Lider
Zawsze teatr kojarzył mi się z meczem. Tyle że tam na trybunach bywa sześćdziesiąt - osiemdziesiąt tysięcy, a u nas zdarza się sześć - osiem osób. Ale więcej widzów jest wtedy, kiedy widać lidera, obojętnie - meczu czy przedstawienia - pisze ANDRZEJ ŁAPICKI w Teatrze.
Podziwiałem wszystkich mistrzów piłki - przed wojną Wilimowskiego, który potrafił przedryblować całą drużynę przeciwnika, położyć bramkarza i litościwie wepchnąć piłkę do bramki. Deynę, który miał oczy z tyłu głowy i wrzucał piłkę tam, gdzie się nikt nie spodziewał. Maradonę, który sam potrafił wygrać mecz, strzelając, czym się da, nawet ręką. Beckhama, który potrafił podać z dokładnością do centymetra. Dla nich przychodzono na mecze, oni ciągnęli całą drużynę.
A w teatrze? Przecież to Węgrzyn wyciągnął "Dziady" Schillera z czarnej czeluści, Łomnicki na czele niezłej drużyny strzelił gola Łatką w Londynie.
Nie ma różnic pomiędzy meczem a przedstawieniem.
Co ciekawe, lider ciągnie za sobą cały zespół. Jest lider, strzela bramki, to i cały zespół gra o piętro wyżej. Nie ma lidera - robi się szaro, nudno. Widzowie patrzą na zegarek. I ciekawe, nie zawsze musi to być główna rola - czasem to aktor drugiego planu rozdaje piłki. Albo strzela gola ze stałego fragmentu gry.
A jak proponowany lider nie jest w formie? Nic nie pomoże najwymyślniejsza reżyseria. Klapa i koniec.
Do czego namawiam? Skład musi być atrakcyjny. Jeżeli nie ma kto prowadzić gry, lepiej nie zaczynać. I nie ma co wspominać, że dawniej to byli gracze (aktorzy)!
Dla nostalgików mam anegdotę: w niemieckiej TV widziałem reklamę. Trzech starych Niemców pije piwo i gaworzy - "Dawniej to były samochody, dawniej to były kobiety, dawniej to była piłka...". W tym momencie zajeżdża wspaniały złoty mercedes, wysiada z niego nieprawdopodobna laska. Niemcy patrzą po sobie. Cisza. W końcu jeden się odważa - "Ale piłka to była lepsza".
Otóż nie była lepsza, grano strasznie wolno, prymitywnie technicznie i w ogóle...
To samo z teatrem.
Ale jedno się nie zmieniło. Każde przedstawienie potrzebuje lidera. Gwiazdy, jak piszą tabloidy. Bez niej wieczór jest przegrany.
To co? Wracamy do epoki Rozmaitości - Teatrów Rządowych? No, jak znajdzie się ktoś odważny... Ja bym spróbował.