Artykuły

Życie w tonacji minor

"Pamięć wody" w reż. Justyny Celedy w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Ocenia Tadeusz Piersiak.

Druga w tym sezonie premiera w częstochowskim teatrze, to historia jednocześnie wesoła i smutna.

Sztuki "Pamięć wody" pokazanej w sobotę [30 października]w Teatrze im. Mickiewicza można by z powodzeniem słuchać. Nie dziwi, że Shelagh Stephenson święciła triumfy jako autorka audycji radiowych. Tekst jest tak plastyczny, że spektakl można odbierać nawet z zamkniętymi oczyma, ciesząc się jędrnością dialogów, różnymi smakami humoru. - Nie mówię ci, że mam raka, tylko że jestem w ciąży - rzuca jedna z bohaterek swojemu kochankowi.

Cała opowieść ma jednak raczej minorową tonację. Trzy siostry spotykają się po latach niewidzenia na pogrzebie matki. Mają z rodzinnego domu wspomnienia różne, ale wszystkie złe. Mimo karier, jakie zrobiły w dorosłym życiu, nie są zadowolone z tego, co - i jak - osiągnęły. Wychowane przez rodziców, którzy byli dla siebie oziębli, wszystkie mają kłopoty z mężczyznami. Kochanek jednej w dniu pogrzebu przez telefon wypowiada jej znajomość. Kochanek drugiej jest żonaty i najwyraźniej dobrze mu w takim układzie. Mąż trzeciej wyznaje, że zupełnie inaczej wyobraża sobie życie.

Trzy siostry tworzą oś opowieści. Najstarsza - Teresa - jest sekutnicą, która wszystkim ma wszystko za złe. Średnia - Mary była pasożytem, który żerował na rodzinie - głównie na rodzeństwie. Wciąż żyje z przekonaniem, że jej się należy. Najmłodsza Catherine była zawsze w cieniu i wciąż popełnia szaleństwa, żeby być zauważoną. Nad nimi unosi się duch Matki, która widzi, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. To ona wpoiła córkom przekonanie, że kobieta bez mężczyzny jest niczym. Wszystkie pojawiające się postaci są tragiczne. Wszystkie mają nieudane życie.

Każda z postaci to materiał na znakomite role, dobrze wykorzystany przez częstochowskich aktorów. Ewa Agopsowicz--Kula dostała nawet brawa za scenę, w której pod wpływem alkoholu wygarnia prawdę całemu towarzystwu. Rzeczywiście zagrała w wysokiej tonacji, bardzo ekspresyjnie. Najciekawsza jednak wydawała się wytonowana postać Mary stworzona przez Iwonę Chołuj. Trudnym zadaniem, z którego wyszła zwycięsko, było zagranie erotycznych scen i gestów. Doskonale poradziła sobie Agnieszka Łopacka z postacią neurastenicznej Catherine. Pięknie zaistnieli Czesława Mączka jako Matka i Waldemar Cudzik - Frank. I tylko Marek Ślosarski - choć wydaje się być urodzonym uwodzicielem, jako Mikę, w pierwszych chwilach swojego występu brzmiał fałszywie. Jakby zażenowany pokrojem bohatera.

Spektakl rozwija się bardzo naturalnie. Tętni naprzemiennym rytmem - po scenie dramatycznej następuje jej rozładowanie żartem. Kiedy czujemy się nieco znużeni nieszczęściami spadającymi na bohaterów, następuje przerwa techniczna. Po niej do finału prowadzi już galopada rozjaśnień i ściemnień, aż wreszcie następuje niejednoznaczne zakończenie, który chyba każdy interpretować musi dla siebie. W tej drugiej części daje się dopiero czuć rękę reżysera, Justyny Celedy, bo pierwsza toczy się wręcz sama -jak prawdziwe życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji