Artykuły

Nowa emigracja w teatrze

Filmy, seriale, reportaże, książki socjologiczne - wydawało się, że o fali polskiej emigracji zarobkowej napisano i nakręcono już wszystko. Właśnie wtedy w teatrze pojawiły się nowe próby pokazania problemu. Tym razem przez pryzmat rozpadu rodziny i kobiecej szansy na emancypację - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Gdy na tegorocznym Fringe Festival w Edynburgu Teatr Wiczy prezentował "Emigrantów" Sławomira Mrożka (napisanych w 1974 r.), w prasie brytyjskiej widać było rozczarowanie. Mark Fisher z "Guardiana" zarzucał teatrowi z Torunia, że wystawiając najstarszą, kanoniczną sztukę o losach Polaków za granicą, pozostał przy problemach i realiach z lat 70. Artyści zarysowali konflikt inteligencji i klasy robotniczej, pokazali dramatyzm poszukiwania wolności, zupełnie pominęli natomiast temat współczesnej fali emigracji ekonomicznej. Zaraz po naszym wejściu do Unii Europejskiej Paweł Demirski (wówczas jeszcze kierownik literacki Teatru Wybrzeże w Gdańsku), znany dziś dobrze z szybkiego reagowania na zjawiska społeczne, napisał "From Poland with love" (2005). Spektakl w reżyserii Michała Zadary był portretem pokolenia pozbawionego perspektyw: niepotrafiącego żyć w kraju romantycznych traum i prowincjonalnych kompleksów, ale niepotrafiącego też żyć bez niego. Znów jednak akcja koncentrowała się na tym, co "przed" wyjazdem na Wyspy i "po" nim.

Lukę próbował zapełnić Łukasz Ripper w "Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków" (reż. Dawid Żłobiński, Teatr Żeromskiego w Kielcach). Młody wegetarianin z zapleczem humanistycznym staje się na Wyspach przodownikiem w szlachtowaniu kurczaków. Jego rozmowy z kolegą z rzeźni, rubasznym prymitywem, mogłyby przywodzić na myśl dialogi AA i XX - inteligenta i robola - z Mrożkowych "Emigrantów". Autor nasycił je jednak "męskim dowcipem" i dodał banalny wątek romantyczno-sensacyjny. Efekt? Po kontekście emigracyjnym nie zostało śladu.

Na tym tle wspólny projekt Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Traverse Theatre Edinburgh (reż. Lorne Cambell, dramaturg Łukasz Chotkowski) rysował się obiecująco. "Cherry Blossom" [na zdjęciu] (marka pasty do butów i przezwisko Polaków skonstruowane na zasadzie skojarzenia "Polish" - Polak i "polish" - polerować) Catherine Grosvenor to pierwszy dramat, który zakładał opisanie doświadczenia emigracji całościowo: od momentu decyzji, przez zmagania z nową kulturą i nowym rynkiem pracy, aż po konsekwencje, jakie ponosi się na gruncie prywatnym.

Dwie polskie aktorki (Marta Ścisłowicz i Małgorzata Trofimiuk) i dwóch szkockich aktorów (Sandy Grierson i John Kazek) wcielają się w członków zwykłej bydgoskiej rodziny dotkniętej bezrobociem. Skąd pomysł, że ich jedyną szansą na odbicie się od dna jest emigracja? Trudno powiedzieć. Może usłyszeli o tym w dzienniku? Może komuś z sąsiadów się poszczęściło - wrócił i kupił plazmowy telewizor? Tylko kto ma wyjechać? Ojciec rodziny Paweł zgubił dowód osobisty, córka Ewa ma skończyć studia, Janek to jeszcze dziecko. Zapada decyzja, że wyjedzie Grażyna - matka Polka, której historia zatrudnienia sprowadza się do "nigdy-nigdzie". Po pierwszych dniach paniki znajduje w końcu pracę w rzeźni (gdzieżby indziej?), znajduje własne, choć zagrzybione, mieszkanie. Pieniądze, które wysyła rodzinie, stają się jednak nie narzędziem wyjścia z kryzysu, ale narkotykiem. Rodzina uzależnia się od pomocy, stawia coraz wyższe wymagania, zamawia u harującej kilkanaście godzin na dobę Grażyny nowe gry komputerowe, książki, abonament kablówki. Mąż pije od rana do nocy przed telewizorem, Jasiek popada w depresję i autyzm. Po dziesięciu miesiącach nikt już nie czeka na powrót matki, ale na kolejne wpłaty na konto. Tymczasem Grażyna odkrywa w Wielkiej Brytanii własny potencjał i własne potrzeby. Uczy się języka, wygrywa bitwę z chamskim najemcą mieszkania, poznaje Johna...

"Cherry Blossom" nie jest spektaklem na miarę "Emigrantów". Sporo w nim naiwności i uproszczeń. Zgubiony dowód jako przeszkoda w wyjeździe? Zagrzybiony dywan jako pretekst, by nie sprowadzać dzieci do Szkocji? Nie wiadomo, czemu aktorzy nieustannie zamieniają się rolami ani czemu fikcyjna historia bydgoskiej rodziny przeplata się nieustannie z opowieścią o Robercie Dziekańskim śmiertelnie porażonym przez kanadyjskich pograniczników na lotnisku w Vancouver. Wątek rozpadu rodziny i kobiecej determinacji, zarówno do ocalenia najbliższych, jak i realizacji własnych marzeń, to jednak zdecydowany atut spektaklu. Emigracja z punktu widzenia kobiety staje się szansą emancypacji, rozwoju, wydobycia się z polskich stereotypów o roli społecznej dobrej matki i żony.

"Cherry..." pokazuje też elastyczność i zaradność Polek postawionych w sytuacji kryzysu. Ten wątek w kontekście nowej emigracji pojawia się już nie po raz pierwszy. Głośny był choćby słynny blog formaprzetrwalnikowa.blox.pl, dziennik polskiej lekarki zmagającej się z nowym rynkiem pracy i własnym nieprzystosowaniem. Blog posłużył za podstawę scenariusza jednej z części "blogi.pl", spektaklu zrealizowanego w Starym Teatrze na festiwal zorganizowany przez Annę Badorę, Polkę kierującą teatrem w Gratzu.

"Cherry Blossom" i "Forma przetrwalnikowa" to najciekawsze świadectwa rzeczywistości emigracyjnej Polaków. Przypadkiem oba wnoszą perspektywę kobiecą. A może nie przypadkiem. Może dziś Mrożek napisałby "Emigrantki"?

Nowa emigracja w teatrze:

"From Poland with love" Pawła Demirskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku

"Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków" Łukasza Rippera w Teatrze Żeromskiego w Kielcach

"Forma przetrwalnikowa" Szymona Wróblewskiego w Starym Teatrze w Krakowie

"Emigranci" Sławomira Mrożka w Teatrze Wiczym w Toruniu

"Cherry Blossom" Catherine Grosvenor, projekt Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Traverse Theatre Edinburgh

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji