Warszawa. "Weź, przestań" schodzi z afisza
W październiku w TR Warszawa po raz ostatni będzie można zobaczyć spektakl "Weź, przestań" w reż. Jana Klaty (2-5 października). W obsadzie m.in. Maria Maj, Agnieszka Podsiadlik, Jan Dravnel, Janusz Chabior, Lech Łotocki, Rafał Maćkowiak, Sebastian Pawlak i Robert Leszczyński. To ostatnia szansa, by zobaczyć spektakl, który podzielił krytyków:
Janowi Klacie udała się rzecz niezmiernie trudna: o współczesnej Polsce mówi wprost, operując modelowymi, jaskrawymi przykładami, a jednak jego spektakl nie jest ani banalny, ani moralizatorski, ani pretensjonalny. Jest przede wszystkim zabawny.
Rzecz dzieje się w przejściu podziemnym w stolicy, zaludnionym przez najróżniejsze indywidualności: starsza pani sprzedająca sznurówki, dziewczyna zbierająca pieniądze na karmę dla psa, żule żłopiący tanie wino, mężczyzna-żywa reklama przebrany za kufel od piwa, wesoły pan z gitarą, ochroniarz. (...)
Reżyser buduje przedstawienie na prostych, wyrazistych kontrastach. Jest to ryzykowne i już nieraz kończyło się katastrofą. Klata odnosi sukces przede wszystkim dlatego, że nie stara się realistycznego portretu nizin społecznych uformować w rodzajowy obrazek. Nie ma tu mdłego sentymentalizmu ani pochylania się nad bohaterami z fałszywą troską. Ich społeczny rodowód jest istotny o tyle, że będąc - zdaniem reżysera - reprezentatywnym, stanowi dogodny punkt wyjścia dla pokazania polskiej rzeczywistości. Ta zaś w wydaniu Klaty okazuje się dużo mniej jednoznaczna, niż moglibyśmy przypuszczać.
Reżyser rezygnuje ze spójnej fabuły, nie dba o starannie skomponowane rysunki postaci. Spektakl rozpada się na krótkie, luźno powiązane dialogi, następujące jeden po drugim w szybkim tempie. Przypomina to formułę programu kabaretowego, złożonego z pojedynczych skeczy, nieraz wypowiadanych wprost do widza, z przerwami na występy wokalne pod hasłem "śpiewać każdy może" (raczej gorzej niż lepiej) i popisy tresowanego psa imieniem Gryźli. Rozmowy złożone zostały z fragmentów zasłyszanych gdzieś zdań, opinii, sentencji; religia, sport, polityka, sprawy codzienne mieszają się jak w tyglu. Reżyser inkrustuje tekst kalkami słownymi, cytatami, luźnymi skojarzeniami, które zderza w nieoczekiwany sposób, demaskując pozorną zborność i powagę poruszanych kwestii. Do tego umiejętnie podsłuchany język ulicy: wulgarny, ale przede wszystkim rozbrajająco koślawy. W efekcie uzyskujemy mozaikową panoramę polskiej rzeczywistości, pokazaną z przenikliwością i ogromnym poczuciem humoru.
Marcin Kościelniak, Tygodnik Powszechny