Artykuły

Czechow na "Letnisku"

Użycie słowa improwizacja w tytule dyplomu studentów PWSFTViT zdaje się być uzasadnione. Technik gry scenicznej uczyli się przez cztery lata. Umiejętność wpisania w spektakl tego, co podczas jego trwania objawiło się niespodziewanie, jest umiejętnością najwyższą. Czynienie podobnych zabiegów na tekście bywa rzeczą zazwyczaj karkołomną - o spektaklu "Letnisko. Improwizacje" w reż. Macieja Podstawnego w Teatrze Studyjnym w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.

Za punkt wyjścia dla improwizacji posłużył studentom dramat Czechowa, który w Polsce najczęściej funkcjonuje pod nazwą "Płatonow". Jest to pierwsza sztuka rosyjskiego dramatopisarza. Odnaleziono ją po około czterdziestu latach w formie chaotycznych zapisów i niespójnych obrazów, niosących w sobie wiele sygnatur Czechowskiego świata, które w późniejszych jego dramatach powracają ze wzmożoną siłą. Przekleństwo strukturalnych niedociągnięć można sprawnie przeobrazić w dobrodziejstwo pracy, bo to właśnie pęknięcia odsłaniają rzeczywistą materię.

Zadaniem postawionym przed aktorami nie była "interpretacja poety poprzez grę, ujawnianie jego skrytych intencji, wydobywanie na powierzchnię ukrytych w głębokościach pereł". Znalezienie momentu ekspresji scenicznej w "Letnisku" zostało wpisane raczej w "historię dziesięciu bohaterów dramatu Czechowa, dziesiątka aktorów zainwestowała swoje osobiste marzenia, leki i obserwacje", czytamy w programie. Czyż nie "życiowa prawda przeżywania jest alfą i omegą naturalistycznej ewangelii"?

Ironicznie brzmią słowa Tairowa, który soków aktorstwa szukał w wykreowanym życiu postaci na scenie. Z jego ideą można się nie zgadzać. Jednak kiedy pomyślę, że kreowanie postaci jest wypadkową wynikającą ze ścierania się emocji z "twórczą fantazją aktora", to przeraża mnie myśl, że za przepisaniem Czechowa na tzw. "swój język" nie stoi nic twórczego. Być może metoda pracy daje satysfakcję, gdy stoi się na scenie. Pozostała mi jako widzowi jedynie "bylejakość" scenicznego świata, w którym istnieje infantylnie rozłożony kocyk i letni kostium Anny Wojnicew (Ewa Suchanek). Jakby zapomniano o świecie, jawiącym się za otwieranym często oknem. Skrywana za nim szarość łódzkiej architektury i chłód powietrza mówią więcej niż rozstawione rzędy butelek po piwie. Zderzone przestrzenie rodzą pustkę, ciszę. I mogłaby być ona prawdziwą perłą spektaklu, ale zostaje zagłuszona muzycznymi wstawkami. A może w rzeczywistości zagłuszamy każde źródło prawdy?

Prawdy o sobie poszukuje każda z postaci. Myśli mają skażone Michałem Płatonowem (Dobromir Dymecki), który określa jakość ich egzystencji. Szanuje Sergiusza Wojnicewa (Marcin Korcz), ale jednocześnie staje się powodem nieudanego małżeństwa przyjaciela z Sonią Wojnicew (Ewa Gudejko). Odsłania małżeńską obłudę, piętrzy zdrady. Jest powodem nieporozumień między naiwną Marią (Katarzyna Wianecka) a biernym Mikołajem (Witold Łuczyński). Łaknie go każda z kobiet. Ale także Izaak (Wojciech Stolorz), który swoją nieporadność chowa za przypowieściami. Płatanow dla każdego ma cynizm, pogardę. Ale jest jasny jak rozlane w jednej ze scen mleko. Jego biel wyraźnie odznacza się na tle innych barw. Powoli przenika przestrzeń, niby znika, ale na każdym jej elemencie zostawia ślad. Przywdziewa kolejne maski, mami obietnicami wyjazdu. Prawdziwą twarz ma jedynie dla Saszy, swojej żony (Kamila Jarosińska), którą jak mówi na samym początku kocha, ale nie jest szczęśliwy. I jak u Czechowa, zabawne jest to, co nie jest zabawne.

Relacjonowanie fabuły jak widać niczemu nie służy. Opowieść jest prosta: ktoś o kimś myśli, kogoś pożąda, mieć kogoś nie może, ktoś odchodzi. Trudno uciec od banału, bo wszystko rozpływa się jak zakończenie spektaklu, które pozostawia nas w zawieszeniu. Tylko, czy jest ono celowe?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji