Artykuły

Awangarda, dziady!

"Pool (no water)" w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego na Scenie Prapremier InVitro w Lublinie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Niedawny guru teatralnego brutalizmu Mark Ravenhill, autor osławionego "Shoping & Fucking", melancholijnie złagodniał i w nowym dramacie opowiada o krachu ideologii kontrkultury. Reżyser sztuki idzie jeszcze dalej. W pierwszej scenie zgrabna pielęgniarka wyciąga z zakamarków słynnych niegdyś, obecnie półżywych członków performatywnej grupy artystycznej. Czwórka ździadziałych bohaterów ledwo się rusza i ledwo mówi, śniąc coraz mroczniejsze sny o dawnej, seksualnej chwale, odwadze oraz bezkompromisowości w sztuce. Artyści emeryci referują nam dzieje ostatniego projektu: wielotygodniowego metodycznego fotografowania poturbowanego ciała ich przyjaciółki, która wskoczyła do pustego basenu. Aktorzy rozwieszają z tyłu sceny kolorowe zdjęcia twarzy zbitej na miazgę, wyjmują z miniaturowego basenu wypełniony zgnilizną worek na zwłoki i już wiemy, że afirmacja rozpadu musi się skończyć morderstwem, czyli finalnym aktem nowej sztuki. Witt-Michałowski w głównych rolach obsadził czwórkę weteranów polskich scen, wydobywając na plan pierwszy temat starości. W ich ustach słowa takie jak "pizda" i "chuj" tracą swój wulgarny charakter, zmieniają się w okrzyki rozpaczy, prawie poezję. Podobało mi się, jak lubelscy aktorzy odrzucają sceniczne nawyki i otwierają się na nową konwencję. Starość staje się tematem samym w sobie i ten zabieg ratuje w ostatecznym rozrachunku dość przewidywalny tekst Ravenhilla.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji