Artykuły

Edynburg potrzebuje Łodzi

- Myślę, że ważniejsze od zostania Europejską Stolicą Kultury , co trwa rok, jest zostanie stolicą kultury na światowym poziomie, co trwa setki lat. A taką stolicą kultury na światowym poziomie jest Edynburg. Dlatego fundacja Łódź - Edynburg chce zbliżyć oba miasta, chcę, aby zostały one miastami bliźniaczymi. Łódź może dać Edynburgowi fantastyczną energię - mów Richard Demarco, dyrektor programowy Fundacji Łódź - Edynburg w rozmowie z Anną Pawłowską z Gazety Wyborczej - Łódź.

Anna Pawłowska: Kiedy po raz pierwszy przyjechał Pan do Łodzi?

Richard Demarco [na zdjęciu]: Zanim przyjechałem po raz pierwszy do Polski, myślałem, że centrum artystycznym jest Warszawa. Nawiązałem kontakt ze Stowarzyszeniem Artystów Polskich w Warszawie. W roku 1967 wysłałem im wystawę znaczących brytyjskich artystów, potem zorganizowałam wystawę polskich twórców w swojej galerii w Edynburgu w 1968 roku. Ale ci artyści, których poleciło mi stowarzyszenie, z wyjątkiem jednego, może dwóch, nie byli tymi, których był wybrał, gdybym od początku pracował z Ryszardem Stanisławskim, ówczesnym dyrektorem łódzkiego Muzeum Sztuki. Po raz pierwszy do Polski przyjechałem w 1968 roku. Wówczas zrozumiałem, że warszawskie stowarzyszenie artystów nie ma kontaktów z międzynarodowym światem artystycznym. Myślałem, że w Polsce nie ma międzynarodowej kolekcji sztuki współczesnej. Dopiero Wiesław Borowski, dyrektor Galerii Foksal w Warszawie, powiedział, że jeżeli szukam takiej kolekcji, powinienem pojechać do Łodzi.

I przyjechał Pan?

- Tak, odkryłem tutejszą niesamowitą międzynarodową kolekcję sztuki nowoczesnej. Poznałem Ryszarda Stanisławskiego, który opowiedział mi, że ta kolekcja jest cudem, ponieważ została stworzona przez artystów. Powstała z przyjaźni między artystami, takimi jak Strzemiński, Kobro, dzielącymi się ideami modernizmu z artystami z całej Europy. Kolekcja powstała na przełomie lat 20.-30. A ja się urodziłem w roku 1930, czyli w okresie, kiedy rodziła się kolekcja. To bardzo do mnie przemówiło, wzruszyło mnie.

Zaprzyjaźnił się Pan z Ryszardem Stanisławskim?

- Tak, bardzo. Dyrektor łódzkiego Muzeum Sztuki miał kontakt z dyrektorami muzeów sztuki na całym świecie. Każdy z nich był wspaniałym ekspertem od sztuki nowoczesnej. To był międzynarodowy krąg przyjaciół, bez względu na mur berliński, bez względu na komunistyczne restrykcje. Stanisławski wiedział, jak ważne jest to, co robi. Wiedział , że jeżeli on chce rozwijać kolekcję, musi współpracować z artystami z zagranicy. A oni byli świadomi, jak wspaniała jest ta kolekcja. Żoną Ryszarda Stanisławskiego była Urszula Czartoryska, zajmująca się krytyką fotografii artystycznej. Miał też zespół ludzi, wspaniałych ekspertów i przyjaciół.

Tak zaczęła się wielka fascynacja?

- Szybko przekonałem się, że jedyną instytucją, z którą mogę pracować w całej komunistycznej Europie, było Muzeum Sztuki w Łodzi. Ono umożliwiało mi zrobienie wystawy reprezentującej artystów: z Wrocławia, Krakowa, Poznania, Lublina, każdej części Polski. Bez jego struktury, bez ekipy ekspertów, nie mógłbym znaleźć najlepszych artystów z Polski. Ryszard Stanisławski cenił sobie artystyczny program Galerii Foksal w Warszawie i przyjaźnił się z Wiesławem Borowskim, jej dyrektorem, a także z Tadeuszem Kantorem i jego środowiskiem. Postanowiłem ich zaprezentować anglojęzycznemu światu. A anglojęzyczny świat to był z pewnością świat edynburskiego festiwalu, największego, najstarszego i odnoszącego największe sukcesy festiwalu sztuki.

W swej galerii pokazywał Pan nie tylko polskie wystawy.

- Kiedy byłem dyrektorem programu głównego festiwalu sztuki współczesnej w Edynburgu, w 1970 roku pokazałem artystów z Düsseldorfu, rok później pokazałem artystów rumuńskich, ponieważ spodziewałem się, że Ceausescu za chwilę zamknie granice państwa. W 1972 roku pokazałem artystów polskich, chciałem, żeby Polacy i Niemcy spotkali się na płaszczyźnie artystycznej, żeby uleczyć rany po drugiej wojnie światowej. Z łódzkich artystów pokazałem wówczas prace Fijałkowskiego, genialnego artysty, Bruszewskiego, znakomitego filmowca, Robakowskiego, wielkiego artysty, filmowca, Waśki, Pierzgalskiego. Nie znalazłem drugiej takiej instytucji w Polsce, która działałaby na arenie międzynarodowej z taką siłą. Dlatego kontynuowałem tę współpracę i na Muzeum Sztuki oparłem ważniejsze wystawy polskiej sztuki, które pokazywałem. I nawet w latach 80., w czasie stanu wojennego, kiedy myślałem, że Polska zniknie, że stanie się celem armii radzieckiej, zorganizowałem wystawę tkaniny artystycznej z łódzkiego Muzeum Włókiennictwa. Poprzez Muzeum Sztuki miałem bardzo dobry kontakt z łódzką szkołą filmową, a była to kolejna instytucja, która miała międzynarodowe kontakty. Trzykrotnie, w latach 2001-2003, sprowadzałem międzynarodowe wystawy związane z łódzkim Muzeum Artystów Ryszarda Waśki.

W jaki sposób teraz zaprezentuje Pan Łódź w Edynburgu?

- Muszę wymyślić sposób, jak w Roku Polskim w Wielkiej Brytanii pokazać Łódź. To mój moralny obowiązek względem przyjaciół, z których część już nie żyje, jak Ryszard Stanisławski i jego żona Urszula Czartoryska czy wielki miłośnik Polski Joseph Boys, którego poznałem w Edynburgu z Tadeuszem Kantorem. W Edynburgu Joseph Boys poznał środowisko Ryszarda Stanisławskiego i Muzeum Sztuki. Co spowodowało, że w 1983 r. przyjechał do Łodzi samochodem, w którym było 20 skrzyń najlepszego niemieckiego wina, jako prezent dla łódzkich artystów, i co ważniejsze było tam ponad 600 prac - ta kolekcja została nazwana Polskim Transportem. Bóg wie, ileż ona teraz jest warta! I chciałbym pokazać tę kolekcję w Edynburgu, gdzie wszystko się zaczęło. W przyszłym roku odbędzie się wystawa Kantora w Edynburgu, Witkiewicza w Royal Scottish Accademy i polskiego bursztynu w University of Glasgow.

Czy mamy realną szansę na zostanie Europejską Stolicą Kultury?

Myślę, że ważniejsze od zostania Europejską Stolicą Kultury , co trwa rok, jest zostanie stolicą kultury na światowym poziomie, co trwa setki lat. A taką stolicą kultury na światowym poziomie jest Edynburg. Dlatego fundacja Łódź - Edynburg chce zbliżyć oba miasta, chcę, aby zostały one miastami bliźniaczymi. Łódź może dać Edynburgowi fantastyczną energię, bo żadne miasto nie dało mu więcej z ducha modernizmu niż Łódź. Bez Łodzi Edynburg nie byłby w stanie wejść odpowiednio w XX wiek. Łódź dała dużo więcej Edynburgowi, niż Edynburg Łodzi. Moim zadaniem jest powiedzieć światu, jak wiele festiwal edynburski zawdzięcza Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji