Artykuły

Dwie Sary Bernhardt

Sztuka Johna Murrella "Wspomnienie" zdobywa w naszych teatrach. Nic dziwnego. Wpraw­dzie nie fascynują nas tak, jak naszych dziadków, wielkie indy­widualności aktorskie, ale prze­cież rośnie zainteresowanie głoś­nymi biografiami, rozbudzone przez lekturę licznych pamiętników i wspomnień. Drugim czyn­nikiem sprzyjającym tego rodza­ju sztukom i filmom jest, powolny wprawdzie i dość mozolny, powrót aktorstwa na plan pierwszy sce­ny.

A jest to przecież utwór poś­więcony późnym latom Sary Bernhardt, artystki szczególnie pre-dystynowanej do tego, by legen­da jej życia, także i prywatnego nie wygasła razem z pamięcią o jej wielkich rolach.

"Wspomnienie" wystawił teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu, następnie teatr kielecki a ostat­nio wybrała tę sztukę na jubile­usz 45-lecia swojej twórczości, wybitna i tak bardzo lubiana ar­tystka - Elżbieta Barszczewska - występując w roli głównej na scenie Kameralnej Teatru Pol­skiego.

Sztuka w której zawarte jest 24 go­dziny życia Sary Bernhardt, oparta właściwie na jej monologu, ukazuje wielką aktorkę jako kobietę już prze­szło siedemdziesięcioletnią, a prze­cież nie rezygnującą z kontaktu ze sceną, z ambitnych planów, ze swo­ich przyzwyczajeń. Świadomą zmierz­chu, lecz nie zgadzającą się na wegetację, szukającą pogodzenia się z naturalnym biegiem czasu, lecz nie z narzucaną jej przez wiek biernością. Kobietę kapryśną jakby rozgrymaszo­ną, a jednocześnie tak czujną wobec siebie, pełną wdzięku i władczą, nie rezygnującą z kokieterii i z tej odro­biny lekkomyślności, która jest świa­domym szukaniem ocalenia przed nieuniknionym.

Sara - Elżbiety Barszczewskiej jest raczej bliska takiej jaką widziała Pola Negri, co przypomina w progra­mie Wiesława Czaplińska; kobietą in­teligentną, mądrą i życzliwą ludziom, pełną ciepła i wyrozumiałości. żeby ten portret w niektórych szczegółach tak odbiegający od innych, mniej na­iwnych przekazów, o Sarze - uwiarygodnić. Elżbieta Barszczewska do­dała swoje bohaterce trochę kapry-śności, zmienności a może nawet i niezamierzonego okrucieństwa wo­bec człowieka w jakiś sposób jej bliskiego. Ta Sara mądra, ciepła, pogo­dzona z koniecznościami i zarazem przekorna została pokazana na tle dekoracji tłumaczących się przy takim ujęciu postaci, choć można by je naz­wać przesłodzonymi i banalnymi.

Oglądamy w tym przedstawie­niu bardzo interesującą kreację Wieńczysława Glińskiego w roli Pitou. Gliński stworzył postać wprawdzie safanduły i pantoflarza, cierpliwie znoszącego gryma-śność i zmienność nastrojów Sary, ale nie pozbawionego godności, przywiązanego lecz niespoufalonego, czującego się jakby wartoś­ciowym przedmiotem - własnoś­cią wielkiej aktorki, a jednocze­śnie pozostającego żywo reagują­cym wrażliwym człowiekiem o dużej dobroci i wyrozumiałości i szczypcie sprytu.

JAKŻE inne przedstawienie w teatrze toruńskim. Różnice podkreślała scenografia. Na Scenie Kameralnej Teatru Pols­kiego w Warszawre - przesłoneczniony i przesłodzony taras pełen kwiatów wtapiających się w zie­leń. W Toruniu - dominuje czerń w głębi sceny i wielkie fotosy młodej Sary - agresywnej, wy­zywającej, bolesnej. A wśród tego tła stara kobieta poruszająca się z trudem, zmuszając się do ogromnego wysiłku, by przezwy­ciężyć kalectwo. Trzyma się jesz­cze kurczowo swojej sztuki, sce ny na której żyje - już tylko im­pulsami swojej wygasającej sła­wy. Kobieta chwilami nieznośna, to znów uważna i bolesna, ostra i zniecierpliwiona, a za chwilę już jakby przyjacielska, omal że ser­deczna wobec poważnego i safandułowatego - Pitou (Jerzy Gliński). W swojej wybitnej roli Grażyna Korsakow - były momenty niebezpieczne. Jak mo­że wielka Sara przywołać swoją świetność aktorską w czterech ścianach domu, bez podniecającej obecności setek widzów, bez oczekiwania na jeszcze jeden triumf. A jednak. Ten moment podjęcia próby jest jakby przeła­maniem stosunku Sary do świata i do siebie samej. Zrozumiała, że jej dewiza "mimo wszystko" na­biera nowego znaczenia. "Mimo wszystko" - ocalić swoją godność pozostając kobietą silną mimo swojej słabości, nie ulec losowi wszystkich ludzi silnych: złama­niu przez czas, ani też nie stać sę trzciną przygiętą przez lata i cier­pienie.

Tragizm Sary Bernhardt takiej jaką pokazała ją Grażyna Korsakow odciska się i przenika do jej życia, jak­by ta kobieta, która osiągnęła nie­prawdopodobne występując w dzie­siątkach ról mimo kalectwa i wieku, jeszcze raz przezwycięża siebie ucząc się umiejętności zejścia bez rezygna­cji ze swojej sceny. I być może, staje się bardziej ludzka i bardziej kobieca niż wtedy gdy fascynowała tłumy swoją grą. Bo najtrudniej zagrać sie­bie samą, rolę swojego życia u jego schyłku. Tę drugą welkość Sary Bernhardt, oczywiście tej Sary ze sztuki Murrela, stworzyła w swej scenicznej postaci Grażyna Korsakow wyraziście a także mądrze i przejmu­jąco.

Bardzo interesujące przedsta­wienie z sugestywną scenografią i doskonałym aktorstwem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji