Artykuły

Jak dzieci wychowały Krystynę Jandę

Cały czas muszę coś robić. Bezruch by mnie zabił - tak KRYSTYNA JANDA tłumaczy swoją artystyczną pobudliwość. Aktorka zdradza swój patent na dobre wychowanie.

Efekty jej działań każdego dnia oceniają widzowie warszawskiego teatru Polonia, w którym Janda obsadza komplet etatów: aktorki, reżyserki i właściciela. Kinomani zobaczą ją wiosną w "Tataraku" Wajdy, o którym gwiazda mówi, że to najważniejszy film w jej życiu.

Zanim to sprawdzimy, fani słowa pisanego mogą chwycić w dłonie książkę "Rozmowy z moimi dziećmi", którą wszechstronna artystka publikuje dziś. Tom jest już dostępny w Polonii i w internetowym sklepie teatru pod adresem www.teatrpolonia.pl/sklep.

- Udawałam idiotkę, a dzieci mi objaśniały świat. To wygodna poza - tłumaczy z uśmiechem gwiazda. Trochę kokietuje, bo napisała naprawdę niegłupią książkę o tym, jak wychowywać dzieci w partnerski sposób. Że trzeba uważać, bo dzieci rozumieją więcej, niż sądzą rodzice - i uważać z apodyktycznością, która przynosi wyłącznie złe skutki.

- Nie wolno ciągle zakazywać. Niech wchodzą, dotykają, sprawdzają i się uczą. Przecież dorośli też tak robią - naucza Janda. Wspomina, jak któregoś dnia nie wytrzymała i wyrzuciła komputer przez okno: - Wściekłam się, bo moi synowie [Adam i Andrzej - red.] w ogóle od niego nie odchodzili. Przynajmniej tak mi się wydawało. Tylko grali i grali. Zrozumiałam, że zrobiłam głupotę. I po kilku dniach kupiłam nowy, lepszy i ładniejszy.

W ten sposób synowie wychowali matkę, by potem poprowadzić ją przez kolejne pedagogiczne ostępy: kwestię ojczyzny, patriotyzmu, miłości, małżeństwa i seksu. - Nie było żadnych rejonów tabu. Gadaliśmy o wszystkim. Choć czasami było trudno i obawiałam się, że sobie nie poradzę - wspomina gwiazda. Ale mus to mus; jeżeli rodzic nie podejmie rozmowy na ważki temat, zrobią to za niego koledzy w szkole albo co gorsza, telewizja.

- Doszłam do wniosku, że zdecydowanie wolę być pierwsza w przekazywaniu wiedzy - zdradza. Najdłużej przymierzała się do rozmowy o tym, skąd się biorą dzieci. - Kiedy już się zebrałam na odwagę, okazało się, że wszystko już wiedzą. - Niestety, ktoś mnie uprzedził - ubolewa Janda.

Ale teraz może to nadrobić dzięki wnuczce. - Z Lenką [córką Marii Seweryn - red.] dyskusje toczą się godzinami. Ona wraca do tematu, zastanawia się, analizuje. Potrafi po kilku dniach powiedzieć, że coś przemyślała i chciałaby się ze mną tym podzielić. Synowie poświęcali na poważne dyskusje godzinkę albo mniej.

Teraz synowie Jandy mają 17 i 18 lat, więc uważają na słowa. - Boją się oceny i nie zawsze chcą mówić o tym, co myślą. Kiedy byli dzieciakami, rozmowy szły jak z płatka. Szczególnie Jędrek, młodszy syn, był bardzo rozmowny - opowiada gwiazda, wyjawiając, że skusiły go pieniądze.

- Te dyskusje prowadziłam z dziećmi na potrzeby felietonów, najpierw w miesięczniku "Dziecko", a później, kiedy synowie podrośli, w "Poradniku Domowym" - informuje. Postawiła sprawę jasno: za każdą rozmowę - kasa. - Dzieliłam się z nimi swoją wierszówką. Zresztą tak jest do dzisiaj, bo nadal rozmawiamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji