyka emancypacji, wyzwolenia, zagrożeń wolności ulatnia się w eter, mogąc skutecznie uśpić niemal każdego. Ci sami aktorzy, inaczej niż w spektaklu, bardzo żywo (na stojąco i z piskami) oklaskiwali, już jako widzowie, swojego kolegę prezentującego "Tajemniczy dar". Połączenie pantomimy i teatru lalek zostało nagrodzone w Teheranie. Chodzenie na rękach i salta może i jest widowiskowe, świadczy o gimnastycznym warsztacie aktora. Z pantomimy zostaje zabawa ze światłem - niby z klatką - to chyba trochę za mało. Animacja lalki-daru polega na okładaniu się po twarzy i przerzucaniu rodem z judo. Dwudziestominutowa, energiczna ciekawostka i tak wypada nieźle na tle "Kwartetu".

Najciekawszą propozycję zagraniczną "Boskiej komedii" był spektakl "Tęskniąc za Alpami". Teatralna gra z przestrzenią i czasem przy budującej i stopniującej napięcie muzyce robi pozytywne wrażenie. Zestawienie uniwersalnej tematyki osamotnienia i śmierci z modnym politycznie zagadnieniem ekologii i degradacji środowiska, przy naiwnym skojarzeniu, wzbogaca spektakl, buduje kolejne jego poziomy interpretacyjne. Autorzy zderzają zezwierzęcenie człowieka w kulturze z tym, co nas od niej wyróżnia. Zależność od natury zdaje się być darem i przekleństwem. Przy niejasnej idei festiwalu, jego rankingowości wykluczającej programowy koncept, dobór pozakonkursowych prezentacji zagranicznych mógłby być obszarem zaprojektowania jakiejś konkretnej wizji tematyczno-estetycznej. Niestety, nic takiego się nie zdarzyło.

Festiwalowi towarzyszył również nurt o nazwie "inne spektakle". Uwzględniono w nim "Stolik" Karbido, "ID" Marcina Libera, "Utwór sentymentalny na czterech aktorów" Piotra Cieplaka, "Nic co ludzkie" sceny InVitro, "Akcja Boska" studentów krakowskiej PWST oraz premierę, zamienioną na pokaz work-in-progress "Wszystkie rodzaje śmierci" Pawła Passiniego. Z ogólnej perspektywy spektakli nic nie łączyło, zostały zaproszone jako interesujące propozycje różnych języków teatralnych. Przy okazji nurt ten, nie licząc konkursu, okazał się mocnym punktem festiwalu - urokliwy spektakl Cieplaka, muzyczny eksperyment Karbido, performansowe "Akcja" i "ID", prowokacyjne, choć zdecydowanie najsłabsze "Nic co ludzkie", "Wszystkie rodzaje" w tonie filozofii hinduskiej i estetyki Bollywood, stworzyły razem konstelację dowodzącą pluralizmu polskiego teatru, choć istniały obok konkursu. Szkoda, że spektakle pozostawiono bez komentarza, nie odbyło się ani jedno spotkanie z twórcami, żadna dyskusja - po zakończeniu spektaklu każdy szedł w swoją stronę, nie wyrażając głośno opinii.

W program festiwalu włączono również prezentacje czterech krakowskich teatrów: STU, KTO, Groteski i Teatru Nowego. "Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" i "Griga" (odpowiednio: Teatr KTO i Teatr Nowy) przez lata eksploatacji obrosły nieomal legendą, doczekały się wielu pokazów i są sztandarowymi produkcjami swych teatrów. "Romeo i Julia", to najnowsze przedsięwzięcie Agaty Dudy-Gracz, której wizyjny, wysmakowany "Galgenberg" znalazł się w głównym konkursie Boskiej Komedii. "Antygonę" Bogdana Cioska, niedopracowany humbug sceniczny, wpisano na listę pokazów z niejasnych przyczyn.

Trudno zrozumieć, dlaczego zdecydowano się na prezentację czterech tak nierównych spektakli z Krakowa. Ukłon w stronę miasta, chęć prezentacji własnego podwórka - wszystko to można zrozumieć. Jednak, gdy wczytać się w szczegóły repertuaru, okazuje się, że Kraków jest nadreprezentowany. Tak, jakby Szydłowski wręczał tym czterem teatrom nagrodę okrutnego pocieszenia: "Niestety, nie weszliście do konkursu, ale możecie się i tak pokazać". W ten sposób zaczyna kuleć również idea Boskiej Komedii. Znakomity pomysł na formułę wydarzenia (media licytują się, kto więcej razy użyje słowa showcase) i konfrontację najlepszych z najlepszych sprawdza się wyłącznie wtedy, gdy do czynienia mamy rzeczywiście z najlepszymi. Gdy dokonuje się jakichkolwiek redefinicji tego słowa, nawet włączając w krwiobieg festiwalu osobny nurt scen krakowskich, działać zaczyna jakieś przewartościowanie całości. Może lepiej byłoby w ogóle zrezygnować z włączania do konkursu przedstawień "decyzją dyrektora artystycznego"? Wtedy i relacja do osobnego nurtu scen krakowskich byłaby czystsza.

Zdajemy sobie sprawę, że organizatorzy Festiwalu wyznaczyli sobie bardzo ambitne zadanie i, jak na pierwszą edycję, zdołali je sprawnie wykonać. Jednak koncentracja uwagi na goszczeniu międzynarodowego jury tak bardzo wszystkich zaabsorbowała, że poza konkursem nie obejrzeliśmy niczego ciekawego. Nurt krakowski i zagraniczny rozczarowały, konkurs nie zdziwił, a tzw. "inne spektakle" do niczego nie prowokowały. Oddajemy jednak sprawiedliwość i uznajemy, że wielką zasługą jest prezentacja polskiego teatru najważniejszym kuratorom i dyrektorom festiwali w Europie i poza nią (powtarzając pomysł Festiwalu Dialog-Wrocław oraz Kontakt w Toruniu). Wyrażamy jednocześnie nadzieję, że w przyszłym roku Festiwal porzuci formułę przeglądu i sprowokuje widzów do wymiany poglądów na temat teatru. Boska Komedia II nie musi być aż tak spektakularna i reklamowana w całym mieście, nie musi trwać tydzień, nie musi prezentować pięciu spektakli dziennie, a i tak może być istotnym festiwalem na polskiej mapie teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji