Polak z Jaworzna-Szczakowej
"Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
Świetna adaptacja prozy Witkowskiego Może nie od razu każdy Polak to Hubert, ale na pewno Hubert to typowy Polak. Choćby się w tej kwestii wahał i na wszelki wypadek miał na podorędziu kilka wersji życiorysu...
Książka Michała Witkowskiego "Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" wydaje się tak mistrzowsko literacka, że aż niemożliwa do przełożenia na inne medium niż słowo pisane. A jednak Teatr Śląski wyszedł z takiej próby zwycięsko.
Spektakl, pod identycznym jak powieść tytułem, zrealizował na Scenie Kameralnej Jarosław Tumidajski i trzeba przyznać, że powstało przedstawienie, które pozostając wierne klimatowi książki, samo w sobie jest interesującą propozycją sceniczną.
Powieść Witkowskiego pisana jest w pierwszej osobie, jako monolog Huberta, który zdobywając umiejętność obsługi laptopa, wystukuje na nim wspomnienia. W zasadzie nie wiemy do którego momentu są one wiarygodne, a gdzie Hubert, zwany w Jaworznie Barbarą Radziwiłłówną, zaczyna konfabulować, ładując we własny życiorys wszystko to, co wie o rodzinnym kraju, jego historii i literaturze (a tak, Hubert czytał "Świteziankę"!), ale też fobiach i uprzedzeniach (może ja jestem żydem i gejem, a może nie?). Pojawiające się w tej spowiedzi postacie są tak soczyście wyraziste, że reżyser - jednocześnie autor adaptacji - "nie miał" innego wyjścia niż zmaterializować je na scenie.
Otaczając postać głównego bohatera, dopełniają jego wizerunek, w którym jak w lusterku, i to wcale nie kieszonkowym, odbijają się polskie kompleksy, zadęcia, pretensjonalne tęsknoty i poważne dylematy. Hubert to cwaniaczek, który przed widzami nie owija w bawełnę swoich przekrętów, marzeń (podzielić się zyskiem z Matką Boską) i ambicji (dokopać, ach dokopać temu badylarzowi), ale opowiadając swoją historię opowiada jednocześnie historię ostatnich 30 lat polskiej transformacji ustrojowej i ekonomicznej. W końcu zaczynał od kempingowej przyczepy z zapiekankami, a skończył...
Powieść Witkowskiego opiera się na paradoksie - nic tu nie jest na serio i nie ma żadnych dokumentalnych ciągot, a przecież dostajemy obrazek dosłownie z życia wzięty i prawdziwy nawet w drobiażdżkach. Autor, nawiązując do gatunku powieści łotrzykowskiej, obficie inkrustuje też swoją prozę absurdalnym żartem i surrealistycznymi zbitkami zdarzeń.
Tym tropem podąża Jarosław Tumidajski, którego przestawienie zaczyna się z pozoru realistycznie, a potem konsekwentnie od dosłowności odchodzi. Efekt odrealnienia osiąga reżyser najprostszymi, ale okazuje się skutecznymi metodami - zmianą świateł, zróżnicowaniem tempa i muzyką.
Spektakl trwa bite dwie godziny i poza pierwszymi, wyraźne nadekspresyjnymi minutami (oraz chwilką zmęczenia przed samym finałem), trzyma publiczność w pełnej gotowości do współuczestnictwa w scenicznych wydarzeniach.
Nie czarujmy się, to by się nie udało, gdyby nie Andrzej Warcaba. Jego Hubert-Radziwiłłówna to ktoś, kto - wydaje się - po prostu przyjechał do teatru z Jaworzna-Szczakowej i wtarabanił się na scenę, by opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Autentyczny, nieprzewidywalny, dopasowujący rzeczywistość do potrzeb, a jak się nie da, to potrzeby do rzeczywistości. Nie schodzi ze sceny, absorbuje uwagę, zmienia zeznania i mówi do nas "głosami przodków".
Bo w tym przedstawieniu udało się jeszcze coś - oddanie specyficznego języka, jakim posługuje się Hubert w powieści. Mówi on mianowicie tak, jak otaczający go ludzie. Z gangsterami po gangstersku, z romantycznymi zjawami językiem Mickiewicza i Słowackiego, a z ukraińskim ochroniarzem, ech lepiej nie cytować.
To dobre aktorsko przedstawienie. Anna Kadulska, Karina Grabowska, Michał Czernecki, Andrzej Lipski i Marcin Szaforz grają po kilka postaci, korzystając ze wszystkich środków scenicznej transformacji.
Powieść i przedstawienie to oczywiście dwa różne obszary wyobraźni, w tym przypadku nie ma jednak pomiędzy nimi przepaści.
Spektakl można obejrzeć w sobotę, 27, 28 i 30 grudnia o godz. 18.30. Bilety - 15 i 20 zł.