Oklaski dla Teatru Wybrzeże
Na scenie teatru im. Słowackiego w Krakowie wystąpił Teatr "Wybrzeże" z Gdańska ze sztuką Amerykanina Gazzo "Kapelusz pełen deszczu".
Codziennie, przez dwanaście wieczorów widownia zapchana do ostatniego miejsca. Dużo młodzieży, ale są i starsi. Wielu z nich przyszło tylko dla Zbyszka Cybulskiego. Po każdym akcie liczne i niewymuszone oklaski dla aktorów. Po każdym akcie ktoś protestacyjnie opuszcza teatr: "paskudztwo".
W czasie przerwy pewna pani, naciera na mnie poirytowana: "Dawno nie oglądałam tak płaskiej sztuki, tak nudnej i niedramatycznej. Nie ma w niej ani krzty metafory... Zdenerwował mnie Cybulski. Nie lubię aktora, który sią powtarza. Cybulski uparcie powiela rolę Maćka z "Popiołu i diamentu". Wyrzuciwszy z siebie cała serię zarzutów, nie czekając na dalszą część przedstawienia, wyszła z teatru.
Zaniepokoiła mnie ta reakcja. Zacząłem drobiazgowo analizować jej sądy. Może jest w nich jakaś doza racji? Może ci, którzy biją brawa, przyszli do teatru wyłącznie ze snobizmu, ekscytując się masywną postacią Zbyszka Cybulskiego. Zacząłem więc poszukiwać elementów wulgarności w sztuce. Namęczyłem się sporo. Znalazłem kilka słów ,,niecenzuralnych". To wszystko.
To prawda, że "Kapelusz pełen deszczu" nie jest literacką rewelacją. Wprowadza tematy, które już nie jeden raz wkroczyły do teatru amerykańskiego: wojnę i jej następstwa - spustoszenia moralne i fizyczne, obojętność ludzi wobec cudzego nieszczęścia, konflikty między pokoleniami. W postawieniu tych spraw jest może sporo naiwności, ale główny nurt problematyki jest jak najbardziej humanistyczny. Pod casus Johnny można podstawić nie tylko zjawisko narkomanii, ale każde inne, odnoszące się do nieszczęścia ludzkiego.
"Kapelusz pełen deszczu" w reżyserii Andrzeja Wajdy jest dramatem człowieka, którego zrujnowała wojna. Narkomania Johnny'ego jest jej następstwem. Johnny przyzwyczaja się do narkotyku w szpitalu, kiedy leży ranny po wypadku wojennym. Najpierw czyni to, by uśmierzyć ból fizyczny, później z przyzwyczajenia. Źródłem wszystkich dalszych nieszczęść jest właśnie ta choroba.
W swoim nieszczęściu Johnny jest zdany na siebie, na własne siły, których z każdym dniem mu ubywa. Żona ocenia wszystko stosunkiem tkliwości męża do siebie. Jest od niej odcięty jej pojmowaniem szczęścia. Ojciec również nie rozumie komplikacji psychicznej syna. Johnny szuka wsparcia u swojego brata Pola. Ten finansuje jego narkotyki. Oddaje mu wszystkie zarobione pieniądze. Myśli, że mu pomaga, a w efekcie utrwala nałóg brata. Jest głównym oskarżonym w przewodzie sądowym, jaki w gronie rodziny wytacza ojciec. Przesuwając akcenty dramatu Johnny na dramat Pola, Gazzo odbanalizował tematykę "Kapelusza". I w tym jednym zabiegu widzę siłę utworu.
W reżyserii Wajdy powtarzanie pewnych scen czy sytuacji dramatycznych ma na celu zmęczenie widza. Teatr nie tylko bawi, czasem musi dobrze pomęczyć, nawet znudzić, by osiągnął to, do czego zmierza - ukazać wspólny los na przykładzie jednostkowych i nietypowych sytuacji.
Warsztat reżyserski i scenograficzny Wajdy nie rezygnuje z chwytów naturalistycznych, jaskrawych, brutalnych. Ten naturalizm jest jednak już konstruktywizmem. Towarzyszy mu celowe zamierzenie, chce być zwierciadłem, które odbija niebezpieczeństwa współczesnego świata.
Muszę tu podkreślić, że naturalizm, który tylokrotnie nas razi w teatrze - wszystkie te czynności stwarzające iluzję prawdziwości rozgrywających się na scenie zdarzeń, jak jedzenie, mycie się, ubieranie, froterowanie podłogi - u Wajdy uzyskał akcenty dramatyczne. To nie była wata, którą zapycha się miejsca puste w dialogu, to były akumulatory energii dramatycznej.
"Kapelusz pełen deszczu" miał przynajmniej trzy wielkie kreacje aktorskie: Zbigniew Cybulski (Johnny), Edmund Fetting (Polo) i Mirosława Dubrawska (Celia). Nie potrafiłbym powiedzieć, czy lepszy był Cybulski czy Fetting. W akcie drugim wolałem Fe-ttinga, w trzecim Cybuilskiego. Cybulski się powtarza, męczy, irytuje. Ale powtarzanie oznacza często własny styl gry, a irytacja ma źródło w nas samych, którzy w jakimś punkcie poczuliśmy się zagrożeni na skutek naciśnięcia w nas jakiejś wewnętrznej sprężynki. Fetting jest przeciwieństwem Cybulskiego. Wciąż się zmienia. W każdej scenie jest inny. Umie odsłonić lub zamaskować jednym ruchem głowy najgłębsze pokłady psychiczne. Fetting w pierwszej części przedstawienia i Fetting w drugiej części, to jakby dwaj różni aktorzy. W pierwszej jest młodzieńczy, żywiołowy, zgrywający się, w drugiej - dojrzały, mężny, dramatyczny. Fetting kreśli nieomylnie rysunek psychiczny Pola, etapy jego dojrzewania.
Uciera się powoli zwyczaj wyjeżdżania teatru z jednego miasta do drugiego na występy gościnne. To dobra forma propagandy kultury teatralnej i przewyborna okazja dla poszczególnych scen o ubieganie się o pierwsze miejsce. Oby zwyczaj ten uzyskał moc obowiązującą.