Artykuły

Z Szekspirem dzień trzeci

Hamlet XXI wieku to zupełnie inna postać, niż ten utrwalony w wielowiekowej tradycji - o spektaklach XII Festiwalu Szekspirowskiego pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Hamlet XXI wieku to zupełnie inna postać, niż ten utrwalony w wielowiekowej tradycji. Dzisiaj nosi on czarną skórzaną kurtkę, dżinsy i jest typem chmurnego, niedojrzałego emocjonalnie trzydziestokilkulatka. Dramat, pod którym podpisałby się William Szekspir, również musiał zostać pozbawiony dostojeństwa i śladów "częstego użycia". Z takiego założenia wyszła Monika Pęcikiewicz tworząc swój najnowszy spektakl, wyróżniony w konkursie na najlepszą realizację szekspirowską. Jeden z kanonicznych tekstów europejskiej kultury doczekał się nie tylko nowego make-upu, szumnie nazwanego ultranowoczesnym, ale też głębokich ingerencji w tekst i reinterpretacji wielu wątków.

Najistotniejszym novum jest zupełnie inna niż w tekście Stratforczyka rola Horacja (Mariusz Kiljan). W spektaklu wrocławskiego Teatru Polskiego jest on nie tylko wiernym sługą księcia Danii. To właśnie Horacjo staje się spiritus movens intrygi - informuje Hamleta (Michał Majnicz) o królobójstwie, którego był świadkiem, radzi mu jak postępować, a kiedy uzna za stosowne, utopi Ofelię w wannie. Zahukanego, nieporadnego Hamleta kieruje w stronę przeznaczonej mu przez Szekspira roli. Staje się demiurgiem przedstawianego świata, narzędziem fatum, nie mającym jednak żadnych pretensji do boskości. Jego motywacje do końca pozostają niejasne.

"Hamlet" Teatru Polskiego jest na wskroś realny. Nie ma żadnych duchów, ani metafizyki. W jedynej scenie dopuszczającej ślad Niewidzialnego, gdy Hamlet podczas spotkania z Gertrudą (Ewa Skibińska) "widzi" ducha ojca, trudno orzec czy udaje, czy prowokuje. Pęcikiewicz rozebrała Hamleta z pozorów. Za to wszystkie postaci wyposażyła w szczególny sposób komunikacji - jest nią cielesność i seksualność. Relacje między bohaterami manifestują się w fizycznym kontakcie między nimi. Stąd pewnie cała sieć relacji erotycznych, czasem homoseksualnych (Guildenstern, Rosencrantz, Hamlet), niekiedy kazirodczych (Poloniusz i Ofelia, Leartes i Ofelia, Hamlet i Gertruda).

Kobiety w tym przedstawieniu są jak zabawki w rękach mężczyzn. Zarówno Gertruda jak i Ofelia (Anna Ilczuk) stanowią dodatek do mężczyzny - jego wieniec laurowy, totem zdobywcy. Gertruda jest bezwolną, bierną, skrajnie podporządkowaną kurą domową - poniża się naśladując kurę, czy indyczkę, aby uwieść męża. Zezwierzęcenie ludzkich zachowań obecne jest także w relacjach ukochanej Hamleta (tu raczej jego byłej dziewczyny) z mężczyznami. Ofelia to typ współczesnej nastolatki, uwikłanej w toksyczną relację z ojcem-popaprańcem. Od początku jest traktowana jak towar. Podczas jej pogrzebu Leartes i Hamlet wydzierają sobie jej ciało.

Monika Pęcikiwicz w swoim drugim podejściu do tekstów Szekspira, korzysta z najlepszych środków, sprawdzonych w pierwszym szekspirowskim dziele - "Tytusie Andronikusie". Śmierć Poloniusza , szaleństwo Ofelii, relacje dwóch głupków Guildensterna i Rosencrantza, czy przesadnie tutaj eksponowane wizualizacje nie są nowatorskie. Wykorzystując te same środki, ponownie mierząc Szekspira zabarwionymi kiczem groteską i absurdem, reżyserka zdołała ustawić dramat w trochę innym świetle. Za igraszką bohaterów, wypowiadających najważniejsze kwestie dramatu Szekspira zupełnie bez wyrazu i jakby z przymusu, kryje się wiele metateatralnych odniesień (m. in. zwrot "aktorzy tragiczni ze stolicy" nabiera zupełnie innego wydźwięku) oraz wnikliwa, krytyczna analiza "męskocentryzmu" otaczającego kobiety świata. Spektaklowi szkodzi nadmiar dosłowności (m. in. poroże jelenia w wizualizacji jako komentarz do sytuacji bohaterów) i miejscami prostackie sprofilowanie postaci. Jednak ten "Hamlet" stanowi ciekawy, osobny głos w dyskusji o przydatności i uwspółcześnianiu dzieł Szekspira.

Zupełnie inne od monumentalnego przestawienia Teatru Polskiego były dwie pozostałe propozycje trzeciego dnia Festiwalu, ustawione w minicyklu o nazwie "Szekspir Solo". Organizatorzy wykazali się głęboką wiarą w widzów, którzy monodramy (pochodzącej z Armenii Mariam Gazanczjan i Ukrainki Lidii Danylczuk) oglądali w językach oryginalnych, bez polskich napisów. Dziwi to zwłaszcza w przypadku drugiego monodramu, który stanowił twórczą wizję dalszych losów Ryszarda III, rozpoczynających się w momencie, gdy William Szekspir skończył swoją sztukę.

"Ofelia" armeńskiego Teatru Młodego Widza w Erewaniu rozpoczyna się w nakreślonej kilkoma rekwizytami celi (druciana prycza, na niej listy, z tyłu pusta rama od obrazu). Tytułowa bohaterka w pustelniczym stroju, skryta za kapturem, z grzechotką w ręce bardziej przypomina trędowatego niż nadobną Ofelię. Przeistacza się w nią stopniowo, zsuwając kaptur, zdejmując pokutniczą szatę. Żal za zamordowanym ojcem oraz miłość i nienawiść do jego mordercy - ukochanego Hamleta, nieustannie się przenikają. Ormianka Mariam Gazanczjan perfekcyjnie potrafi przejść z jednej skrajnej emocji w drugą. Jej Ofelia nie jest przesłodzona, ani patetyczna. Jest tragiczna. Szaleje na naszych oczach. Co raz czyta listy od Hamleta, by zaraz odrzucić je z odrazą. Miota się między powinnością a uczuciem. Swoje pretensje podkreśla pięknym, choć niezrozumiałym głosem. Samo zakończenie jest trochę jak zerwana taśma. Jej melancholijny śpiew zamiera wpół taktu. Światło gaśnie. Nie ma Ofelii. Oszalała?

Lidia Danylczuk jako Ryszard III na wygnaniu nie jest już tak subtelna. "Ryszard po Ryszardzie" Teatru w Koszyku we Lwowie to opowieść tragi-komiczna. Ryszard III z ciężkim tobołem wędruje wokół sceny, wypowiadając sławne "Konia! Konia! Królestwo za konia!". Po chwili aktorka zatrzymuje się, by opowiedzieć widzom historię bohatera. Z płachty, którą ciągnie były król Anglii, wysypują się dziesiątki głów kapusty. Lidia Danylczuk wyjątkowo patetycznie, z emfazą odgrywa swoją postać. Bohater wspomina dawne losy tyrana, z lubością ścinającego głowy, czego popłuczyny mamy na scenie pod postacią masakry na kapustach. Jak niegdyś krewnych i konkurentów, tak teraz, przy akompaniamencie ostrych elektronicznych rytmów, Ryszard III z wielką pasją szatkuje kapuściane głowy dwoma nożami kuchennymi, które wraz z dziesięcioma innymi stanowią słońce w dziwacznym świecie "Ryszarda po Ryszardzie". Gdy nie ma już ani jednego całego warzywa, Ryszard III zawija resztki w płachtę i idzie dalej, powtarzając swoją najbardziej charakterystyczną kwestię. Szkoda, że zwleka z tym tak długo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji