Tele-impulsy
Zważywszy, że jednym z najbardziej masowo oglądanych programów TV są cotygodniowe premiery w Teatrze Telewizji (40-45 proc. ogółu widzów) - trudno zacząć dzisiejsze "teleimpulsy" od innych spraw niż inauguracja nowego sezonu teatralnego na poniedziałkowej scenie. Wybrano na tę okazję "Popiół i diament" Andrzejewskiego w nowej adaptacji, dokonanej przez córkę autora, Agnieszkę Andrzejewską i Antoniego Liberę. Niewielu jest w Polsce ludzi, nie znających tej najpopularniejszej - obok "Kolumbów" Bratnego powieści, która mówi o ważnych i bolesnych dla naszego narodu sprawach. Sądzę, że o jej poczytności przesądził obiektywizm, z jakim autor starał się przedstawić w niezwykle skondensowanej formie, na przykładzie wydarzeń w niewielkim mieście: rozgrywających się w ciągu jednej doby, jakie siły działały w Polsce, jakie racje się ścierały, jakie istniały orientacje polityczne oraz jak wyglądała rozgrywka tych sił nazajutrz po wojnie.
Według najprostszego podziału - po jednej stronie stali zwolennicy Polski Ludowej, mniej lub bardziej nie angażujący się w przeprowadzenie nie tak całkiem bezkrwawej rewolucji socjalistycznej w wyzwolonym kraju - po drugiej zaś działała lub czekała biernie na upragnione zmiany reakcja. Kiedy inni pisarze potrzebowali odpowiedniego dystansu, by pokazać ten gorący i niespokojny okres - Andrzejewski szybko podjął odważną próbę nie tylko opisania pierwszych dni po wojnie, ale i oceny postaw ludzi z tego okresu. Był sprawiedliwy. Zgodnie z życiową prawdą, w jego powieści nie każdy, kto deklaruje się po stronie władzy ludowej, a nawet ją sprawuje jest kryształowo czysty i nie każdy, kto występuje przeciwko niej, jest szują i strzelającym zza węgła bandytą. W tych czasach chaosu i dezorientacji, kiedy nie było innej busoli, funkcjonowały takie także motory działania, jak honor i Ojczyzna, a wątpliwości rozstrzygał obowiązek wykonania rozkazu. To też z pewną sympatią, a przynajmniej zrozumieniem patrzy czytelnik książki Andrzejewskiego i widz filmowy, teatralny, a ostatnio także telewizyjny, na postaci Maćka Chełmickiego czy Andrzeja Kosseckiego, wbrew własnemu przekonaniu, na odgórny rozkaz. Mimo najlepszych intencji nie udało się Andrzejewskiemu stworzyć sugestywnej postaci bohatera pozytywnego.
Działacz PPR, Stefan Szczuka - człowiek mądry, szlachetny, uczciwy, szczery ideowiec, jest w powieści postacią bezbarwną, pozbawioną wyrazu. Nie wzbudzał też szczególnego zainteresowania filmowy Szczuka w wajdowskiej ekranizacji "Popiołu i diamentu". Nie zapadła w pamięć twarz aktora, który odtwarzał tę ważną przecież postać, nie pamięta się kto w ogóle grał rolę Szczuki. Reżyser wysunął na pierwszy plan Maćka Chełmickiego, obdarzając go fascynującą osobowością i młodzieńczym wdziękiem wykonawcy - Zbyszka Cybulskiego.
W jubileuszowym roku Polski Ludowej kilka scen dramatycznych oraz Teatr TV sięgnęły po "Popiół i diament", wysuwając w swoich inscenizacjach na czołowy plan postać Szczuki. Byłoby to ze wszech miar słuszne, bo przecież trzeba oddać sprawiedliwość takim, jak on bojownikom sprawy, którzy płacili życiem za swoje przekonania, za wierne służenie idei komunizmu. Rzecz w tym, że jak powiedziałam, Andrzejewskiemu nie udała się ta postać i nie pomagają ani zabiegi adaptacyjne, ani powierzanie roli Szczuki najznakomitszym aktorom. Nie udało się także Tadeuszowi Łomnickiemu uczynić z niej bohatera na miarę czasu, w jakim tacy, jak Szczuka ludzie mogli przystąpić do urzeczywistniania swojej idei i dramatów, jakie przeżywali. Był w widowisku telewizyjnym, zrealizowanym przez Zygmunta Hübnera, bardzo sympatycznym, niemal dobrodusznym starszym panem, ale nic więcej. Nadal ciekawsze było to, co przeżywali młodzi ludzie, stojący po drugiej stronie bariery. Z tą różnicą, że mało wyrazisty w porównaniu z niezastąpionym chyba w roli Maćka Chełmickiego, Zbyszkiem Cybulskim jej telewizyjny wykonawca, Krzysztof Kolberger jakoś pomniejszył swojego bohatera, spłycił i w konsekwencji nieoczekiwanie uwagę skupiła na sobie inna postać, bardziej sugestywnie zagrana - Andrzeja Kosseckiego, którym był młody, mało znany aktor, Piotr Cieślak. Bardzo dobre w sumie przedstawienie reżyser popsuł plakatowymi ramami, w jakie ujął akcję. Odczytywanie tekstów dokumentów i powiewająca na końcu flaga były niepotrzebne.
Trochę ostatnio ożywił się nam mały ekran. Duży ruch panuje zwłaszcza w publicystyce i reportażu. Osobiście najwyżej cenię te programy, które przynoszą jakiś konkretny pożytek, a równocześnie są interesujące dla widza. Takim programem jest cykl "Mam pomysł". Ludzie wymyślają znakomite rzeczy, mogące mieć zastosowanie w różnych dziedzinach życia. Ich pomysłowość szłaby na marne, gdyby telewizja nie zajęła się popularyzacją ich genialnie niekiedy prostych wynalazków, racjonalizatorskich propozycji. Wieloma pomysłami, "kupionymi" w tym cyklu, zainteresowały się już odpowiednie ministerstwa i chcą je praktycznie wykorzystać.