Artykuły

"Skrzypek" w rodzinnej atmosferze

"Skrzypek na dachu" w reż. Marka Weissa w Operze Wrocławskiej. Pisze Magdalena Talik w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Inscenizację amerykańskiego musicalu w reżyserii Marka Weissa oglądaliśmy w Hali Stulecia po raz kolejny, ale ta wersja sceniczna nie zestarzała się, bo jej siła, tak jak całego utworu Steina, Bocka i Harnicka tkwi w dobrze opowiedzianej historii rodziny i znajomych Tewjego, żydowskiego mleczarza filozofa z Anatewki.

Wrocławianie polubili spektakle w Hali Stulecia, choć to wnętrze kapryśne, zarówno dla artystów, którzy walczą z nagłośnieniem, jak i publiczności, która, bywało, że walczyła z chłodem. Jednak statystyki podają, że liczba melomanów, którzy każdego roku oglądają superprodukcje w Hali, rośnie w dziesiątkach tysięcy.

W przypadku "Skrzypka na dachu" widz mógł się wręcz poczuć jak przypadkowy gość, który trafił do małej Anatewki, bo familijna atmosfera, w jakiej rozgrywa się akcja, udzieliła się też widzom

Spektakl Marka Weissa, który miał już premierę dobrych kilka lat temu, wciąż ogląda się nieźle, choć można mieć obiekcje co do decyzji obsadowych. Musical stawia przed śpiewakiem zadanie nie tylko wokalne, ale także aktorskie.

O ile Bogusław Szynalski wciąż dobrze sprawdza się w roli Tewjego, a Jolanta Żmurko jako jego żona Gołda, ich córki, niestety, już tak nie zachwycają. Aktorsko fatalnie wypada zwłaszcza Dorota Dutkowska (jako Cajtla), która po prostu recytuje swoje kwestie. Natomiast bardzo zabawnie i ciepło sportretował Rabina Zbigniew Kryczka.

Najważniejsza jest tu jednak muzyka, bo tak pięknej melodii, jak ta ze słowami "To dzień, to noc" (Sunrise, sunset) próżno szukać w wielu współczesnych musicalach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji