Artykuły

Czar munduru

"Pantaleon i wizytantki" w reż. Pawła Aignera w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Odrze.

Dobrych parę lat temu widziałem "Trzy siostry" w jednym z warszawskich teatrów; spektakl reżyserki niezbyt jeszcze wtedy doświadczonej, ale cenionej i obiecującej. Zmagając się z jednym z najtrudniejszych zadań, jakim zawsze jest w teatrze Czechow, interpretatorka spróbowała dostroić stary dramat do wrażliwości i sposobu odczuwania właściwego dla swoich czasów. Odjęła widowisku rozmach, patos i sceniczne zadęcie: rzecz przedstawiona została w sali kameralnej, a imieniny Iriny z pierwszego aktu przypominały w dużym stopniu inteligenckie, niewystawne spotkanie we współczesnym, ciasnym mieszkaniu. Trwały pogaduchy, mowy i popijawy, ktoś brząkał na gitarze, ktoś inny, zwieszając się niedbale z poręczy fotela, coś nonszalancko odpyskowywał stojącemu obok, nieco starszemu mężczyźnie.

Kłopot w tym, że facet rozparty na poręczy był porucznikiem, a ten, któremu rzucał przez ramię owo lekceważące zdanko - pułkownikiem, dowódcą baterii w ich jednostce.

Transponując Czechowowską opowieść w nowe otoczenie, realizatorzy bez mrugnięcia okiem postanowili nie zauważyć, że stary świat był ściśle zhierarchizowany i umundurowany, co nie dotyczyło bynajmniej samych wojskowych. Każdy - i siostry Prozorow, i miejscowy nauczyciel - chodził w gorsecie narzuconym przez rolę społeczną, którą przyszło mu odgrywać, przez pozycję w hierarchii, wychowanie, zasady życiowe - czy to wymuszone, czy szczerze wyznawane, bez znaczenia. Każdy musiał wpisać się w hierarchiczny porządek, który zdawał się bezdyskusyjną emanacją przedustawnego ładu świata - ale jednocześnie każdemu w jego mundurze było jakoś za ciasno, za duszno, głupio, ciężko, źle. Więc starali się dyskretnie, nie naruszając obowiązującego decorum, ten swój dławiący kołnierzyk luzować. Zwykle bezskutecznie. Niemniej samo usiłowanie, samo napięcie między sztywnością gorsetu a elementarnym pragnieniem wolności stanowiło jeden z podstawowych napędów tej dramaturgii, sprężynę działań bohaterów, niepozorną, a potężną.

Co zyskał teatr na tym, że chętnie ignoruje, nazwijmy to, "kulturowe umundurowanie" postaci, że wyposaża je we współczesny luz? W swoim mniemaniu zapewne zyskał prawdę uczuć. Taką, jaka obowiązuje dziś: wszystkie emocje wyciąga się na wierzch i podaje widzowi na łopacie. W chwili rozstania z Wierszyninem, stanowiącym jedyną i płonną nadzieją na życiową odmianę, Masza dostawała w tamtym przedstawieniu regularnego ataku histerii z tarzaniem się po podłodze włącznie. Zrywała konwenanse, za nic miała zachowywanie pozorów. U Czechowa wolno jej zaś było w tym miejscu jedynie zagwizdać. I ten gwizd protestu w zapiętym pod szyję świecie miał moc prowokacji większą niż jakikolwiek wybuch spazmów, dosłowny i banalny! Będę się przy tym upierał do końca życia. Będą mi jednak tłumaczyć, że dzisiejsi widzowie nie zrozumieliby, dlaczego ktoś miałby tylko gwizdać, i to jeszcze niezbyt głośno, skoro w głębi duszy chce krzyczeć i tupać nogami. Niech krzyczy i tupie.

Tyle że konsekwentnie krocząc drogą takiego rozumowania, publiczność zada kiedyś teatrowi pytanie, czy siostry Prozorow, zamiast godzinami wzdychać "do Moskwy, do Moskwy", nie powinny raczej zwyczajnie pojechać na dworzec i kupić sobie bilet?

Stare "Trzy siostry", w których porucznik gada do pułkownika jak do kumpla od piwa, przypomniały mi się teraz, na premierze warszawskiego Teatru Studio. Paweł Aigner, aktor i reżyser scen lalkowych, przenoszący się najwyraźniej do teatrów dramatycznych, wybrał sobie "Pantaleona i wizytantki", jedną z najbardziej rozkosznych powieści boomu latynoskiego lat siedemdziesiątych. Opowieść z gorącego Peru, gdzie czujące zew natury chłopaki z wojskowych garnizonów nie potrafią trzymać żądz na wodzy, a armia musi potem płacić odszkodowania miejscowym dziewojom. Rodzi się więc pomysł militaryzacji rozkoszy w postaci oddziałów pań, nazwanych, by nie siać zgorszenia, niewinnie i klasztornie "wizytantkami".

Fantastyczny punkt wyjścia! Oto za kiełznanie popędów natury biorą się sztywne i zapięte służby mundurowe. Aż dwie: bo i wojsko ze swoim patriotycznym morale, tudzież absolutyzacją porządku - i Kościół katolicki z umiłowaniem cnót i piętnowaniem grzechów. Te oddziały funkcjonariuszy ładu (łącznie z funkcjonariuszem dubeltowym: wojskowym kapelanem) mają - niby to bez kolizji z wyznawanymi hierarchiami wartości - zarządzać czymś, co kroi się na największy dom publiczny w historii. Skutki są rozmaite. Głównie komiczne: burleskowych tropów jest co niemiara, zwłaszcza gdy sumienny kapitan Pantoja mnoży oddziały wizytantek do rozmiarów armii w armii. Ale są i skutki serio: ktoś płacze, ktoś przegrywa, ktoś do kogoś strzela, ktoś ginie, ktoś wariuje. Llosa napisał zwariowaną groteskę, nie farsę.

W teatrze mamy jednak głównie farsę. A to dlatego, że Paweł Aigner okazał się kolejnym młodym interpretatorem, który traktuje mundur jak kostium - równie służebny jak każdy inny. Ani mu w głowie przyglądać się rygorom form, jakie winni respektować (lub obchodzić) odmalowani na scenie funkcjonariusze. Wszystko jest niepoważne. Generalicja składa się z trepów i matołów. Księdza majora Beltrana, u Llosy tragikomicznego do obłędu, oglądamy w T-shircie z kapelańskim krzyżem iw... bermudach. Czyli jako clowna: mało jest mężczyzn, którym tak odsłonięte łydki dodałyby urody i powagi. Z napuszonego biskupa też są same drwiny, a - co może najważniejsze - tytułowy Pantaleon Pantoja jawi się w wykonaniu Andrzeja Konopki jak modelowy przedstawiciel cywilbandy. Ten Pantaleon, który w powieści jest arcykapłanem służbistości. Kto karierę wojskowego administratora - nawet nie oficera! - postrzega jako ideał samodoskonalenia, z jednoznaczną hierarchią celów i cnót, z odwzorowaniem kosmicznego porządku. I który samym tylko gorliwym oddaniem swej mundurowej quasi-religii doprowadza armię pełną wizytantek na skraj katastrofy!

A tymczasem tu, w Teatrze Studio, jedynym mundurem traktowanym z szacunkiem i pietyzmem jest uniform wesołej orkiestry dętej towarzyszącej scenicznym zdarzeniom. Amarantowy z białymi czapkami. Czysto operetkowy.

Proszę nie podejrzewać, że piszę te uwagi na zamówienie peruwiańskiego ministerstwa wojny zaniepokojonego szarganiem honoru swojej armii w Warszawie. Powód jest może poważniejszy. Otóż znaczny odsetek dramaturgii, dawnej i dzisiejszej też, ufundowany jest, gdy zeskrobać fabularną powłokę, na tym właśnie schemacie: oglądamy kogoś wbitego w mundur - kultury, wychowania, roli społecznej, genów, własnej psychiki i czego tam jeszcze, któremu ów gorset ciąży, z którego usiłuje się wyszamotać, a przynajmniej rozpiąć kołnierzyk i swobodnie odetchnąć. Żeby ukazać sensownie ten konflikt - wszystko jedno, czy w wymiarze groteskowym, czy serio - teatr musi przynajmniej spróbować przyjąć, że ów uniform uwiera naprawdę. Boleśnie. A jak to zrobić w permisywnym świecie, w którym normy kulturowe służą głównie do apriorycznego odrzucania, tabu społeczne jest ponoć barierą wolności, rygory wychowawcze kłócą się z ideałem bezstresowego dojrzewania, a deklaracje światopoglądowe miewają wbudowany od początku autoironiczny dystans? W którym obowiązuje wszechwładny luz, niepozwalający jakichkolwiek powinności traktować literalnie - zwłaszcza jeśli miałoby się to wiązać z niewygodą, skrępowaniem, dyskomfortem? Człowiek w mundurze - przywdzianym czy to na ciało, czy, by tak rzec, do wewnątrz - jest z tego punktu widzenia tylko dziwakiem. Może i da się go lubić, ale o empatii mówić niepodobna. Przez co wszakże o całej obszernej płaszczyźnie pytań i problemów nie sposób nawet powiedzieć, żeby miała być w teatrze marginalizowana, pomijana czy niewygrywana. Ona znika! Podlega anihilacji. Z brawurowej groteski o rozsadzaniu munduru kultury przez nieokiełznaną naturę pod gorącym słońcem zostaje bezrefleksyjna krotochwila o tym, jak operetkowe wojsko stawiało sobie burdel.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji