Artykuły

Słaby "Hamlet" w toruńskim Teatrze Horzycy

"Hamlet" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Torunianie po raz ostatni "Hamleta" w Teatrze Horzycy widzieli przed 38 laty. Na udaną inscenizację będą musieli pewnie poczekać kolejne długie dekady. Nowa wersja klasycznej tragedii Szekspira jest po prostu słaba.

Małgorzata Bogajewska akcję swojego "Hamleta" zdecydowała się umieścić w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy Europa, nie otrząsnąwszy się jeszcze po wojnie światowej, oczekuje kolejnej katastrofy. Znajdujemy się w kabarecie - nad widowiskiem panuje Mistrz Ceremonii (w tej roli znakomity Michał Marek Ubysz), a na scenie przy prostych i sprośnych piosenkach swoje wdzięki prezentują tancerki. Niczym grecki chór opowiadają i komentują dzieje dworu królewskiego w Elsynorze.

Reżyserka nie proponuje nowego odczytania klasycznego tekstu. Kabaretowa rama zupełnie nie przylega do tragedii Szekspira. Tylko raz konwencja, którą przyjęła, znajduje uzasadnienie. W scenie pogrzebu Ofelii jej brat Laertes (Tomasz Mycan) spotyka Hamleta, który odpowiada za jej samobójczą śmierć. Wyznania księcia duńskiego w tej intensywnej i poruszającej scenie zagłusza piosenka. Lecz po chwili reżyserka psuje dobre wrażenie - na siłę chce być niestosowna i nakazuje śpiewać artystom estradowym "Gnij, Ofelio, gnij. Kij ci w oko, kij".

Dramat został tak przycięty, że pogubiły się relacje Laertesa z Hamletem, Hamleta z Ofelią i matką. Poloniusz (Jarosław Felczykowski) - ta rola powinna skrzyć się humorem i dramatyzmem - snuje się tylko po scenie. A przecież w tej postaci biją się ze sobą sprzeczne motywy - Poloniusz wie, że świat jest okrutny i przed jego okrucieństwem usiłuje obronić swoje dzieci, ale angażuje się w groźne gry króla Klaudiusza (Marek Milczarczyk), który tron zdobył dzięki intrydze i morderstwu.

Hamlet (Grzegorz Woś) wydaje się niespójny i niedokończony. Nie ma w nim powolnego dojrzewania do zbrodni - jest niezachwiana pewność, że zabójcy ojca i wiarołomnej matce należy się śmierć. W grze Wosia brakuje emocji. Nie ma w nim wątpliwości, czy popada w szaleństwo. Błyszczy za to Matylda Podfilipska w roli Ofelii. Po śmierci Poloniusza dziewczyna popada w obłęd. Powtarza dziecięcą rymowankę i rzuca się po ziemi. Nie wiadomo jak umiera - dowiadujemy się, że znaleziono ją martwą w stawie, ale wcześniej widzimy, jak słudzy królewscy znęcają się nad dziewczyną bolesnymi biczami wodnymi.

Szekspir - jak wiadomo - napisał klasyczną "revenge play". W tym schemacie popularnym w elżbietańskim teatrze młody mściciel wprowadza swój krwawy plan w życie i ponosi klęskę, doprowadzając do prawdziwej erupcji przemocy. Bogaczewska wielki finał psuje marnym kabaretem. Mistrz Ceremonii uśmierca po kolei wszystkich bohaterów. I nie przestaje się śmiać.

A skąd ten śmiech? Bo śmierć, im bardziej masowa, tym bardziej zasługuje na wyśmianie? Bo historia za chwilę przygotuje ludzkości prawdziwą zagładę? Bo wojna zbliża się nieubłaganie do wszystkich granic? Bo Hamlet jest tragiczny, zużyty i żałosny? Bo wszyscy jesteśmy błaznami i grabarzami? Bo publiczność domaga się śmierci, łez i szaleństwa? Nic nie broni "Hamleta" w wykonaniu toruńskiego zespołu. Brzmi fałszywie jak piosenka z tandetnej rewii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji