Z "Elektrą" w stolicy
- Najważniejsze dla mnie w tym spektaklu jest wykorzystanie techniki nie praktykowanej od wieków w teatrze - chieronomii. To stara sztuka wiązania słowa z gestem - WŁODZIMIERZ STANIEWSKI o spektaklu "Elektra" Ośrodka Praktyk Teatralnych Gardzienice.
Rozmowa z Włodzimierzem Staniewskim, szefem teatru Gardzienice:
Iza Natasza Czapska: Od dziś [18 listopada] można oglądać w Fabryce Trzciny "Elektrę", powstałą w bardzo specyficznym miejscu, jakim jest siedziba Pańskiego teatru w podlubelskich Gardzienicach. Czy można przenieść takie przedstawienie nie odbierając mu szczególnego klimatu miejsca, w jakim powstał?
Włodzimierz Staniewski: I tak, i nie. Od początku, czyli niemal od 30 lat, jeździmy przecież ze spektaklami po świecie. Oczywiście, tracą one wówczas pewien kontekst - nie można ich powiązać ze specyficznym miejscem, jakim są Gardzienice, z ich przyrodą, wiejskim pejzażem. Widz, który pokonuje kilkaset kilometrów, żeby obejrzeć przedstawienie w Ośrodku, przyjeżdża do nas w poczuciu przeżywania osobistej, dramatycznej nieraz, przygody. To doświadczenie pielgrzyma nie będzie dane warszawskiemu widzowi.
Spektakl będzie więc ten sam, choć nie taki sam. Jak pisał Stanisławski: inne są okoliczności założone dla przedstawienia w Gardzienicach, a inne dla przedstawienia w Warszawie.
Nie jest to pierwsza wizyta Pańskiego teatru w stolicy, więc pewnie nie jest też dla Was jakimś szczególnym przeżyciem?
- To jest szczególne przeżycie, ale dla Was, warszawskich widzów. Dla nas to przede wszystkim stres i frustracja w związku z potrzebą zsynchronizowania wszystkich elementów spektaklu w nowej przestrzeni.
Po raz pierwszy stworzył Pan przedstawienie na bazie tekstu dramatycznego - "Elektry" Eurypidesa. Czy przez to ten spektakl różni się stylistyką od Pańskich poprzednich widowisk?
- Jest w nim niewspółmiernie więcej słów niż muzyki, która dominowała we wcześniejszych moich spektaklach. A zajęła mnie przede wszystkim ta straszna determinacja Elektry, która decyduje się na morderstwo matki, co ma być rewanżem za krzywdę i śmierć ojca. Robi to w brew wszelkim logicznym przesłankom, ale chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na książkę "Grecy i irracjonalność" Erica R. Doddsa - pisze on w niej, że to, co uważamy za antyczną kulturę logiki, powodowane było w dużym stopniu względami irracjonalnymi i spontanicznością.
I dlatego Elektra decyduje się na mord, bo rozsądek zagłuszają w niej emocje?
- Stawiam w spektaklu także dość śmiałą tezę, że została ona zgwałcona w dzieciństwie przez swego ojczyma. Nawiązuję w ten sposób do tak palącego obecnie problemu pedofilii.
Ale chyba nie robi Pan tego powodowany tym, że to teraz w Polsce tak gorący temat?
- A dlaczego nie? Oczywiście daję sobie takie prawo znajdując w sztuce fragmenty tłumaczące taką tezę. Najważniejsze dla mnie w tym spektaklu jest jednak wykorzystanie techniki nie praktykowanej od wieków w teatrze - chieronomii. To stara sztuka wiązania słowa z gestem. W antyku gest był integralnym środkiem przekazu i połączony był niewidzialnymi "sznurkami" ze słowem. Jako, że jesteśmy teatrem poszukującym, poprzedziliśmy pracę nad samym spektaklem latami studiów nad rekonstrukcją "alfabetu gestów" .