Artykuły

Okno. Dzień czwarty

O Międzynarodowych Spotkaniach Teatralnych "Okno" w Szczecinie" pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

Ostatniego dnia festiwalu widzowie mieli szansę zobaczyć aż trzy spektakle.

Teatr Krepsko, który tym razem wystawił spektakl pod wdzięcznym tytułem "polish tango for three" pokazuje, że konwencja absurdu jest stałym elementem tworzonych przez nich widowisk. Nieobudowana żadnymi znaczeniami krótka półgodzinna etiuda polega na spotkaniu trójki aktorów przy stole. "Ogrywają" przedmioty, które leżą na stole lub które przynieśli ze sobą. Jakakolwiek więc akcja osnuta jest wokół butelki wódki, bliżej nieokreślonego kartonowego pudełka, z którego potem wyciągnięte zostanie coś na kształt gramofonu, czy kabla elektrycznego. W tle leci "polskie tango". Każde działanie aktorskie jest coraz bardziej niekonwencjonalne. Widzowie zastanawiają się, jak ów absurd z materii scenicznej za każdym razem zostanie wydobyty. Tworzy to napięcie tego spektaklu. Czynności te są wyłącznie ekspresją stylu, jaki prezentuje praska grupa.

Drugi spektakl o nazwie "Tafelmusic" przygotowany przez niemiecką grupę "Schindelkilliusdutschke" był również bardzo abstrakcyjną kompozycją teatralną. Aktorzy używając najróżniejszych przedmiotów, piosenek czy działań prowadzą bardzo dziwną rozmowę. Znowu jest śmiesznie i absurdalnie. Wykonawcy pokazują jak bardzo w teatrze i w życiu ważna jest wzajemna interakcja oraz rytm naszych działań, muzyka codzienności tworzona nieustannie przez najbardziej trywialne rzeczy.

Najbardziej oczekiwanym tego dnia spektaklem był prezentowany przez organizatorów festiwalu, Teatr Kana, "Geist" oparty na dramacie Dei Loher.

Spektakl rozgrywa się w estetycznie skonstruowanym uniwersalnym "bezczasie". Wyraża to wszechobecna na scenie czerń. Jedna postać będzie się z tej tonacji wyłamywać. W dramacie nazwana jest przez określenie Animula. Twórcy postanowili, że jej funkcja nie zostanie do końca określona. Pełni rolę narratora spajającego opowieść, przemienia się także w głos samego bohatera Adama Geista. Momentami stanowi uosobienie jego poczucia winy, sumienia, można dopatrzyć się w niej również jakiejś nieokreślonej siły duchowej, oddziałującej ciągle na głównego bohatera. Jung przez pojęcie "Animy" rozumiał kobiecy aspekt psychiki mężczyzny, a także ideał kobiety istniejący w męskiej podświadomości. Freud kiedy opisywał podstawowe zależności między melancholią, a "pracą żałoby", jako ich wspólne źródło podawał doświadczenie utraty szeroko pojętego obiektu uczuć, które z czasem przekształca się w poczucie utraty samego siebie. Animula związana jest nieustannie z postaciami kobiecymi. Jest reminiscencją zmarłej, "utraconej" matki, stanowi też głos zabitej przez Adama dziewczyny. To Animula powoduje dezintegrację głównego bohatera, pośrednio doprowadza do jego upadku. Specyficzna relacja, pewien rodzaj walki pomiędzy nimi, jest pokazana przez zestawienie kolorów czerń - biel. Chwyt prosty, skuteczny i bardzo dobrze wkomponowany w ogólną estetykę spektaklu.

Niestety, inne znaki teatralne występujące w przedstawieniu nie są już stosowane z taką precyzją i subtelnością. Geist po każdej śmierci, z jaką się zetknie, będzie rysował abstrakcyjne kształty na przezroczystych foliach opinających czarne ramy. Kształty przypominające trochę ludzkie twarze. Zrobi to rękami, które unurza w czerwonej farbie. Czerwień ta będzie na jego dłoniach przez cały spektakl. Stanowi to efekt estetyczny zbyt mocno narysowany i tautologiczny. Czynność ta powtórzy się trzykrotnie, zawsze w tym samym kontekście. Znak teatralny stosowany wielokrotnie powinien zyskiwać nowe lub zmieniać czy stopniować istniejące znaczenia. Niestety tu nie znajduje się uzasadnienia dla takiego zabiegu, który staje się jedynie bardzo dosłowny. W tym tkwi największa wada tego spektaklu. Twórcy pragnęli zrobić ogólną przypowieść o tym, że śmierć bardzo mocno jest związana z życiem, że nie można uwolnić się od pewnych wspomnień, które nas determinują. O dramacie człowieka, którego samotność i brak autentycznej bliskości prowadzi do zbrodni, a jakakolwiek forma odkupienia jest niemożliwa. Twórcy przedstawiają to za pomocą poetycko-onirycznej metafory. Animula większą część swoich kwestii śpiewa bardzo mocnym głosem, w melodyce rytualnie ukształtowanych pieśni. Społeczeństwo, inni ludzie, którzy w pewnym momencie przytłaczają Adama, ilustrowani są w świetnej scenie, kiedy bohater zostaje zamknięty w przestrzeni stworzonej z foliowych przezroczystych ram. Także scena przed właściwym rozpoczęciem spektaklu, pokazująca głównego bohatera leżącego na ziemi i korespondując z jego końcowym upadkiem tworzy klamrę uniwersalnej opowieści.

Efekt całości burzą jednak elementy, kiedy spektakl wchodzi na poziom realistycznej dosłowności. Oprócz czerwonej barwy nie pasuje również bardzo długa scena bezpośrednio odwołująca się do wojny w Serbii. Wydaje mi się, że interpretując dramat Dei Loher w ten sposób, w jaki zrobił to Teatr Kana można ją było zmarginalizować lub nawet całkowicie usunąć. Elementy te powodują, że bardzo dobry zamysł spektaklu trochę się rozmywa i traci moc oddziaływania. Podobnie jest z aktorstwem. Fenomenalni Bibianna Chimiak grająca Animulę i Dariusz Mikuła grający Indianina skontrastowani są przede wszystkim z przeciętnym wykonaniem roli Adama Geista przez Waldemara Niceka.

Twórcom zabrakło konsekwencji, dlatego "Geist" teatru Kana jest spektaklem dobrym, jednakże zaprzepaszczającym duży potencjał, jaki w nim tkwił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji