Artykuły

Szklany Ekranik. Kłopoty z adaptacją

Film żyje literaturą. U podstaw działalności teatru jest literatura. Telewizja i radio w części programu artystycznego ma literaturę. Tak jest i inaczej być nie może. Ale literatura w filmie lub telewizji musi być adaptowana do potrzeb wymienionych instytucji, musi być przetłumaczona na obraz lub szereg następujących po sobie obrazów tak, aby telewidz nie tylko zapoznał się z treścią dzieła, ale by odczuł to, co nazywa się atmosferą dzieła literackiego. I w tym miejscu zaczynają się wszelkie kłopoty adaptacyjne. Widziałem wiele arcydzieł literatury przetłumaczonych na język filmu lub granych w teatrze telewizji, ale chyba żadne nie dało mi tej sumy doznań, jaka towarzyszyła przy obcowaniu z książką. Wymienię choćby dla przykładu wielokrotnie adaptowaną "Zbrodnię i karę" Dostojewskiego, czy robione u nas ostatnio "Popioły" Żeromskiego. Opierając się o oglądane filmy i spektakle telewizyjne coraz bardziej zaczynam wątpić, czy idealna adaptacja arcydzieła literackiego jest w ogóle możliwa? Ostatnio adaptacja jest u nas w modzie. Niedawno oglądaliśmy w teatrze domowym "Przygody dobrego wojaka Szwejka" i chociaż spektakl był zrobiony solidnie, adaptatorzy doskonali, to jednak konfrontacja z dziełem Jarosława Haszka nie mogła w pełni zadowolić. Poniedziałkowy teatr TV przedstawił nam "Martwe dusze" według arcydzieła Mikołaja Gogola pod tym samym tytułem. I niby wszystko było w porządku. Wybrano sceny najbardziej komiczne, a zarazem drapieżne: u Miniłowa, u Kropoczkinej, u Sobakiewicza, u Pluszkina. Była też doskonała obsada, że wymienię choćby Sobakiewicza w wydaniu M. Czechowicza, czy Pluszkina w kreacji T. Fijewskiego, a więc tych, którzy najbardziej sie podobali. Były doskonale zagrane sceny, były znakomite role, słowem były obrazy, ale nie było spektaklu. Oczywiście, że w sensie fizycznym przedstawienie było, przecież ponad dwie godziny zespół realizatorów starał się jak mógł, ale był to raczej montaż kilkunastu obrazów, które fragmentarycznie zilustrowały "Martwe dusze". Widziałem przed pa roma laty radziecką adaptację "Martwych dusz" na filmie. Spektakl był w wizerunku postaci jeszcze bardziej przerysowany, wprost satyryczny, ale chyba w tym względzie bardziej zgodny z duchem powieści Gogola. Bo u Gogola ludzie są tacy, jakie mają nazwiska: Sobakiewicz jest Sobakiewiczem od niezdarnych kulasów aż po precyzyjne oceny bliźnich "Tylko prokurator porządny, ale i on świnia". Porządny, ale świnia - w tym powiedzeniu mieści się nie tylko charakterystyka prokuratora, ale i charakterystyka Sobakiewicza, a nawet treść "Martwych dusz". Dwaj ludzie u Gogola wiedzą doskonale jakie porawiaja szachrajstwo: Sobakiewicz, który wie, że żyje na paskudnym świecie, dlatego każde paskudztwo może uprawiać i Cziczykow, który działa według boskiego natchnienia krętactw i łapownictwa. Ale obaj są porządni, gdyż szanują Boga, cara, prawosławie, a nade wszystko zastygły w korupcji porządek.

Jednak od ogólnych rozważań trzeba przejść na własne podwórko, do zawsze nam miłej i oczekiwanej "Panoramy Lubuskiej", która tym razem zawita do Gorzowa. "Panorama" tym razem pokazała Gorzów w krasie odbudowy. Uwydatniła osiągnięcia władz i społeczeństwa nie przez gadanie, a przez konkrety; nowe domy, nowe obiekty. Prawda, że domy przypominają koszary, ale to już nie wina kamery, a domów. Pokazano KMPiK z fotogenicznymi paniami, pokazano p. Irenę Dowgielewicz w jej domowym zaciszu. Podarowano naszemu miastu odcinek w TV, a że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, twierdzimy, że "Panorama" była dobra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji