Artykuły

Sieroty ziemi obiecanej

Obserwując Festiwal Czterech Kultur, trudno nie zauważyć, że Łódź mimo wieloletniej zapaści próbuje odbić się od dna. Osierocona przez historię i polityków, próbuje zgodnie z korczakowskimi zasadami samowychowywać się - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Łódzki festiwal zatytułowany "Ojcowie" drąży różne aspekty rodzicielskiej odpowiedzialności i winy. Docieka, jak dochodzi do dramatów dzieci gwałconych i zaniedbanych

Ojciec stwarza świat dziecka jak Bóg, ale może być też diabłem, który odbiera wiarę w dobro i naznacza złem.

Tak naturę ojcostwa starał się opisać honorowy gość festiwalu, austriacki pisarz Martin Pollack. Mówił o swoim tacie - oficerze SS, który w domu był normalnym człowiekiem, a zza biurka nadzorował egzekucje Polaków i Żydów. Pollack przywiózł do Łodzi zdjęcia jednego z nich, sfotografowanego na Piotrkowskiej. Tego świata już nie ma.

Idziemy śladem łódzkich sierocińców obok domów robotniczych rodzin z czasów, kiedy budowali je Poznańscy, Sheiblerowie. Niegdyś jedno z najbogatszych miast w Europie dziś zasmuca widokiem zniszczonych fabryk, pałaców i willi. Upadłymi socjalistycznymi zakładami. Podwórkami, na które strach wejść, bo skala zaniedbań z czasów PRL i wolnej Polski przeraża i boli. Tu się pije, draguje, uprawia gangsterkę. Na zaniedbanej ulicy pijany gość pyta mnie: - Macie już kamienice, chcecie jeszcze ulice? Łodzi trzeba pedagoga pokroju Korczaka, który zająłby się młodzieżą, ale i dorosłymi. Festiwal jest dowodem, że władze myślą o tym. Nie wystarcza im wielkomiejski ruch na Piotrkowskiej, postindustrialny przepych Manufaktury i zachwyt Davida Lyncha. Stawiają sobie najtrudniejsze pytania.

Duch ojca Hamleta

Alvis Hermanis, gwiazda łotewskiego i europejskiego teatru, przywiózł znakomity spektakl "Ojcowie" [na zdjęciu]. Gra trzech aktorów - Łotysz, Niemiec i Rosjanin. Wspominają swoich tatusiów. Powstało przedstawienie zabawne, ironiczne, pełne zadziwienia groteskową męską rywalizacją i zaskoczenia, że synowie, chcąc nie chcąc, upodabniają się do ojców, powtarzają ich powiedzonka, reakcje i gesty. W końcu nie mogą uniknąć odpowiedzi na pytanie: "Jesteśmy lepsi czy gorsi od nich?".

Łodzi trzeba pedagoga pokroju Korczaka, który zająłby się młodzieżą, ale i dorosłymi

Mistrzostwo Hermanisa polega na wydobyciu szczegółów życia rodzinnego, które wpływały na psychikę i życie synów. Olivier Stokowski, jak przystało na Niemca i syna komisarz policji, jest pedantyczny w każdym calu. Fotos odwzorowujący jego garderobę w Zurychu pokazuje sterylnie czystą przestrzeń betonowego bunkra. Łotysz Abolins przejął garderobę od ojca: to typowy postsowiecki pociejów. Stokowski przychodzi do teatru kilka godzin przed spektaklem, by się przygotować i uniknąć niepotrzebnych nerwów. Abolins - ledwie chwilę przed wejściem na scenę, inaczej spaliłaby go trema. Niemiec unika alkoholu jak ognia. Łotysz popija dla kurażu.

Dorosłe dzieci

Stokowski narzuca dyscyplinę i klimat scenicznego spotkania, chwaląc się rolą Makbeta. Łotysz Gundars Abolins, występujący w poplamionym, niedbałym sweterku taty, odpowiada, że grał ducha Hamleta i na dowód zakłada wiadro na głowę, naśladując nieziemski głos. Świadomie czy nie, wchodzą w buty swoich ojców, występują w konwencjach narzuconych przez nich - pierwszy w niemieckim kulcie porządku i rywalizacji, drugi ze wschodnioeuropejskim sceptycyzmem. Duch ojca jest obecny w każdym z nich. Z czasem monologi synów odkrywają coraz ciemniejsze strony ojcowskich biografii. Rosjanin Juris Baratinskis musi się skonfrontować z łagierną przeszłością taty i jego alkoholizmem. Dostał od niego dwie lekcje - jak walczyć o życie i zapić strach kilkoma butelkami wódki. Rzecz jasna bez zakąszania.

W opowieści Hermanisa najbardziej przerażające jest to, że ojcowie nie potrafią dojrzeć. Wymykają się z domu do kolegów i knajpy na wódkę, odżywają dopiero po kielichu, w towarzystwie kochanki - wobec żon milkliwi, obrażeni na świat. Wieczne dzieci, na starość kapryśniejsze niż kobiety w ciąży. Niedające się zrozumieć potwory, kaleczące najbliższych. A synowie? Osieroceni przez ojców sami stają się na starość dziwakami. Ten kamienny krąg w rodzinnych relacjach może dopiero przerwać przyjście na świat córki.

Pokój się nie opłaca

Michał Borczuch przygotował "Wieczór sierot" oparty na tekstach Janusza Korczaka, m.in. "Króla Maciusia I". Zainscenizował fikcyjną konferencję, podczas której młodzi ludzie próbują odnaleźć ślad dziecięcej wiary i ufności w świat, nadzieję na pokój, miłość i przyjaźń. Premierowy spektakl był niedokończony. Tyle śmiały, co chwilami nadinterpretujący Korczaka: z postaciami neonazisty, Condoleezzy Rice (suka Busha!) i wątkiem homoseksualnym między Maciusiem i Felkiem (!). Ale nawet w tym kształcie dający wiele do myślenia. Borczuch pokazał nieuchronność ludzkich losów, które już w dzieciństwie, a co dopiero w późniejszym życiu, poddane są logice okrucieństwa, dominacji silniejszych nad słabszymi. Już wśród najmłodszych są kaci i ofiary, prześladowcy i prześladowani. Najbardziej przerażająco brzmiały w ustach dzieci słowa, że pokój jest nieopłacalny z ekonomicznego punktu widzenia. To prawda wciąż aktualna. Sprawdza się coraz bliżej nas.

Obserwując Festiwal Czterech Kultur, trudno nie zauważyć, że Łódź mimo wieloletniej zapaści próbuje odbić się od dna. Osierocona przez historię i polityków, próbuje zgodnie z korczakowskimi zasadami samowychowywać się. Już 12 września Joanna Rajkowska, znana z wykonania warszawskiej palmy, przedstawi swój nowy projekt. Wkomponuje współczesnych łodzian w pejzaż znany z fotograficznych zapisów rewolucji 1905 r. Dziś przydałaby się rewolucja moralna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji