Trzy spotkania
Na scenę Teatru Polskiego we Wrocławiu wchodzi 14 kwietnia nowa premiera - "Czarownice z Salem" Artura Millera. Reżyserem widowiska jest docent warszawskiej PWST, współpracownik stołecznego Teatru Współczesnego, ZYGMUNT HÜBNER.
- Nie pierwszy to Pana kontakt z Wrocławiem...
- Tak, ściśle trzeci, a wszystko zaczęło się bodaj w 1957 roku, gdy reżyserowałem tu "Tramwaj zwany pożądaniem". Potem przez sezon 1962-1963 byłem dyrektorem Teatru Polskiego a teraz...
- Czy uprzednia "na co dzień" znajomość zespołu ułatwia z nim współpracę?
- Od mojego tu dyrektorowania minęło bądź co bądź 10 lat, a to wiele w życiu aktora i zespołu teatralnego. Zmieniają się sami ludzie, zmienił się także co najmniej w połowie skład osobowy tutejszej ekipy artystycznej. Poza tym wydaje mi się, że o wiele ważniejsze jest, czy zespół ma zaufanie do reżysera, którego zna od lat. Dla mnie praca we wrocławskim teatrze jest autentycznym relaksem psychicznym. Odnoszę wrażenie, że cały zespół chce, żeby to, co robi, było wydarzeniem artystycznym, że potrzebuje sukcesu i nis traktuje teatru jako odskoczni od telewizji czy filmu.
- Co skłoniło Pana do wzięcia na warsztat właśnie "Czarownic z Salem"?
- Nie co, a kto, czyli dyrektor Wawrzynek. Przyznaję, że chętnie podjąłem się reżyserii tej sztuki, bo uważam, iż jest to dzieło nadal aktualne. Tylko dziś zapewne inne kwestie godne są w nim wypunktowania. W moim odczuciu jest to sztuka, która mówi o obronie ludzkiej godności i odwadze cywilnej. Artur Miller wypowiedział takie zdanie: "Tragizm rodzi się wtedy, gdy człowiek staje wobec konieczności złożenia w ofierze swojego ciała, chcąc ratować duszę". Pojęcie duszy zastąpiłbym tu słowem "twarz". "Czarownice", co stanowi o ich szczególnej wartości, są próbą napisania współczesnej tragedii, stąd i scenografia Marcina Wenzla bardzo uproszczona, oszczędna, ma potęgować takie odczucie.